Do 15 sierpnia br., w Młodzieżowym Domu Kultury im. Andrzeja Bursy (os. Tysiąclecia 15) można oglądać poplenerową wystawę prac plastycznych i fotograficznych pt. „Nowohuckie pejzaże”.
Założeniem projektu „Nowohuckie pejzaże” było zwrócenie uwagi na niekonwencjonalną urodę dzielnicy, trudną do jednoznacznej oceny architekturę Placu Centralnego i Alei Róż. Na wystawie prezentowane są najlepsze prace wykonane przez artystów amatorów – dzieci, młodzież i dorosłych – w czasie dwudniowego pleneru w Alei Róż oraz fotografie dokumentujące przebieg plastycznych i nie tylko plastycznych zdarzeń z 30 maja i 6 czerwca 2009 roku. 6 czerwca plenerowi towarzyszyły występy zespołów artystycznych Młodzieżowego Domu Kultury im. Andrzeja Bursy: uczestników Warsztatów Teatralnych Sceny „i”, Zespołu Wokalnego „Avista”, Teatrzyku „Na niby”, Zespołu Tanecznego „Top” oraz Grupy Happenerskiej Nowa Huta działającej przy Ośrodku Kultury Nowa Huta – w Klubie 303.
15 czerwca uroczyście otwarto wystawę na którą zakwalifikowano prace 45 malujących w wieku od 5 do 45 lat. Na wystawie poza pracami plastycznymi oglądać można 41 fotografii 7 autorów, dokumentujących plenerowe wydarzenia. Wszyscy uczestnicy pleneru otrzymali nagrody rzeczowe m.in.: sztalugi malarskie oraz pamiątkowe dyplomy. Przedsięwzięcie zorganizowane zostało przez Młodzieżowy Dom Kultury im. Andrzeja Bursy w ramach obchodów jubileuszu 60-lecia powstania Nowej Huty.
(mroz)
Wystawa fotografii na os. Dywizjonu 303 „GHNH, CZYLI CYRK NA DYWIZJONU”.
16 czerwca br. na os. Dywizjonu 303 otwarto wystawę fotografii Mateusza Mrozowskiego „GHNH czyli Cyrk na Dywizjonu”. Wystawę w iście cyrkowym stylu otworzył najmłodszy członek Grupy Happenerskiej Nowa Huta, 12-letni Oskar (z niewielką pomocą autora zdjęć). Otwarcie wystawy było jedną z atrakcji imprezy: „Akcja Cyrk – Cyrkowcy i Szczudlarze Łączcie się”, która to była zwieńczeniem projektu zrealizowanego w ramach programu „Młodzież w działaniu – inicjatywy młodzieżowe”. Na imprezie wystąpiły zespoły The Kermits oraz Nowohucka Krew. W pokazie cyrkowym swe umiejętności zaprezentowała Grupa Kazimierz ze Staromiejskiego Centrum Kultury Młodzieży. Można było wziąć również udział w licznych warsztatach: żonglerki, chodzenia na szczudłach, jazdy na monocyklach, machania poi, gry na bębnach. Na zakończenie imprezy zaprezentowała się oczywiście Grupa Happenerska Nowa Huta (działająca w Klubie 303 – Ośrodka Kultury Kraków-Nowa Huta) w znakomitym pokazie fire show.
- Ci, których fotografowałem, mają od 12 do 21 lat, mieszkają na jednym osiedlu – Dywizjonu 303. Tomek, Piotrek, Łukasz, Arek, Michał, Kuba, Kuba, Marcin, Oskar, Natalia, Alicja, Marta czyli Grupa Happenerska Nowa Huta. Zamiast siedzieć pod blokiem spotykają się po szkole, by chodzić na szczudłach, żonglować, jeździć na monocyklach, robić sztuczki z ogniem. Aby zdobyć środki na sprzęt, stroje, instruktorów napisali projekt w ramach programu „Młodzież w działaniu – Inicjatywy młodzieżowe”. Pomysł spodobał się, i teraz mogą ćwiczyć pod okiem profesjonalnych instruktorów. Swoimi występami GHNH wnosi w życie osiedla mnóstwo magii i kolorytu – powiedział nam autor wystawy Mateusz Mrozowski.
Na wystawę składa się 35 fotografii, będących autorskim zapisem działań Grupy Happenerskiej Nowa Huta. Jedno z prezentowanych na wystawie zdjęć zostało nagrodzone Grand Prix konkursu fotograficznego „Nowa Huta w XXI wieku”. Wystawę można oglądać do 15 sierpnia w Klubie 303 – Ośrodka Kultury Kraków-Nowa Huta na os. Dywizjonu 303, bl. 1.
(f)
Mateusz Mrozowski – fotograf freelancer, pedagog. Publikował m.in. na łamach: „Gazety Wyborczej”, „Gazety Krakowskiej” i „Głosu-Tygodnika Nowohuckiego”. Laureat konkursów fotograficznych: „Fotografuj Kraków”, „Wakacyjny Kraków” (Akcje „Gazety Wyborczej”) „Jeden dzień z życia miasta 2008”, „Jeden dzień z życia miasta 2009”, „Spotkania ludzi, spotkania kultur”, „Nowa Huta w XXI wieku”. Swoje prace wystawiał na wystawach zbiorowych w kraju i za granicą. Jego cykl o krakowskich studentach obcokrajowcach prezentowany był podczas „Tygodnia Kultury Polskiej” w Bochum (Niemcy) w 2007 roku. Założyciel i opiekun Fotoklubu MDK im. Andrzeja Bursy w Krakowie.
Pomimo, że przez kilka godzin kropiło, humory dopisywały CAŁE RODZINY BAWIŁY SIĘ NA NIEDZIELI Z WANDĄ
W ubiegłą niedzielę, 21 czerwca br., na terenie zielonym pomiędzy Nowohuckim Centrum Kultury a os. Centrum E, odbył się Festyn Rodzinny „Niedziela z Wandą”, którego organizatorami byli Rada Dzielnicy XVIII Nowa Huta i Ośrodek Kultury Kraków-Nowa Huta.
