Jeszcze parę tygodni temu Prawo i Sprawiedliwość szykowało się do skutecznego i systematycznego działania w opozycji, wytykając wszystkie błędy rządu Tuska i jego koalicyjnych ministrów. A także arogancję nowej większości sejmowej, skleconej z wielu partii, z których żadna nie była w stanie wygrać wyborów. Przypominając zasługi ośmiu lat rządów Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego oraz prezentując nowe projekty, pożyteczne dla Polski, PiS zamierzał zabiegać o takie poparcie Polaków, które pozwoliłoby wygrać następne wybory parlamentarne, być może w przyśpieszonym terminie. Ale nikt nie myślał, aby po nowy test wyborczy sięgać wcześniej niż po upływie roku czy dwóch lat, a więc dopiero wtedy, gdy większość wyborców rządzącej koalicji przekona się jak wielki popełniła błąd, głosując na Platformę i – jak się okazało – na jej bezwolne przystawki. Szczególnie wyborcy tzw. Trzeciej Drogi zostali oszukani, nie tylko fałszywą nazwą, ale przede wszystkim zapewnieniami o programowej odrębności od partii Tuska.
Wszystko zmieniło się w ciągu paru tygodni. Nowa koalicja okazała się wiernym naśladowcą totalnej opozycji i przystąpiła do realizacji najbardziej radykalnych haseł z czasów kampanii wyborczej. Łącznie z tym, że „silni ludzie” będą zastępować prawo i bez oglądania się na przepisy przejmować kontrolę nad państwowymi instytucjami. Nikt nie kwestionował faktu, że skoro kilku partiom udało się dogadać w sprawie tworzenia rządu, to konsekwencją będzie obsadzanie swoimi zwolennikami urzędów i państwowych przedsiębiorstw. Powinno to jednak odbywać się zgodnie z prawem, co zajęłoby parę tygodni, czasem parę miesięcy. Tymczasem nowa władza tak bardzo pali się do zagarnięcia wszystkiego, co tylko możliwe, tak bardzo jest łapczywa na pieniądze i posady, że przystąpiła do rozwiązań siłowych. Dotyczy to nie tylko publicznej telewizji i radia, ale także instytucji sejmowych, takich jak prezydium i komisje sejmowe, a nawet próby ordynarnego łamania prawa w przypadku odwetu na dwóch posłach PiS. Skala żarłoczności nowej ekipy, połączona z brakiem podstawowych kompetencji do sprawowania władzy (tu humorystyczne przypadki polonistki, która ma zarządzać służbą zdrowia, czy feministycznej aktywistki, która odpowiada za edukację młodych Polaków, nie mówiąc już o marszałku Sejmu, który notorycznie myli telewizję śniadankową z kierowaniem obrad) ukazała prawdziwą twarz nowej władzy. Równocześnie niezwykle groźną, m.in. przez gotowość popierania niemieckiego planu budowy jednego europejskiego państwa pod zarządem Brukseli i Berlina, czy zgodę na przyjęcie tysięcy nielegalnych imigrantów z Afryki.
Wszystko wskazuje na to, że totalna koalicja sięga po totalną władzę. Dzieje się to z przyzwoleniem tej części biurokracji Unii Europejskiej, która sama pogrążona w korupcyjnych aferach, kurczowo trzyma się władzy i panicznie obawia konserwatywnych i prawicowych rządów w państwach członkowskich. W tej sytuacji perspektywa przyspieszonych wyborów za rok czy za dwa lata staje się zbyt odległa i zbyt groźna dla polskiej racji stanu. W sytuacji trwającego zamachu stanu trzeba niebezpiecznych ludzi odsunąć od władzy jak najszybciej. Do tego konieczny jest stanowczy opór tej części społeczeństwa, która rozumie zagrożenie dla dalszego, pomyślnego rozwoju Polski. Konieczny jest wysiłek nie tylko opozycji w Sejmie, nie tylko ofensywna kampania przed wyborami samorządowymi, nie tylko regularne protesty na ulicach, ale także jasna deklaracja sprzeciwu przez wszystkich, dla których pojęcie Ojczyzna ma jeszcze jakiekolwiek znaczenie. Władza oszustów i aferzystów musi skończyć się jak najszybciej.
Ryszard Terlecki
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".
