BEZPIEKA I AGENCI W NOWEJ HUCIE Z Janem L. Franczykiem rozmawia Jarosław Szarek
Dodane przez Administrator dnia 11/01/2007 16:08:45
+ Wraz z głośnymi wydarzeniami wokół arcybiskupa Stanisława Wielgusa, powróciła sprawa współpracy różnych ludzi z komunistycznymi organami bezpieczeństwa. Pan był jedną z osób, którymi Służba Bezpieczeństwa interesowała się szczególnie od późnych lat siedemdziesiątych. W ubiegłym roku otrzymał Pan z Instytutu Pamięci Narodowej kolejną partię dokumentów dotyczących Pana osoby, a wśród nich nazwiska donosicieli i oficerów SB, którzy Pana inwigilowali. Dlaczego do tej pory nie upublicznił Pan tych nazwisk, tak jak to zrobili przywódcy hutniczej „Solidarności”?
Treść rozszerzona
- Przede wszystkim dlatego, że wśród nazwisk konfidentów – oprócz Henryka Karkoszy, którego nazwisko ujawnili już wcześniej działacze krakowskiego Studenckiego Komitetu Solidarności – IPN ustalił nazwiska dwóch kolejnych konfidentów, którzy na mnie donosili.. Tyle, że oba te nazwiska nic mi nie mówią. Podejrzewam, że byli to pracownicy klubu studenckiego „Fama”, który funkcjonował w latach 70. i 80. na os. Willowym obok poczty, a ja byłem zaangażowany w działalność Nowohuckiego Klubu Literackiego, funkcjonującego przy „Famie”.
+ Kto na Pana donosił?
- Oprócz wspomnianego Henryka Karkoszy, Wierzchosław Stanisław Królczyk, syn Franciszka, ur. 3 XII 1941 w Poznaniu, czyli TW (tajny współpracownik) o pseudonimie „Folon” oraz Andrzej Kądziołka s. Antoniego, ur. 18 III 1940 r. w Krakowie, czyli TW „Ania”. Pracownikom IPN nie udało się niestety ustalić danych identyfikacyjnych kolejnych trzech donosicieli. Archiwiści IPN-u mają pewne podejrzenia, ale nie mają 100-procentowej pewności, że chodzi właśnie o te, a nie inne osoby. A noty dotyczące danych identyfikacyjnych informatorów ujawniane są pokrzywdzonym, gdy pracownicy IPN mają 100-procentową pewność, iż dane są wiarygodne.
+ Wybaczył Pan ujawnionym konfidentom?
- W zasadzie nie mam czego wybaczać. Nie wyrządzili mi jakiejś znaczącej krzywdy, bo bym o tym wiedział. Raczej jest mi ich żal, jako ludzi, którzy kierowani różnymi pobudkami dali się omotać bezpiece i zostali donosicielami. Dla mnie najważniejsze jest to, że wśród donosicieli nie znalazł się żaden mój przyjaciel czy kolega. Że nie znalazł się wśród nich także żaden ksiądz, a w latach 70. i 80. aktywnie współpracowałem z różnymi strukturami kościelnymi. Z materiałów bezpieki wynika wręcz coś przeciwnego. Duchowni, z którymi utrzymywałem kontakty pojawiają się w ubeckich materiałach jako osoby wrogo ustosunkowane do rzeczywistości PRL-u. Część z nich była zresztą w różnych sposób represjonowana. Podkreślam to dlatego, że w związku z nagłaśnianą w mediach sprawą nielicznych duchownych uwikłanych we współpracę z bezpieką i szkodzących samemu Kościołowi, można odnieść wrażenie, że współpracowali niemal wszyscy. A było wręcz przeciwnie. W Nowej Hucie przypadki współpracy księży z UB i SB były incydentalne. Prawie wszyscy nowohuccy duchowni pozostali wierni swojemu powołaniu i dobrze służyli nowohuckiemu Kościołowi. Wielu z nich było zresztą inwigilowanych i gromadzono na nich materiały, które w przyszłości mogły posłużyć na przykład w sprawie karnej przeciwko nim.
+ Którzy z nowohuckich duchownych pozostawali na celowniku SB?