Pomimo, że początkowo lekko kropiło, humory dopisywały wszystkim. Po występie dzieci z przedszkoli mieszczących się na terenie Dzielnicy XVIII wszystkim gości powitał przewodniczący Rady i Zarządu Dzielnicy XVIII Edward Porębski. Podziękował sponsorom i partnerom, bez których impreza w takim wymiarze na pewno nie mogłaby się odbyć. Wśród wymienionych znalazły się zarówno instytucje miejskie jak i prywatne: Krakowski Holding Komunalny, MPWiK, MPEC, MPO, Elektrociepłownia Kraków, MPK, KRH „Solidarność”, Selgros Cash&Carry, Firma Hean, Policja, Straż Miejska, Szkoła Aspirantów Pożarnictwa, Ochotnicze Straże Pożarne z terenu Dzielnicy XVIII, ZIKiT, Szpital im. Stefana Żeromskiego, Centrum Tańca i Ruchu „Pade”, AG Studio i Wideo Magik. Patronat medialny nad festynem objęli: Polska Gazeta Krakowska, TVP Kraków, Radio VOX i Głos-Tygodnik Nowohucki. Po podziękowaniach, przewodniczący Porębski zaprosił wszystkich do wspólnej zabawy.
A było w czym wybierać. Obok głównej sceny stał namiot Szpitala im. Żeromskiego, gdzie można było bezpłatnie zmierzyć ciśnienie, zbadać poziom cukru we krwi, a nawet odbyć bezpłatną konsultację z internistą czy wykonać badanie EKG. Wiele atrakcji czekało na dzieci, które mogły obserwować walki Bractwa Rycerskiego, pokazy Jiu-Jitsu, przejechać się bryczką, obejrzeć sprzęt Policji, Straży Miejskiej czy Straży Pożarnych, pojeździć małymi terenowymi pojazdami lub skorzystać z karuzeli. Dorośli mogli z kolei do woli korzystać z usług małej gastronomii. Kuszący zapach pieczonych kiełbasek czuć było nawet pod księgarnią „Skarbnica”.
Można było wreszcie skupić się na tym, co działo się na scenie. A działo się wiele. Najpierw wystąpił zespół country „Coach”, później prezentowały się zespoły artystyczne Ośrodka Kultury Kraków-Nowa Huta. Gromkie salwy śmiechu towarzyszyły występowi kabaretu „Trzeci Oddech Kaczuchy”. Po występie kabaretu, Centrum Tańca i Ruchu „Pade” pokazało jak się tańczy salsę, a chętnym udzieliło krótkiej lekcji tego tańca. Gwiazdą wieczoru była oklaskiwana grupa „Kasprzycki Band”. Aplauz wzbudził też pokaz ogniowy Grupy Happenerskiej Nowa Huta. Niedzielną zabawę zakończył występ zespołu „Kto By To Wiedział”.
Całość ze swadą prowadził dziennikarz Radia VOX, Mariusz Kuś, a w trakcie festynu kwestowano na rzecz Towarzystwa Przyjaciół Chorych Hospicjum św. Łazarza i Fundacji Pomocy Rodzinom i Chorym na Mukowiscydozę „Matio”.
(f)
W ubiegłą środę, 17 czerwca br., w Urzędzie Miasta Krakowa podpisana została deklaracja w formie umowy społecznej w sprawie budowy eko-spalarni przy ul. Giedroycia. Dokument gwarantuje, że przedsięwzięcia towarzyszące realizacji zakładu zostaną wykonane, a sama instalacja będzie zbudowana w oparciu o najnowsze rozwiązania techniczne. To pierwsza taka umowa pomiędzy samorządem a społecznością lokalną w Polsce.
Po kilku miesiącach pracy, ostatecznie zakończył działalność zespół zadaniowy przy Prezydencie Miasta, powołany do przygotowania zakresu i harmonogramu inwestycji na terenie Dzielnicy XVIII Nowa Huta, towarzyszących budowie eko-spalarni w Nowej Hucie. Deklarację stron jako umowę społeczną w sprawie zadań kompensacyjnych dla Nowej Huty oraz współdziałania przy realizacji zakładu podpisali z jednej strony prezydent Jacek Majchrowski, wiceprzewodniczący Rady Miasta Bogusław Kośmider, prezes Krakowskiego Holdingu Komunalnego S.A. Marek Jaglarz, prezes MPWiK S.A. Ryszard Langer, z drugiej zaś reprezentanci społeczności Nowej Huty, radni z przewodniczącym Dzielnicy XVIII Edwardem Porębskim na czele.
Podpisany dokument to przede wszystkim gwarancja Miasta odnośnie realizacji około 50 przedsięwzięć i inwestycji na terenie Dzielnicy XVIII. Większość z uzgodnionych zadań realizowana będzie w latach 2010-2011, ale prace nad niektórymi już się rozpoczęły. Na zlecenie Zarządu Infrastruktury Komunalnej i Transportu prowadzony jest poszerzony remont ulicy Igołomskiej. Jednocześnie Miasto przygotowuje kompleksową modernizację i rozbudowę ul. Igołomskiej, na odcinku od ulicy Jeżynowej do granic Krakowa. Rozpoczęcie inwestycji przewidziane jest na rok 2010.
Wśród zadań, które już zrealizowano w ramach umowy społecznej z mieszkańcami jest wyremontowany plac Przy Poczcie. Na wniosek Dzielnicy XVIII przeprogramowano też sygnalizację przy skrzyżowaniu ul. Klasztornej z al. Jana Pawła II. Od maja wprowadzony został zakaz wjazdu TIR-ów na plac Centralny, co postulowali mieszkańcy. Niebawem rozpocznie się budowa kanalizacji, m. in. w rejonie ulic Kopaniec, Bardosa, Powiatowej, Jeżynowej, Na Niwach i bocznych, Zagłoby i Odmętowej oraz Ziarkowej, a także w osiedlach Chałupki, Branice i Przylasek Rusiecki. Zostaną zaaranżowane i doposażone ogródki jordanowskie w osiedlach Wróżenice, Chałupki i Pleszów. Jeszcze w tym roku planowana jest również modernizacja lub remonty nawierzchni niektórych ulic na terenie Dzielnicy (m. in. Jeziorko, Wyciąska i Rumiankowa). Do końca sierpnia tego roku ma powstać sygnalizacja świetlna na ul. Klasztornej, przed wejściem do klasztoru Ojców Cystersów.
W deklaracji znalazł się również zapis o tym, że instalacji spalarni zostanie zbudowana w oparciu o najnowsze rozwiązania technologiczne w tej dziedzinie. Zakład będzie wyposażony w system monitoringu technologicznego, jak i emisji zanieczyszczeń, w wyniki pomiarów będą udostępniane na bieżąco do wiadomości mieszkańców na elektronicznej tablicy oraz w Internecie. Zamontowany też będzie automatyczny system zabezpieczeń. W instalacji będą spalane jedynie odpady komunalne, dostarczane nowoczesnymi i szczelnie zamkniętymi ciężarówkami, z ominięciem centrum Nowej Huty, z wykorzystaniem obwodnic (głównie trasy S-7). W przypadku awarii zakładu, samochody transportujące odpady skierowane zostaną na składowisko odpadów komunalnych w Baryczy. Żużle i popioły, pozostające po procesie oczyszczania spalin, podlegać będą oddzielnemu procesowi utylizacji, w formie bezpiecznej dla środowiska. Dla mieszkańców Nowej Huty ważne jest i to, że zarówno odpady komunalne jak i produkty procesu spalania, nie będą składowane na terenie zakładu, ani w żadnym innym miejscu na terenie Dzielnicy XVIII.
