[2025.10.10] Na październikowe sandacze
Dodane przez Administrator dnia 11/10/2025 13:36:06
Wraz z nadejściem października, w mojej wyobraźni nieodmiennie pojawia się sandacz. Tak, bo sandacz, to chyba naprawdę ryba jesieni. Bo o ile w porze lata sandacz najlepiej bierze przynętę przed samym świtem, a także w godzinie zmierzchu, to inaczej jest jesienią. W lecie wędki pomiędzy rankiem a wieczorem mogą trwać i trwać w stanie beznadziejnej martwoty. Ale wreszcie nadchodzi taki czas, że sandacze zaczynają rozglądać się za przynętą i aktywnie żerować również w ciągu dnia. W porze zbliżonej wręcz do południa. Tak dzieje się na dobrą sprawę dwa razy w roku. Najpierw przez kilka tygodni, w trakcie których wiosna przechodzi w lato. A następnie po przekroczeniu szczytu lata, gdy lato zaczyna skłaniać się ku jesieni.
Dobremu żerowaniu sandaczy sprzyja pogoda bez ostrego słońca, a nawet szara, z przelotnym lekkim deszczem. Samo słońce nie przeszkadza braniom, o ile tylko wiatr marszczy powierzchnię rzeki czy jeziora, a niebo częściowo przesłaniają chmury. A o takie właśnie pogodowe warunki najłatwiej w sierpniu, wrześniu i październiku. Co prawda są łowcy sandaczy, którzy wychwalają przede wszystkim sierpień, ale inni uznają z kolei, że najlepszym miesiącem na sandaczowe polowanie pozostaje październik. Nie będę rozstrzygał, który miesiąc lepszy. Na pewno, zarówno w sierpniu jak i w październiku warto pomyśleć o sandaczach.
Warto pomyśleć o sandaczach, bo sandacz, to bez wątpienia ryba szlachetna. Ceniony jest przede wszystkim za swoje walory smakowe. Do dzisiaj pamiętam kawałki smażonego sandacza, jakie jadłem dwukrotnie w smażalni ryb nad jeziorem rożnowskim, w pobliżu zapory. Po prostu niebo w gębie. I podobnie jak z pstrągami – kawałki białego, soczystego mięsa praktycznie nie mają ości.
Warto pomyśleć o sandaczach także dlatego, że ryba ta osiąga piękne wymiary. Polski rekord należał do mieszkańca Krakowa Wacława Biegana, który w 1980 roku miał złowić sandacza mierzącego równe 109 centymetrów i ważącego 15,60 kg. Ale jak doniosły Wiadomości Wędkarskie ponoć rekord ten został unieważniony po weryfikacji, która ujawniła, że waga ryby była zawyżona. A na potwierdzenie rekordu dostępne miało być jedynie zdjęcie z zasuszoną sandaczową głową. Nowym oficjalnym rekordowym jest w tej sytuacji sandacz złowiony w roku 2004 przez Dariusza Szweda. Był to sandacz o wadze 14,20 kg, który miał długość 108 centymetrów.
Ale mniejsze sztuki, dziesięciokilogramowe, mierzące osiemdziesiąt czy osiemdziesiąt parę centymetrów wcale nie należą do rzadkości. I co ciekawe, średnio co drugi okaz, to sandacz złowiony w rzece. Tak jakby sama natura sprawiedliwie podzieliła szanse tych, którzy łowią sandacze w rzekach i tych którzy łowią je w jeziorach i zbiornikach zaporowych.
Polski pisarz, a jednocześnie pasjonat wędkarstwa Jerzy Putrament, napisał gdzieś, że jeśli ktoś chce namalować diabła, niech za model weźmie pysk węgorza. Ale podobnie jest z paszczą sandacza. Przesunięcie jego oczu ku przodowi pyska, przed kąty w rozcięciu paszczy, przydaje tej rybie wygląd chciwej drapieżności. Niemal strach mogą budzić także jego lekko zamglone oczy – źrenice ryby przesłania bowiem delikatna biel, która wyglądem przypomina zaćmę. Paszczy sandacza naprawdę można się przestraszyć. Ale, jak wiadomo, wędkarze strachliwi nie są. I sandaczy się nie boją.

Jakub Kleń