- Było ich wielu. Piękną kartę niezłomności zapisał, nieżyjący już, wieloletni przeor, proboszcz, a później opat mogilski o. Jacek Stożek. Przez wiele lat zbierano także materiały na pierwszego powojennego opata w Mogile o. Augustyna Ciesielskiego. Prowadzono przeciwko niemu tak zwaną sprawę ewidencyjno-obserwacyjną, którą opatrzono kryptonimem „Mąciciel”. Bezpieka interesowała się także o. Norbertem Paciorą, cystersem ze Szklanych Domów, który aktywnie współpracował ze Sługą Bożym ks. Franciszkiem Blachnickim, opiekował się ministrantami w Mogile, był moderatorem oazy i opiekunem niezależnego harcerstwa. W materiałach SB pojawia się także kolejny, niebezpieczny dla PRL-u, cysters - o. Paweł Mynarz, duszpasterz studentów, a w stanie wojennym organizator duszpasterstwa nauczycieli „Ostoja”. Opinię nieprzejednanego antykomunisty – w opinii esbeków - miał również o. Julian Banachowicz z Mogiły. Wśród księży diecezjalnych chlubne karty zapisali m. in. ks. Józef Kurzeja, ks. Kazimierz Jancarz, ks. Władysław Palmowski czy wreszcie ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. I paradoksalnie, właśnie w aktach SB, znaleźć można świadectwa ich heroicznej postawy.
+ A którzy oficerowie SB rozpracowywali Pana? Czy może Pan ujawnić ich nazwiska?
- Akurat to czynię bez oporów. O ile w sytuacji konfidentów można mówić o różnych motywach współpracy – a częstym motywem bywał przecież szantaż, o tyle w sytuacji funkcjonariuszy UB i SB, o przymuszaniu do pracy nie może być mowy. Trzeba też pamiętać, że to przecież oficerowie SB stanowili jądro komunistycznego zła: zastraszali i szantażowali ludzi, decydowali o ich karierach, znęcali się psychicznie i fizycznie nad swoimi ofiarami, a niekiedy posuwali się do zbrodni.
+ A więc kto „opiekował” się Panem w latach PRL-u?
- Jerzy Zawojski s. Józefa ur. 18 VIII 1931 r. w Zawoi, major, naczelnik Wydziału „C” SB;
Andrzej Więckowski, s. Andrzeja, ur. 18 VIII 1948 r. w Krakowie, porucznik, zastępca naczelnika Wydziału III-1 SB;
Henryk Rojek, s. Władysława, ur. 29 VI 1930 r. w Olchawie, starszy inspektor Wydziału III-1 SB;
Jan Nogieć, s. Józefa, ur. 18 VIII 1938 r. w Węgrzcach, zastępca szefa DUSW w Nowej Hucie do spraw SB;
Piotr Kościelniak, s. Ambrożego, ur. 18 IX 1944 r., kapitan, naczelnik Wydziału III-1 SB;
Ryszard Franciszek Burzawa s. Stanisława, ur. 31 III 1948 w Krakowie, starszy inspektor Grupy III SB w DUSW Nowa Huta;
Sławomir Sienniak, s. Jerzego, ur. 29 VIII 1954 r. w Krakowie, porucznik, starszy inspektor Wydziału V SB, pracujący w DUSW Nowa Huta;
Stanisław Sąciński, s. Romana, ur. 1 XI 1943 r. w Sulejówku, starszy wywiadowca Wydziału „B” SB w KWMO w Krakowie;
Kazimierz Kasprzyk, s. Klemensa, ur. 17 IX 1941 w Psarach, zastępca szefa DUSW w Nowej Hucie do spraw SB;
Marek Patrzałek, s. Kazimierza, ur. 19 IV 1948 r. w Wrząsowicach, zastępca naczelnika Wydziału „C” SB zatrudniony w WUSW w Krakowie;
Maciej Wójcik, s. Tadeusza, ur. 20 IX 1951 r. w Krakowie, kapitan, zastępca naczelnika Wydziału Śledczego SB KWMO w Krakowie;
Marek Chrobaczyński, s. Eugeniusza, ur. 4 I 1951 r. w Sanoku, porucznik, inspektor Wydziału III KWMO w Krakowie.
+ Co Pan takiego robił, że aż dwunastu ubeków interesowało się Pana życiem?
- Robiłem różne rzeczy, ale przedstawię moją działalność z perspektywy ubeków. Otóż 20 czerwca 1985 roku funkcjonariusze Wydziału III WUSW w Krakowie i DUSW w Nowej Hucie sporządzili dokument na mój temat zatytułowany „Charakterystyka Nr 54 – sprawa operacyjnego sprawdzenia krypt. „Hutnik”. Znalazły się w nim jakieś oznaczenia cyfrowe i opis tego, czym się zajmowałem:
800000 – współzałożyciel nielegalnej tzw. Chrześcijańskiej Wspólnoty Ludzi Pracy.
800413 – udział w próbie zorganizowania manifestacji antysocjalistycznej.
800828 – udział w poście głodowym w kościele parafialnym w Nowej Hucie-Bieńczycach w intencji strajkujących, represjonowanych i więźniów politycznych.
801111 – udział w nielegalnej manifestacji pod pomnikiem Nieznanego Żołnierza w Krakowie.
800000 – przystąpienie do tzw. „Instytutu Katyńskiego” kierowanego przez Adama Macedońskiego.
810426 – udział w nielegalnej manifestacji pod krzyżem w Nowej Hucie w trakcie której wygłosił krótkie przemówienie.