Nad realizacją umowy społecznej ma czuwać specjalny zespół ds. realizacji zadań kompensacyjnych, monitoringu budowy i funkcjonowania spalarni. Zespół, w skład którego wejdą przedstawiciele Miasta i Rady Dzielnicy XVIII, zostanie powołana w ciągu najbliższego miesiąca.
(f)
Foto: Jerzy Woźniakiewicz
Podpisane umowy społecznej. Od lewej: wiceprzewodniczący Rady Miasta Bogusław Kośmider, prezydent Krakowa Jacek Majchrowski i przewodniczący Rady i Zarządu Dzielnicy XVIII Edward Porębski.
Prezesem Zarządu Okręgu PZW Kraków został Tadeusz Stryszowski.
KRAKOWSCY WĘDKARZE WYBRALI NOWE WŁADZE
W niedzielę 7 czerwca br. w Domu Wędkarza przy ul. Bulwarowej odbył się XXVIII Okręgowy Zjazd Delegatów Polskiego Związku Wędkarskiego Zarządu Okręgu w Krakowie.
W zjedzie, z ramienia Zarządu Głównego PZW, uczestniczył Ignacy Piskorski i wielu gości zaproszonych, a wśród nich redaktor naczelny „Głosu-Tygodnika Nowohuckiego”, Jan L. Franczyk. Przed rozpoczęciem części roboczej obrad delegaci chwilą ciszy uczcili zmarłego niedawno, wieloletniego prezesa Zarządu Okręgu Kraków PZW Zbigniewa Dziedzica oraz innych zmarłych członków Związku w trakcie mijającej kadencji (2005-2009). Szczególnie zaangażowani w pracę na rzecz PZW otrzymali pamiątkowe puchary. Najbardziej okazały, za wieloletnią pracę, miał otrzymać dotychczasowy prezes Zarządu Okręgu Kraków PZW Zbigniew Dziedzic. Puchar ten odebrała żona Zmarłego, wzruszona Janina Dziedzic. Kolejne puchary otrzymali: Zbigniew Krasowski i Andrzej Wilk.
Delegaci na Zjazd wybrali nowego prezesa Zarządu Okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego w Krakowie, którym został Tadeusz Stryszowski. Wybrano również 20-osobowy Zarząd Okręgu, Okręgowy Sąd Koleżeński i Okręgową Komisję Rewizyjną.
W minionej, czteroletniej kadencji, krakowskim wędkarzom udało się m. in. wyremontować Dom Wędkarza przy ul. Bulwarowej w Nowej Hucie i odnowić jego elewację. W latach ubiegłych sukcesywnie prowadzono zarybianie wielu zbiorników wodnych, zorganizowano kilka ogólnopolskich imprez sportowych (m. in. „Puchar Wisły” – Kraków 2005 czy „Puchar Lajkonika" - zawody spinningowe), a krakowscy wędkarze licznie uczestniczyli w wielu ogólnopolskich i międzynarodowych zawodach wędkarskich, zdobywają tytuły mistrzów.
W latach 2005-2009 szczególny nacisk położono na upowszechnianie ekologii i wędkarstwa wśród dzieci i młodzieży. Młodzieżowa Szkółka Wędkarska działa przy Kole PZW Nowa Huta. Założył ją w roku 2005 Wiesław Romanek. Szkółka funkcjonuje dwa razy w tygodniu, w poniedziałki i czwartki w godz. 17.00-19.00. Szkolenie młodzieży jest bezpłatne. Młodzież zwolniona jest również z opłat za przejazdy na wycieczki i zawody. Szczególną formą promocji wędkarstwa wśród najmłodszych są tradycyjne zawody wędkarskie dzieci i młodzieży organizowane od 19 lat nad zalewem nowohuckim z okazji Dnia Dziecka.
(f)
Janina Dziedzic, w imieniu zmarłego Męża, odbiera przyznany mu pamiątkowy puchar za pracę na rzecz Polskiego Związku Wędkarskiego.
Rozmawiamy z Jerzym Ridanem, Nowohucianinem Roku 2008.
INSPIRUJĄCA JEST TYLKO PRAWDA
Jan L. Franczyk: Kapituła naszej redakcji przyznała ci tytuł „ Nowohucianina Roku” za całokształt działalności, a w szczególności za budzący podziw trud dokumentowania złożonej historii Nowej Huty, także za pracę pedagogiczną, organizowanie przeglądów i maratonów filmowych oraz realizację Nowohuckiej Kroniki Filmowej. Ludzie mówią, że jesteś „nowohuckim kronikarzem”...
Jerzy Ridan: Istotnie, często tak mówią. Śmieję się trochę z tego, choć jest w tym określeniu trochę racji. Z Nową Hutą związany jestem od dawna. Tu mieszkam, tutaj pracuję i głównie
o tej dzielnicy Krakowa realizuję swoje filmy. Niektóre z nich stały się głośne, także za granicą. Przykładem jest „Lenin z Krakowa”, który zrealizowałem z Jurkiem Kowynią. Dokument opowiada o historii nowohuckiego pomnika W. I. Lenina, w tym o jego projektancie i o robotniku, który próbował wysadzić obelisk w powietrze. Głośnym filmem jest też „Lot kuli”. Obraz o pacyfikacji (w stanie wojennym) kopalni „Wujek”. Przez górników film uważany za najlepiej oddający prawdę o tamtych wydarzeniach. Oba filmy prezentowały stacje telewizyjne w Polsce, Niemczech, Francji i Kanadzie. Otrzymały wiele prestiżowych nagród, w tym „Lenin z Krakowa” około dziesięciu, natomiast „Lot kuli” II nagrodę na Festiwalu „Art” w Dijon i Grand Prix na festiwalu „Ecce Homo” w Mediolanie. JLF: Nie wspomniałeś o filmie dla Nowej Huty najważniejszym. Chodzi o „Róg Marksa
i Obrońców Krzyża”. W realizacji tego dokumentu pomagał ci Adam Macedoński (artysta malarz, opozycjonista polityczny z lat osiemdziesiątych, założyciel Instytutu Katyńskiego).
