Atak islamskich terrorystów na Londyn dotknął nas w znacznie większym stopniu, gdy okazało się, że zamordowane zostały dwie młode Polki, po zakończeniu studiów pracujące w brytyjskich firmach. Poszukiwanych jest jeszcze kilka osób z Polski i wciąż trwa identyfikacja zmasakrowanych wybuchami zwłok. Brytyjska policja wykazała się dużą skutecznością, ponieważ znane są już nazwiska terrorystów-samobójców, a poszukiwani są organizatorzy zamachu. Jeden z nich został już zatrzymany w Egipcie.
Trzy zamachy składają się na ponurą historię globalnej wojny: Nowy Jork, Madryt, Londyn. W każdym z nich zginęli nie frontowi żołnierze czy ścigający terrorystów policjanci, ale niewinni cywile, w tym także muzułmanie. Dla zamachowców nie ma to większego znaczenia, skoro w Iraku ponad 90 procent ofiar samobójczych ataków stanowią wyznawcy islamu. Przywódcy świętej wojny nie zawracają sobie głowy rozróżnianiem ofiar, ponieważ według nich zabici muzułmanie i tak trafią do raju.
Europa z przerażeniem patrzy w przyszłość. Zamachu w Madrycie dokonali przybysze z Maroka, zamachów w Londynie – urodzeni w Anglii synowie pakistańskich emigrantów. Jeżeli lubiany i szanowany nauczyciel któregoś dnia wkłada do plecaka śmiercionośny ładunek i jedzie do Londynu, aby zabić kilkadziesiąt przypadkowych osób, to jak można ustrzec się przed takim zagrożeniem? Jak w wielomilionowej społeczności muzułmańskiej, zamieszkującej Anglię, Francję, Niemcy czy Austrię, rozpoznać bezlitosnych fanatyków, pałających nienawiścią do świata, w którym urodzili się i wychowali? Nie jest prawdą, że terroryści pochodzą z rodzin arabskiej biedoty, nie znajdującej dla siebie miejsca w europejskich metropoliach. Zabójcy z Londynu pochodzą ze spokojnych i pracowitych rodzin klasy średniej, w trudzie dorabiających się dostatku dla siebie i swoich dzieci. W meczecie czy koranicznej szkółce spotkali się z agitatorami dżihadu – świętej wojny przeciwko niewiernym. Celem tej wojny nie jest wypędzenie Amerykanów z Iraku, albo wywalczenie terytorium, na którym powstanie państwo palestyńskie. Celem świętej wojny jest zwycięstwo islamu nad grzesznym światem; zaprowadzenie jednego, wielkiego państwa muzułmańskiego w Azji, Europie, Ameryce. Wszędzie tam, gdzie żyją społeczności muzułmańskie, którym – według religijnych fundamentalistów – nie wolno pozostawać pod władzą niewiernych.
Czy demokratyczne państwo, przestrzegając prawnych procedur, poradzi sobie z bezwzględnymi terrorystami? Gdy w meczetach występują agitatorzy dżihadu, powołują się na wolność sumienia i głoszenia religijnych poglądów. Przestrzegając obowiązujących w Europie praw – nie można im tego zabronić. Udowodnienie, że nawołują do zbrodni, jest bardzo trudne, a nawet w razie przedstawienia takiego zarzutu, islamscy fundamentaliści będą mieli do swojej dyspozycji nie tylko najlepszych i najdroższych adwokatów, ale także lewicowe media i część ogłupionej opinii publicznej, upominającej się o pełnię praw i pobłażliwość dla każdego, bez względu na to, czy jest „zwyczajnym” mordercą, fanatycznym terrorystą, pedofilem czy handlarzem narkotyków. W Europie jest wielu muzułmanów, którzy nie chcą mieć nic wspólnego z zamachowcami, ale poczucie religijnej i narodowej solidarności uniemożliwia im pozbycie się niebezpiecznych współbraci. Czy oznacza to, że Europa będzie musiała ograniczyć prawa dla przybyszów z innych kontynentów? W niektórych państwach arabskich chrześcijanie są dyskryminowani z powodów religijnych i europejscy obrońcy praw człowieka jakoś nie występują w ich obronie. Pytania, dotyczące bezpieczeństwa nas wszystkich, są trudne, ale trzeba je postawić zanim przemoc znów zapanuje na świecie.
Ryszard Terlecki
· Napisane przez Administrator
dnia July 21 2005
1828 czytań ·
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".