810900 – pracownik statutowy sekcji Informacji MKZ „Solidarność” Małopolska.
830900 – podjął studia doktoranckie na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie.
811213 – internowany w ramach operacji krypt. „Jodła” i osadzony w Załężu.
820708 – przeprowadzono rozmowę w ośrodku w Załężu.
840101 – postanowienie o zastrzeżeniu wyjazdu za granicę WKS.
Charakterystykę powyższą podpisali m. in. zastępca szefa DUSW ds. Służby Bezpieczeństwa w Krakowie-Nowej Hucie i naczelnik Wydziału III WUSW w Krakowie.
+ Czytając prasę czy oglądając telewizję można odnieść wrażenie, że bezpieka interesowała się głównie Kościołem, opozycją, a później „Solidarnością”. A przecież ubecy inwigilowali również środowiska dziennikarskie, naukowe, artystyczne... Jak to wyglądało w Nowej Hucie?
- Sytuacja Nowej Huty była specyficzna. Przede wszystkim z uwagi na istniejący tutaj jeden z największych zakładów przemysłowych w PRL, jakim była Huta im. Lenina. Nowa Huta była zresztą przez krótki czas także samodzielnym miastem. Od 1 stycznia 1951 r. istniał u nas Urząd Bezpieczeństwa Publicznego Nowa Huta, który 1 kwietnia 1955 r. przekształcony został w Miejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Publicznego. Na jego bazie, 1 lutego 1956 r. powołano Delegaturę nr 23 w Nowej Hucie Wojewódzkiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Publicznego w Krakowie. Nowa Huta zawsze przez bezpiekę była traktowana specjalnie. Np. w latach 1957-1975 teren powiatu krakowskiego podlegał kontroli ze strony Referatu ds. Bezpieczeństwa przy Komendzie Powiatowej MO w Krakowie. Jednak o ile w Komendach Dzielnicowych MO funkcjonowały jedynie stanowiska inspektorów ds. SB, o tyle w Nowej Hucie struktury SB były rozbudowane tak jak w powiatach. W nowohuckiej Komendzie Dzielnicowej MO – jako jedynej wśród komend dzielnicowych - istniało stanowisko zastępcy komendanta ds. Służby Bezpieczeństwa.
+ Funkcjonariusze SB zapewne z uwagą śledzili to, co dzieje się w nowohuckim kombinacie?
- Oczywiście. I to od chwili jego budowy. Nowohucka bezpieka sporządzała okresowe sprawozdania z pracy operacyjnej na swoim terenie dla zastępcy Komendanta Wojewódzkiego MO do Spraw Bezpieczeństwa. Sprawozdania obejmowały m. in. sytuację w Hucie im. Lenina. W jednym z takich sprawozdań (za rok 1962) zapisano, iż na terenie kombinatu „ustalono kilka osób wykazujących wrogi stosunek do zachodzących przemian w kraju, do Partii i Rządu. Wykorzystują oni trudności ekonomiczne do swych wrogich wypowiedzi”. Oczywiście bezpieka w dużym stopniu opierała się na sieci konfidentów. We wspomnianym przed chwilą sprawozdaniu możemy przeczytać, że „tajni współpracownicy są wykorzystywani wszechstronnie i materiały uzyskiwane od tychże są przekazywane zainteresowanym pracownikom, bądź innym jednostkom operacyjnym. Przykładem wszechstronnego wykorzystania mogą być t.w. (tajni współpracownicy działający w Hucie im. Lenina – przyp. JLF) ps. „Władek”, „Janek”, „Trzmiel”, „Zemsta” i inni, co potwierdziła przeprowadzona ostatnio kontrola przez Wydz. III. Istnieje także fakt niewykorzystywania wszelkich możliwości t.w. jak to ma miejsce z t.w. ps. „Ziemski”, „Leon” i „Mietek” będących na kontakcie st. of. oper. Migasa i Ćmikiewicza”.
+ Co interesowało ubeków?
- Praktycznie wszystko: awarie i wypadki na kombinacie (brano pod uwagę możliwość dywersji), ale także nastroje panujące wśród pracowników, wizyty cudzoziemców, wypowiedzi wrogie wobec komunizmu itd. Wielu dobrych pracowników, pomijanych w awansach, mogło się tylko domyślać przyczyn takiego traktowania. Bywało, że ich słaba pozycja w pracowniczej hierarchii była właśnie efektem donosu konfidentów. Oczywiście temat inwigilacji pracowników Huty im. Lenina wymaga szerszego opracowania. Ale z pełnym przekonaniem mogę na pewno powiedzieć jedno - z akt, które przeglądałem wyłania się ponury obraz państwa policyjnego, dążącego do totalnej kontroli nad każdym przejawem życia społecznego.
+ Dziękuję za rozmowę.