O generale Berlingu inaczej
Dodane przez Administrator dnia 21/10/2006 11:57:25
Tydzień temu w „Głosie-Tygodniku Nowohuckim” opublikowaliśmy tekst Mariana Oleksego „Kim był naprawdę gen. Berling”. Marian Oleksy, przed laty, był redaktorem naczelnym „Głosu Nowej Huty”, natomiast dziś, na emeryturze, współpracuje z kombatantami Nowej Huty. Jest częstym gościem Muzeum Czynu Zbrojnego. Dokumentuje wspomnienia uczestników II wojny światowej – zarówno tych, którzy walczyli na Zachodzie, którzy wraz z gen. Andersem opuścili tereny Związku Sowieckiego i walczyli pod Monte Cassino, jak i tych, którzy znaleźli się w I Dywizji Piechoty im. T. Kościuszki i do Polski wracali poprzez Lenino. Do dzisiaj żyją jeszcze uczestnicy tych walk – żyją zarówno żołnierze Armii Krajowej, jak i ci, którzy należeli do Armii Ludowej. Żyją jeszcze członkowie Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie jak i żołnierze I Armii. I każdy z nich pragnie przekazać tę wersję historii, w której sam brał aktywny udział.
Treść rozszerzona
Sprawę komplikuje jednak to, że przez dziesięciolecia komunizmu, władze robiły wszystko, by ze społecznej świadomości wykreślić bohaterstwo żołnierzy Armii Krajowej czy waleczność polskich żołnierzy przelewających krew na Zachodzie. Bohaterami byli za to ci, którzy przyszli „spod Lenino” lub byli partyzantami Armii Ludowej. Sytuację komplikuje również i to, że przez lata, ci z AK i ci „od Andersa” byli nie tylko skazani na zapomnienie, ale jakże często poddani fizycznej eliminacji.
Dzisiaj, gdy Polska znów stała się krajem suwerennym trzeba sobie jasno powiedzieć, kto w czasie II wojny światowej obiektywnie służył sprawie niepodległości, a kto służył interesom Związku Sowieckiego, zniewalając własne państwo, w roli posłusznego wykonawcy woli Stalina. Zgadzam się z opiniami wielu kombatantów, którzy wspominają, że zaciągnięcie się do I Dywizji Piechoty im. T. Kościuszki było jednym sposobem wyrwania się z syberyjskiej katorgi. To prawda. Ale wielu z nich, po zakończeniu wojny stało się wiernymi gwarantami interesów sowieckich.
Marian Oleksy broni wyborów, decyzji i intencji kombatantów – mówiąc najogólniej - związanych z sowiecką lewicą. Ale momentami czyni to wręcz kuriozalnie. Tak jest, gdy pisze o ciężkich warunkach życia tych, którym nie udało się opuścić ZSRR wraz z Andersem, i dodaje: „Na szczęście w marcu 1943 roku powstaje Związek Patriotów Polskich w ZSRR, podporządkowany całkowicie Stalinowi”. Nie wiem, jak interpretować to jego sformułowanie „na szczęście”. Powstała przecież kolaborancka organizacja mająca stanowić element walki Stalina z Polską. Z Polską, w której działała największa wówczas w Europie podziemna armia. Z Polską, która miała legalny, działający na emigracji rząd. Być może ZPP powstał „na szczęście” dla Polaków wegetujących w sowieckich łagrach, ale powstał „na nieszczęście” dla Polski. I między innymi za współpracę z tą organizacją Berling został zdegradowany i wykluczony z Polskich Sił Zbrojnych oraz skazany na śmierć. Powiedzmy sobie otwarcie – za zdradę.
Nie da się obronić tezy, że Berling był patriotą, służącym sprawie niepodległości Polski. Przez większą część swego życia służył interesom mocarstwa, które niewoliło Polskę. To prawda, że – jak pisze Marian Oleksy – „jego zasługi dla ojczyzny, dla Wojska Polskiego zostały wysoko uhonorowane”. Tyle, że wszystkie te honory otrzymał od władz komunistycznych, którym od czasów II wojny światowej wiernie służył. To prawda, że próbował pomóc walczącym w powstaniu warszawskim. Przekonał się jednak dość szybko, że sowieci mają własne cele w toczącej się wojnie. Jednak to tragiczne doświadczenie nie zmieniło biegu jego życia. Nie przejrzał na oczy. Stracił dowództwo nad armią, ale posłusznie pojechał do Moskwy, by tam pobierać nauki w Wyższej Szkole Sztabu Generalnego Sowieckich Sił Zbrojnych.
Zdaję sobie sprawę z tego, że każdy ma potrzebę takiej interpretacji swojego życia, która umożliwi powiedzenie sobie: żyłem dobrze, służyłem dobrej sprawie. Z taką świadomością żyje się łatwiej. Rozumiem to. Ale zbyt wiele osób służyło złej sprawie. Było przedłużeniem sowieckiej ręki, która niewoliła nasz kraj. Dla tego dla mnie bohaterami są generał Anders, generał Okulicki czy generał Rowecki, a nie generał Berling.
Jan L. Franczyk