Co zrobić, żeby wygrać wybory w sytuacji, gdy poparcie wśród wyborców gwałtownie spada i zanosi się na znaczące zwycięstwo opozycji? Platforma Obywatelska wie, co trzeba zrobić.
Trzeba zrobić wszystko, co jest możliwe, a także co jest niemożliwe (bo np. sprzeczne z Konstytucją), żeby wynik wyborów poprawić. Przede wszystkim trzeba odebrać opozycji pieniądze, żeby nie miała za co prowadzić kampanii. Taką ustawę Platforma już w Sejmie przeforsowała. W końcu partia Tuska może liczyć na fundusze, które załatwią Zbycho, Miro i wielu innych, a opozycja będzie musiała opierać się na ochotnikach i wolontariuszach.
Następnie trzeba ograniczyć kampanię wyborczą tak, aby zmniejszyć możliwości docierania partii opozycyjnych do opinii publicznej, czyli do wyborców. A więc zakazano – również sejmową ustawą, gdzie Platforma wraz z PSL mają większość – nadawania w telewizji płatnych reklam wyborczych. Wiadomo, że kto aktualnie rządzi, ten nieustannie pojawia się w telewizji. Premier na budowie stadionu, premier z wizytą u górników, minister przecina wstęgę, minister przyjmuje zagranicznego ministra – cała gama podobnych „wydarzeń” jest do dyspozycji aktualnej władzy. A kto pokaże opozycję, skoro telewizja publiczna jest w rękach partyjnych aparatczyków, a telewizje prywatne są uzależnione od rządowych przywilejów i pieniędzy? Platforma zakazała także płatnych reklam w radio, co jest bolesne nie tylko dla opozycyjnych partii, ale także dla wielu lokalnych rozgłośni, które stracą możliwość zarabiania na wyborczych kampaniach.
Zakazano również reklamy na bilbordach – po co opozycyjni politycy maja się rzucać w oczy skołowanym obywatelom, którym rządowa telewizja najlepiej wytłumaczy jak mają głosować. Tymczasem już pojawił się kolejny nowy pomysł Platformy: dwudniowe wybory.
To nic, że w Polsce jest inna tradycja, to nic, że o jednym dniu wyborów mówi Konstytucja. Partia Tuska wykombinowała, że jej wyborcy są leniwi i jeden dzień to dla nich za mało. Poza tym bogaci wyjeżdżają na weekend i mogą nie wrócić na czas. A tak – zagłosują przed wyjazdem. Ponadto urny z głosami przez całą noc będą zamknięte w lokalach komisji wyborczych. Kto ma do nich klucze? Ten kto ma klucze, zawsze może coś dorzucić, a opozycja nie będzie w stanie wyniku wyborów upilnować.
Może się jednak okazać, że to wszystko nie wystarczy, zresztą Platforma zapewne i tak wybory przegra. Prezydent Komorowski już znalazł sposób na ratowanie kolegów. Ogłosił właśnie, że to on wyznacza kandydata na premiera i że wcale nie musi to być polityk z partii, która wybory wygrała. Przewidując zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości, przygotowuje grunt pod powierzenie misji tworzenia rządu politykowi przegranej Platformy. Jego koledzy będą mogli dogadać się z innymi partiami, które wejdą do Sejmu, przede wszystkim z SLD. Na świecie taki pomysł media uznałyby za zamach stanu. A u nas? Kto skrytykuje prezydenta? TVN czy „Gazeta Wyborcza”? Wolne żarty.
Każdy sposób jest dobry, byle prowadził do celu. Władzy oddać nie można, bo takie nieszczęście dla paru polityków zapewne skończyłoby się kryminałem. Trzeba ją więc kurczowo trzymać, nawet wbrew woli wyborców. Tylko czy oszukani Polacy na to pozwolą?
Ryszard Terlecki
Ten serwis używa cookies i podobnych technologii (brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to)Prezentowane na stronie internetowej informacje stanowią tylko część materiałów, które w całości znaleźć można w wersji drukowanej "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego".