JR: Adam uczestniczył w walkach o Krzyż Nowohucki, które rozpoczęły się 27 kwietnia 1960 r. Był więc wiarygodnym świadkiem. Kiedyś w udzielonym wywiadzie mówił: „Widziałem ich w czasie obrony krzyża. Biegłem z nimi na rzędy uzbrojonych milicjantów. Dziwiłem się ich odwadze. Przecież wtedy padły strzały. Po latach spotkałem ich już starszych, na rencie, niektórzy o lasce, kulawi... Zdziwiła mnie ich wielka skromność, oni uważają, że to było nic. Po prostu uważają, że każdy by to zrobił.”
Cytuję wypowiedź Macedońskiego dlatego, że jest bardzo piękna i w sposób prawdziwy opisuje zachowania wielu mieszkańców naszej dzielnicy podczas tamtych wydarzeń. JLF: Film był wyświetlany podczas jednego z Maratonów Filmowych – na placu – na którym stał kiedyś pomnik Lenina. To znamienne miejsce. I jeszcze ten film, który w wielkim skupieniu oglądało prawie tysiąc osób. Wśród widzów byli też Obrońcy Krzyża, niektórzy z nich przyjechali na wózkach inwalidzkich.
JR: Większość bohaterów filmu już nie żyje. O ich losach opowiadają materiały, które opublikowałem w kwartalniku historycznym „KARTA” i książce dokumentalnej „Krzyż Nowohucki – dzieje walk o wiarę i wolność” (nakładem wydawnictwa „Ostoja”). JLF: Z kolei dokument „I któż nas zaprowadzi” był próbą przedstawienia stanu świadomości nowohuckiej młodzieży. Dlaczego robisz takie filmy, które w czasach dewaluacji podstawowych wartości i komercjalizacji życia, przybierają szczególnego znaczenia?
JR: Właśnie dlatego, że żyjemy w takich czasach. Jestem dokumentalistą. Moim obowiązkiem jest opisywać wydarzenia, których ocenę pozostawiam widzowi. Pragnę, aby historia naszego kraju była opisywana poprzez prawdę. Każdy z nas pragnie poznać prawdę, bo tylko ona – jak mawiał Mackiewicz – jest ciekawa. Niestety, poznać prawdę nie jest łatwo, szczególnie młodzieży. Na przeszkodzie stają niekiedy ludzie biznesu i dziennikarze, najczęściej jednak politycy, którzy będąc urzędnikami powinni reprezentować prawo. Nie powinni zatem posługiwać się demagogią i kłamstwem. Polityk nie musi kłamać, bo może – jak każdy z nas, szczególnie jeśli jest taka konieczność – nie o wszystkim mówić. Może też zasłaniać się tajemnicą państwową. Moje filmy nie są oparte na kłamstwie. Poprzez obrazy, dźwięki, montaż, a przede wszystkim poprzez moich bohaterów świat opisuję z wielu perspektyw, także z mojej. JLF: Kiedy zainteresowałeś się filmem?
JR: W okresie dzieciństwa, kiedy mieszkałem w Bydgoszczy. Już wtedy uwielbiałem chodzić do kina. Doszło do tego, że zamiast siedzieć w ławce szkolnej, oglądałem filmy. No i obniżono mi ocenę z zachowania. Chciałem nakręcić własny film, ale to było tylko marzenie.
Po przeprowadzce do Krakowa znalazłem się w Amatorskim Klubie Filmowym „Nowa Huta”, który mieścił się w Ognisku Młodych Zakładowego Domu Kultury HiL. I tak się to wszystko zaczęło. Pamiętam, jak z klubu pożyczyłem kamerę i kupiłem podręcznik „Nauka filmowania”, a potem nakręciłem pierwszy film „Spacer”. Wystąpiła w nim młoda dziewczyna z Nowej Huty, która potem została moją żoną. Film zrealizowałem kamerą „Pentaflex 16 mm” produkcji NRD, którą zasilałem napięciem 12 V (z akumulatora traktora URSUS). Na jednym z festiwali filmowych „Spacer” uzyskał jedną z głównych nagród. Przewodniczącym jury był wspaniały pedagog – prof. Antoni Bohdziewicz. I to on namówił mnie, abym startował do Szkoły Filmowej w Łodzi. JLF: Wspomniałeś o nieżyjącym już profesorze Bohdziewiczu. Teraz ty uczysz młodych ludzi...
JR: To prawda... Dwa tygodnie temu ciekawe zajęcia miałem ze studentami Krakowskiej Szkoły Scenariuszowej, działającej w dawnych pomieszczeniach „Teatru 38” w Krakowie. Przez wiele lat prowadziłem warsztaty scenariuszowe w Instytucie Polonistyki UJ, których uczestnikami byli młodsi i starsi. Ci ostatni tworzyli grupę autorów wielu publikacji, esejów, tomików poezji i książek beletrystycznych. Na wykłady przyjeżdżali ludzie z wielu zakątków kraju, nawet z Białegostoku. Zdziwienie wzbudziła dziewczyna, która na zajęcia przylatywała samolotem z... Brukseli. Jako pedagog pierwsze zajęcia prowadziłem w AKF „Nowa Huta”, a po ukończeniu studiów filmowych pracowałem z dziecięcą grupą teatralną „ABC” w Klubie „Kuźnia” Zakładowego Domu Kultury Huty im. Lenina (obecnie Ośrodka Kultury im. Cypriana K. Norwida). To była wspaniała grupa dzieci, która na festiwalach zdobywała liczne trofea. Miałem nadzieję, że w przyszłości z tymi dziećmi prowadzić będę teatr młodzieżowy. Niestety, z pracy zostałem wyrzucony, gdyż w tym czasie realizowałem w Warszawie pełnometrażowy debiut filmowy „Sonata marymoncka”, na motywach opowiadania Marka Hłaski. W 1991 roku związałem się więc z Młodzieżowym Domu Kultury im. Andrzeja Bursy na os. Tysiąclecia, w którym prowadziłem warsztaty teatralne i filmowe. To właśnie tutaj z uczestniczkami projektu „Feniks” Małopolskiego Instytutu Kultury zrealizowałem film „Dziewczyny z Nowej Huty”, który w Międzynarodowym Konkursie Europejskich Telewizji „Circom” uzyskał nagrodę za strukturę scenariusza i nietypowy sposób realizacji dokumentu. JLF: Ciekawe są też Nowohuckie Kroniki Filmowe, które zacząłeś realizować w 2004 roku.
JR: Było to możliwe, gdyż pomagali mi moi uczniowie, uczestnicy warsztatów filmowych
z MDK im. A. Bursy. Jeden z nich Kroniki realizuje już samodzielnie i kończy studia filmowe w Łodzi. W sumie powstało prawie 180 pełnych, czyli trzy-tematowych odcinków! To ewenement w skali kraju, gdyż żadne miasto w Polsce nie ma takich realizacji! Producentem jest Ośrodek Kultury im. Cypriana Norwida, który m.in. pilnuje, aby Kroniki ukazywały się regularnie, a więc co tydzień, i były codziennie wyświetlane przed każdym seansem w Kinie Studyjnym „Sfinks”. Nowohuckie Kroniki Filmowe emitowane są także trzy razy w tygodniu na antenie Telewizji Kraków. Oglądać je można również w internecie, na stronach: www.kronika.com.pl
Popularność tych realizacji może tylko cieszyć, ale nie to jest najważniejsze. Zmontowane tematy filmowe na bieżąco są archiwizowane. Stosowana jest metoda cyfrowa, która pozwala przechowywać dokumentalne zapisy przez długie lata. Pracujemy z myślą o następnych pokoleniach. I właściwie te działania są najbardziej budujące. JLF: Jesteś optymistą?
JR: Oczywiście. Lubię myśleć pozytywnie i działać misyjnie. Lubię też pracę zespołową. Reżyser nie może być samotnikiem, musi działać z ludźmi i musi ich szanować, gdyż oni też mogą stać się bohaterami jego filmów. Takie wspólne działanie pozwala reżyserowi istnieć.
JLF: Jakie są więc twoje najlepsze wspomnienia związane z Nową Hutą?
JR: Jest ich bardzo wiele... Oto przykłady... Jako bardzo młody i niedoświadczony chłopak przyjeżdżam z Bydgoszczy do Nowej Huty. W kieszeni mam tylko sto złotych, bo tyle ojciec dał mi na drogę. Tu spotykam ludzi, którzy mi pomagają. Jakaś kobieta wynajmuje pokój na os. Krakowiaków 5/34, przez pewien czas nie pobiera żadnych opłat. Staruszek z al. Róż pożycza mi bezinteresownie powiększalnik do zdjęć i inne akcesoria, abym robiąc odbitki fotograficzne, mógł zarobić na jedzenie. Staruszek mnie nie zna i nie chce żadnego pokwitowania. Wkrótce w kieszeni mam pierwsze zarobione pieniądze, a w kilka dni później spotkana na ulicy dziewczyna, prowadzi mnie do Amatorskiego Klubu Filmowego „Nowa Huta”. Wcześniej w tym klubie startowali tacy ludzie, jak Krzysztof Zanussi, Ryszard Zawidowski, Wincenty Ronisz czy Andrzej Trzos - Rastawiecki. W klubie zostaję bardzo ciepło przyjęty, a w dwa tygodnie później otrzymuję pracę na 1/2 etatu, w charakterze... instruktora artystycznego! To właściwie niemożliwe, ale tak się stało! Mam już pracę, ale nie mam pojęcia o realizacji filmów! Więc się uczę! Potem za pierwszy samodzielnie zrealizowany film dostaję nagrodę profesora Bohdziewicza z łódzkiej „filmówki”! Czuję, że wystartowałem z rozpędem! Jest świetnie! Obserwuję ludzi. Klub tworzą robotnicy wywodzący się z kombinatu, a także studenci z Krakowa. Atmosfera spotkań jest twórcza. Nikt się nie wymądrza. Powstają nowe scenariusze i dobre filmy. Kto nie wierzy, niech pójdzie na wystawę plenerową „Moja Nowa Huta” (przy Al. Róż, na przeciwko „Świata Dziecka”) i obejrzy zdjęcia z AKF-u. Jest w nich siła działania i pasja! No i otrzymujemy za filmy główne festiwalowe nagrody – pomimo, że bardziej doświadczeni członkowie Klubu zaczynają odchodzić, tworząc pionierską kadrę pracowników przyszłej telewizji w Krakowie.
Inne wspomnienie jest jeszcze piękniejsze! To dzięki czeskiej kamerze „Admira 16” z AKF „Nowa Huta” poznałem kardynała Karola Wojtyłę. Chyba jako jedyna świecka osoba w Polsce (zapewne poza ubecją) kręciłem filmy z udziałem ks. kardynała, jeździłem z nim pamiętną „Wołgą”, robiłem ujęcia w zakonie sióstr Dominikanek w Gidlach (ks. kard. K. Wojtyła uchylił klauzulę), potem kręciłem ujęcia filmowe z wizyt ks. kardynała w Zielonej Budce, czyli prowizorycznym punkcie katechetycznym, nielegalnie ustawionym na polach mistrzejowickich. Gospodarzem punktu był nieodżałowany ks. Józefa Kurzeja.
Materiały filmowe przechowywałem w Kurii. Niestety, po wyborze ks. kard. Wojtyły na papieża, filmy moje w dziwnych okolicznościach zaginęły. Tylko niewielka ich część z udziałem ks. Józefa Kurzei ocalała. Przypadek? Fragmenty tego materiału pokazałem w Nowohuckiej Kronice Filmowej. JLF: Takich wspomnień można tylko pozazdrościć...
JR: I jeszcze jedno... Podczas trwania stanu wojennego zdobyłem nielegalną kopię filmu „Przesłuchanie” Ryszarda Bugajskiego, która nagrana została na taśmie VHS. Film był tzw. „pułkownikiem”, czyli filmem zdjętym przez cenzurę, bo opowiadał o przesłuchaniach prowadzonych przez ubeków w okresie wczesnego PRL-u. I właśnie ten film postanowiłem pokazywać na konspiracyjnych spotkaniach u mnie w domu na os. Tysiąclecia. Widzami mieli być tylko moi krewni, przyjaciele i dobrzy znajomi. Formuła spotkań jednak się bardzo rozrosła, bo z czasem na projekcje przychodzili ludzie coraz mniej znani, aż w końcu nie wiadomo było, kto jest kim. Ludzie o umówionej godzinie pojedynczo wchodzili do klatki schodowej, „drałowali” na czwarte piętro i natrafiali na przymknięte drzwi prowadzące do mojego mieszkania. Ktoś przynosił kawę, ktoś inny ciasto, czasami pojawiały się na stole pierogi... Było bardzo miło. Po filmie dyskutowaliśmy szeptem. Myślę, że w tym czasie był to jedyny w Polsce KDKF, czyli Konspiracyjny Dyskusyjny Klub Filmowy. Przez moje mieszkanie przewinęła się ogromna ilość różnych ludzi. Konspiracja była wspaniała. Pomimo moich obaw, wsypy żadnej nie było, bo nikt nie doniósł! Czasem ktoś mnie jeszcze zaczepia na ulicy i mówi: - Ja u pana byłem! Ja: - Nie znam pana… On: - Jak to? A przesłuchanie?
No i się śmiejemy i idziemy na kawę. To są bardzo miłe spotkania. O takich różnych nowohuckich spotkaniach mógłbym napisać książkę. Ale kto by ją czytał?
Po zakończeniu stanu wojennego realizowałem plenerowe widowiska „Serce Roście”
na os. Złotego Wieku. Były to imprezy poświecone twórczości J. Kochanowskiego, organizowane za niewielkie pieniądze. Pomagały więc dzieci i dorośli, wszyscy byli mieszkańcami okolicznych osiedli. Ludzie dekorowali swoje okna chorągwiami renesansowymi, które sami wcześniej uszyli. Dzieci z Teatrzyku ABC, uczniowie, rodzice,
a także aktorzy z Teatru Ludowego czytali wiersze. Przed pomnikiem Kochanowskiego składano kwiaty. Wszystkie zespoły muzyczne występowały bezpłatnie. Najpiękniej śpiewał Akademicki Chór „Organum”. Imprezy trwały kilka godzin i według danych milicyjnych, każdorazowo brało w nich udział około dwadzieścia tysięcy osób. W tamtych czasach,
to naprawdę było coś! JLF: Podobna ilość widzów ma się przewinąć przez Nowohucki Festiwal Filmowy...
JR: Taką liczbę planujemy. Impreza trwać będzie od 26 do 30 sierpnia. Będzie to jedna z największych imprez organizowanych w ramach obchodów 60-lecia Nowej Huty. Już teraz zapraszam! Na placu w Al. Róż i kinie SFINKS zobaczycie najciekawsze filmy o Nowej Hucie. JLF: Nasza redakcja objęła imprezę patronatem medialnym. O Festiwalu będziemy więc pisać.
JR: Zainteresowanych zapraszam też na stronę www.nhfestiwal.pl Do zobaczenia na Festiwalu! JLF – Dziękuję za rozmowę.
W Teatrze Ludowym Wiesława Dymnego „Skrzyneczka bez pudła”
Wiesław Dymny – aktor, scenarzysta filmowy, poeta, prozaik i satyryk związany z Piwnicą Pod Baranami – debiutował tomem pt. „Opowiadania zwykłe”, które wydał w 1963 r. Był twórcą niepokornym, niekonwencjonalnym, uchylającym się od zbiorowego, schematycznego myślenia i tendencji literackich tamtego czasu. Przez to bliżej mu było do innych indywidualności artystycznych, takich jak Wojaczek, Stachura, Bursa, Hłasko, choć jako twórca Wiesław Dymny nie identyfikował się z żadnym nurtem, czy też grupą literacką.
Na podstawie jednego z „Opowiadań zwykłych” powstała „Skrzyneczka bez pudła”, czyli spektakl na Scenie pod Ratuszem Teatru Ludowego, inspirowany beskidzką atmosferą rodzinnej wioski Wiesława Dymnego, gdzie autor mieszkał przed przyjazdem do Krakowa. Bohater spektaklu (w tej roli Paweł Kumięga) trafia do wsi, by u miejscowego stolarza (niezastąpiony, choć bardziej frasobliwy niż zwykle, Andrzej Franczyk) zamówić skrzynkę. Jednak okazuje się, że wykonanie tego zamówienia nie jest takie proste, a majstra-górala, w jego naturalnym środowisku, trzeba wciąż dopingować do skończenia roboty. Mnożą się kolejne wizyty bohatera we wsi, więc coraz lepiej poznaje on miłosną historię stolarza do pięknej Hrapkowej (Beata Schimscheiner), ale też odkrywa straszną tajemnicę…
- Bez wahania mówię, że to świetny spektakl, bardzo go lubię. W tzw. żywym planie bierze udział tylko trójka aktorów, którzy wchodzą w akcję sceniczną z resztą aktorów, nagranych na taśmie filmowej - opowiada dyrektor Teatru Ludowego Jacek Strama.
Postaci z filmu wyświetlanego na tle sceny rozmawiają z żywymi aktorami, jednym z filmowych bohaterów jest Tomasz Schimscheiner, który jako gminny urzędnik urzeka publiczność). Zabieg ten posłużył zilustrowaniu opowiadanych historii, czy przywołaniu wspomnień. - Tak więc mamy tu dwie rzeczy w jednym: troche kina i kawał teatru – dodaje dyr. Strama i opowiada o wykonawcy głównej roli: - Paweł Kumięga jest z nami od trzech sezonów, gra kolejna rolę i bardzo rozwinął się jako aktor. To młody człowiek, któremu kibicuję w jego drodze aktorskiej i staram się go wspierać.
- Gram rolę Adama, młodego człowieka, który po kilku latach nieobecności wraca do swojej rodzinnej wioski, Brennej Górnej gdzieś w Beskidach – nawiasem mówiąc, to wioska, w której Dymny spędził niejeden dzień, niejedno lato, niejeden wieczór i niejeden raz obserwował ludzi, którzy tam pracują, żyją, bawią się, uczą i smucą – mówi Paweł Kumięga. - I na podstawie tego stworzyliśmy taką oto lekką, miłą i przyjemną, a w konsekwencji bardzo poruszająca historyjkę o ludziach. O dwójce ludzi, którzy dzięki swym – może nie do końca trafnym i przemyślanym wyborom - wiodą swoje życie nie tak, jak by tego chcieli.
- Czy pan lubi swoją rolę? – zapytałam aktora
- Z jednej strony tak, z drugiej – trochę dziwię się mojemu bohaterowi. Bo to taki facet, który ogromnie wkręca się w swoja robotę. Przyjeżdża, prosi o wykonanie jakiejś skrzynki, zwykłej skrzynki z dykty, a kończy na morderstwie… To taki rodzaj gościa, który drąży w skale i okazuje się, że jeśli ją tak nawiercać, i tą kroplą wody traktować, to ona w końcu pęknie. I rzeczywiście pęka! – mówi Paweł Kumiega.
+ Czy ten spektakl kończy się więc pana zdaniem happy endem?
- Trudno powiedzieć, czy to happy end. Niektórzy pewnie tak to zrozumieją, ale inni… no cóż - tak toczy się życie. Wydaje mi się, że niezależnie od tego, jak to potraktujemy, to historia, którą warto obejrzeć. Czasami, wychodząc z teatru, warto przecież pomyśleć, żeby przystanąć i zastanowić się, czy rzeczywiście jakiś nasz wybór życiowy jest dobry, czy rzeczywiście to tędy wiedzie droga mojego życia. No i czy warto gonić, biegać, poświęcać się tylko głupiej doczesności. Poza tym, tam, w wiosce ze spektaklu, życie przecież toczy się zupełnie inaczej; oni żyją sobie powolutku, od śniadania do obiadu, kolacji – to jest to, co ja w tym przedstawieniu i Adamie bardzo lubię – śmieje się aktor. - Że on się poddaje tej naturalnej, wiejskiej atmosferze, której mnie też dane było kiedyś posmakować i do której mi dziś tęskno. A rzeczywiście można niemal poczuć prawdziwy zapach wsi, natury. Dziś na co dzień już tego brak. A właśnie dzięki temu spektaklowi można sobie to powspominać, powąchać, popatrzeć, uśmiechnąć się.
„Skrzynka bez pudła”, jak brzmiał tytuł oryginału, została zaadaptowana i wyreżyserowana przez Andrzeja Sadowskiego, który jest także autorem scenografii i opracował spektakl muzycznie. Spektakl można oglądać na Scenie Pod Ratuszem.
Anna Kaszewska.
W 79. rocznicę urodzin pułkownika Ryszarda Kuklińskiego – 13 VI 1930 r.
ZNACZENIE SAMOTNEJ MISJI W CYTATACH
Już jako papież, usłyszałem to z ust jednego z wybitnych polityków europejskich. Powiedział: „Jeżeli komunizm sowiecki pójdzie na Zachód, my nie będziemy w stanie się obronić. Nie ma siły, która by nas zmobilizowała do takiej obrony”.
Jan Paweł II „Pamięć i Tożsamość”
Po najeździe wojsk Układu Warszawskiego (UW) na Czechosłowację w roku 1968, w grudniu 1970 roku, po zmasakrowaniu ludności cywilnej na Wybrzeżu przez regularne jednostki LWP, płk. Ryszard Kukliński ostatecznie decyduje się podjąć współpracę z USA. Po nawiązaniu jej w roku 1971, w 1972 złożył Amerykanom osobistą deklarację: My, Polacy, należymy obecnie do obozu sowieckiego, ale to nie był nasz wybór, to zostało ustalone miedzy wami, a Rosjanami. W przypadku wojny, wojny obronnej przeciwko agresji z waszej strony, pozostaniemy z Rosjanami i innymi krajami Układu Warszawskiego. Jest to jednak mało prawdopodobny, jeśli niewykluczony scenariusz przyszłego konfliktu wojennego w Europie. Nie chcemy natomiast uczestniczyć w żadnej wojnie agresywnej przeciwko NATO, przeciwko Zachodowi. Czy waszym zdaniem jest szansa nawiązania współpracy miedzy Wojskiem Polskim, a siłami amerykańskimi stacjonującymi w Europie po to, by zapobiec wojnie, a w razie jej wybuchu – by pomóc w działaniach w polskim interesie narodowym?
Po wielu latach powiedział o sobie, m.in.: Wiedziałem, jakie cele mają sowieccy marszałkowie i generałowie. (…) Było wśród nich wielu, dla których perspektywa zbrojnego najazdu na Zachód była bardzo nęcąca. Zdawałem sobie sprawę, że tym ludobójczym, zaborczym, agresywnym planom mogą przeciwstawić się jedynie Stany Zjednoczone, a i to w ramach sojuszu NATO. Wysiłek USA spowodował, że świat uniknął atomowego holokaustu, który Moskwa przewidywała w swych strategicznych planach. Wiedza o tym, co ma się stać, gdy zacznie się wojna, była przerażająca. Latami przyklejałem na wielkich, sztabowych mapach symbole grzyba wybuchu atomowego: niebieskie tam, gdzie miały paść z Zachodu, czerwone tu, gdzie miały spaść nasze.(...) Przecież nie mogłem tego robić bez wyobraźni! Widziałem tę wojnę w całej brutalnej, katastroficznej dokładności. Widziałem Polskę zalewaną lawiną stali, która płynie na Zachód, wchodzi w przerwy po pierwszym rzucie wojsk sowieckich i sięga po Atlantyk. Wszystkie moje najgorsze przypuszczenia znajdowały potwierdzenie. A do tego Europa krzyczała, że lepiej być czerwonym niż martwym. Musiałem coś zrobić! Wszystko, co robiłem – robiłem z myślą o Polsce. (…) W istocie było to całe moje życie. (…) Miałem honor uczestniczyć w tej wojnie po stronie USA, NATO, Polski, przeciwko sowieckiemu Imperium Zła.
W czwartek, 28 maja br. w kościele św. Maksymiliana Marii Kolbego w Mistrzejowicach o godz. 18.00 odprawiona została koncelebrowana Msza św. w intencji rychłej beatyfikacji Sługi Bożego ks. Jerzego Popiełuszki.
Mszy św., odprawianej przez nowohuckich proboszczów i duszpasterzy zaangażowanych w pomoc prześladowanym w stanie wojennym członkom „Solidarności”, przewodniczył ks. biskup Albin Małysiak. Nabożeństwo to rozpoczęło obchody 25. rocznicy męczeńskiej śmierci Księdza Jerzego, które zorganizowała parafia św. Maksymiliana i Rada Dzielnicy XV Mistrzejowice. To naturalne, że tak się stało, bo przecież w mistrzejowickiej parafii w stanie wojennym pracował przyjaciel ks. Popiełuszki, śp. ks. Kazimierz Jancarz, inicjator czwartkowych Mszy św. za Ojczyznę. Dwukrotnie – wraz z mieszkańcami Nowej Huty – modlił się też tutaj Ksiądz Jerzy. W uroczystej Mszy św. udział wzięli m. in. przewodnicząca Rady Miasta Krakowa Małgorzata Radwan-Ballada, przewodniczący Zarządu Regionu Małopolski NSZZ „Solidarność” Wojciech Grzeszek oraz przewodniczący KRH NSZZ „Solidarność” Władysław Kielian. Był też obecny jeden z więzionych w stanie wojennym liderów związku Mieczysław Gil.
Po nabożeństwie w dolnym kościele, w miejscu gdzie w stanie wojennym odprawiane były Msze św. za Ojczyznę, przybyłych w imieniu organizatorów powitali proboszcz parafii ks. prałat Józef Łuszczek i przewodniczący Rady Dzielnicy XV Mistrzejowice Marek Hohenauer. Później odbył się wzruszający koncert Krakowskiej Młodej Filharmonii pod dyrekcją Rafała Marchewczyka, a po koncercie red. Jan L. Franczyk wygłosił krótkie słowo, w którym przypomniał zasługi wielu duchownych, którzy pomimo szykan i represji nie wahali się pomagać więzionym, internowanym i zwalnianym z pracy. Przypomniał też zamordowanych skrytobójczo księży: Sylwestra Zycha, Stanisława Suchowolca i ks. prałata Stefana Niedzielaka.
- Postawa wierności Chrystusowi i jego powołaniu, postawa wierności prawdzie i solidarności z prześladowanymi braćmi, wymagała w latach stanu wojennego heroizmu. O tym też trzeba pamiętać. Codziennością wobec tych zaangażowanych kapłanów była inwigilacja, zastraszanie, pomówienia – niekiedy posunięte do szczególnie ohydnych granic, jak miało to miejsce w stosunku do śp. ks. Adolfa Chojnackiego – mówił Jan Franczyk.
Wspominając Sługę Bożego ks. Jerzego Popiełuszkę, przytoczył jego ostatnie słowa wypowiedziane publicznie 19 października 1984 roku w trakcie modlitwy różańcowej w bydgoskim kościele pw. Świętych Polskich Braci Męczenników: „Zwyciężać zło dobrem, to zachować wierność prawdzie. Dążenie do prawdy wszczepił w człowieka sam Bóg. Prawda zawsze ludzi jednoczy i zespala. Wielkość prawdy przeraża i demaskuje kłamstwa ludzi małych, zalęknionych. Od wieków trwa nieprzerwana walka z prawdą. Obowiązek chrześcijanina, to stać przy prawdzie, choćby miała wiele kosztować, bo za prawdę się płaci. Tylko plewy nic nie kosztują, za pszeniczne ziarno prawdy trzeba czasami zapłacić.
Módlmy się, by nasze codzienne życie było przepojone prawdą.
Aby zwyciężać zło dobrem, trzeba troszczyć się o cnotę męstwa. Cnota męstwa jest przezwyciężeniem ludzkiej słabości, zwłaszcza lęku i strachu. Chrześcijanin musi pamiętać, że bać się trzeba tylko zdrady Chrystusa za parę srebrników jałowego spokoju. Jeśli obywatel zrezygnuje z cnoty męstwa staje się niewolnikiem.
Prośmy Chrystusa Pana dźwigającego krzyż, abyśmy w naszym codziennym życiu okazywali męstwo w walce o wartości prawdziwie chrześcijańskie”.
Ta bydgoska modlitwa ks. Jerzego, stała się w istocie jego testamentem. Ks. Popiełuszko nie wrócił już do swojej warszawskiej parafii. Z Bydgoszczy wyjechał ok. godz. 21.00 w kierunku Torunia i Warszawy. W nocy, wraz ze swym kierowcą, został uprowadzony przez oficerów Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i bestialsko zamordowany.
Na zakończenie obchodów, szczególnie zasłużonym dla mistrzejowickiej parafii i tamtejszego Duszpasterstwa Ludzi Pracy instytucjom i osobom, wręczone zostały pamiątkowe statuetki z postaciami ks. Jerzego Popiełuszki i ks. Kazimierza Jancarza.
(j)
Mszy św. przewodniczył ks. bp Albin Małysiak. Po prawej ks. Czesław Stożek, opiekun Duszpasterstwa Ludzi Pracy w Mistrzejowicach.
Pamiątkowa statuetka z postaciami ks. Jerzego Popiełuszki i ks. Kazimierza Jancarza.
Do 31 sierpnia br. oglądać można wystawę
„OD OPOZYCJI DO WOLNOŚCI”
W środę, 3 czerwca br., w budynku dawnego kina „Światowid” na os. Centrum E (w siedzibie przyszłego Muzeum PRL, będącego filią warszawskiego Muzeum Historii Polski), otwarta została wystawa fotografii i plakatu nosząca tytuł „Od opozycji do wolności”. Wystawa ma na celu uczczenie 20. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Prezentowane na niej fotografie i plakaty stanowią dokumentację i przypomnienie dążenia Polaków, w tym zwłaszcza społeczności Krakowa i Nowej Huty, do wolności w latach 1988-1989 z uwzględnieniem retrospekcji ukazującej początki działalności opozycyjnej w Nowej Hucie i w Krakowie. Zobaczymy tutaj dokumenty z tamtych czasów pokazujące m. in. narodziny „Solidarności”, strajk w Hucie im. Lenina po wprowadzeniu stanu wojennego, walki na nowohuckich ulicach, utworzenie Komitetu Obywatelskiego i obrady Okrągłego Stołu i wreszcie plakaty wzywające do głosowania na kandydatów „Solidarności” w wyborach 4 czerwca 1989 roku. Prezentowane są na niej również zdjęcia przedstawiające działalność opozycyjną w Polsce od lat 70. ubiegłego wieku.
Kuratorami wystawy są: Krystyna Zachwatowicz-Wajda i Piotr Chuchro. Projekt wystawy zrealizowali: Hubert Wołącewicz i Szymon Szyndlar z Fundacji Imago Mundi. Wystawę można oglądać codziennie w godz. od 11.00 do 19.00 (oprócz poniedziałków).
(f)
W ostatni poniedziałek przestrzeń przed Ośrodkiem Kultury im. C. K. Norwida zamieniła się w Strefę Twórczej Ekologii – Ekosferę. Okazuje się, że sadzenie roślin i drzew może przybrać formę ciekawego i zabawnego happeningu. Były więc nie tylko działania ogrodnicze, ale także graficiarskie i filmowe. Szalejącej z łopatami i roślinkami młodzieży przyglądała się kamera Nowohuckiej Kroniki Filmowej.
Nieco wcześniej przyglądaliśmy się również 26. Festiwalowi Piosenki Dziecięcej "Kolorowe Nutki". Dzieciaki, które tradycyjnie stawały w muzyczne szranki w Nowohuckim Centrum Kultury, jak zwykle okazały się odważne i utalentowane. Warto na nie jeszcze raz popatrzeć.
Na koniec proponujemy kolejną porcję nowohuckiej archeologii. Podczas budowy walcowni zgniatacz w 1955 roku natrafiono na szczątki mamuta sprzed 20 tysięcy lat. Późniejsze badania wykazały, że tuż po ustąpieniu lodowca do części dzisiejszego Pomorza, na terenie obecnej Nowej Huty istniały osady ludzkie. Jak tu się wtedy żyło? Spróbujemy to odtworzyć wraz z dr Jackiem Górskim z Muzeum Archeologicznego.
176 wydanie Nowohuckiej Kroniki Filmowej można oglądać od piątku 12 czerwca przed każdym seansem w Kinie Studyjnym „Sfinks”, a także na antenie Telewizji Kraków w poniedziałek 15 czerwca o godz. 8.45 i 19.50 oraz we wtorek 16 czerwca o godz. 17.00. Zapraszamy również na stronę internetową: www.kronika.com.pl
(jr)
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".