Z NOWEJ HUTY NA MONT BLANC – Z Piotrem Adamem Franczykiem rozmawia Stanisław Hortamen
Dodane przez Administrator dnia 29/07/2017 16:53:11
+ Skąd wziął się pomysł na Mont Blanc?
- W zasadzie wszystko sprawił zbieg okoliczności. Po prostu mój kolega, który tradycyjnie od lat chodzi na Rysy w warunkach zimowych, od jakiegoś czasu marzył o czymś wyższym. Początkowo chodził mu po głowie Gerlach. Jego szwagier Daniel rzucił mu wtedy w żartach, że może od razu Mont Blanc. Andrzej Nowicki, bo tak nazywa się kolega, pomysł potraktował bardzo poważnie i już niedługo, wraz ze szwagrem, mieli kupione bilety z Krakowa do Lyonu. Wkrótce potem do ekipy dołączyłem również ja – raki i czekan nie były mi obce, a taka okazja nie trafia się często.
+ Czy to była wyprawa zorganizowana przez jakieś biuro, czy pojechaliście sami?
- Wyprawa była, w zasadzie w całości, zaplanowana i zorganizowana przez Andrzeja.
+ Jak dotarliście pod Mont Blanc, ile to wszystko kosztowało?
- Koszty tej konkretnej wyprawy wyniosły ok. 2000 zł na uczestnika. Do głównych wydatków zaliczyć można:
- Bilety lotnicze: ok. 400 zł w obie strony + 200 zł bagaż rejestrowany. Na trzy osoby konieczne były dwa bagaże rejestrowane po 20 kg.
- Wynajem samochodu + ubezpieczenie: około 1000 zł. Samochód był potrzebny, aby dotrzeć z Lyonu do Les Houches, skąd zaczęliśmy naszą wyprawę. Mogliśmy także przechować w nim rzeczy niepotrzebne w górach: walizki, torby lotnicze etc.
- Noclegi – trzy noclegi w schronisku Goûter wyniosły ok. 60 euro od osoby, członkostwo w wybranych klubach górskich uprawnia do zniżki 5 euro. Do tego dwa noclegi w hotelu „na dole” w Les Houches – ok. 180 zł na głowę.
- Ubezpieczenie – można ubezpieczyć się w towarzystwie ubezpieczeniowym, można dołączyć do stowarzyszenia górskiego (np. Alpenverein), które oprócz ubezpieczenia na cały rok zapewnia także zniżki w wybranych schroniskach. Koszt to ok. 250 zł, z czego ubezpieczenie się w towarzystwie to wyższe wypłaty odszkodowań, ale bardzo ograniczony czas – tylko kilka dni kosztuje tyle, co roczne ubezpieczenie w Alpenverein.
Oczywiście oprócz powyższych wydatków jest potrzebny także sprzęt alpinistyczny, którego koszty często idą w tysiące złotych: raki, czekan, lina, plecak, buty wysokogórskie, trochę sprzętu wspinaczkowego – uprzęże, karabinki, pętle, kaski wspinaczkowe itd.
+ Jak załatwialiście noclegi?
Nie licząc noclegów w podgórskich miejscowościach, noclegi w samych schroniskach trzeba rezerwować z dużym wyprzedzeniem na stronie Fédération Française des Clubs Alpins et de Montagne (http://www.ffcam.fr). Rezerwacje otwierają się w kwietniu/maju (w zależności od schroniska), jednak już w chwili otwarcia wiele terminów jest zajętych (podobno przewodnicy mają pierwszeństwo przy rezerwacjach). Dlatego warto się tym zająć jak najwcześniej.
Niektórzy decydują się też na nocleg pod namiotem na polu namiotowym przy Refuge de Tête Rousse ma wysokości 3167 m. Zimowy biwak na tej wysokości to przygoda sama w sobie, jednak ma swoje minusy: namiot ekspedycyjny, a taki będzie potrzebny, gdyż wytrzyma mocny wiatr i ewentualne opady śniegu, jest drogi i ciężki. Do tego dochodzi reszta wyposażenia biwakowego, którą trzeba wynieść na tę wysokość (karimaty, śpiwory zimowe).
Oczywiście gdy na wysokość 2412 m. wjedziemy kolejką, zostaje nam do pokonania niecałe 700 metrów przewyższeń. Kiedy my wchodziliśmy, kolejka ani gondola nie były jeszcze czynne i do pokonania mieliśmy prawie 3 kilometry w górę – ze sprzętem biwakowym byłoby to jeszcze bardziej bolesne, niż było. Na minus spania pod namiotem jest jeszcze to, że atak szczytowy musimy zacząć te 700 metrów niżej, pokonując niebezpieczny Grand Colouir i wspinaczkę granią.
+ Gdzie wy spaliście?
- Trzy noce spędziliśmy w schronisku Goûter. Jest to stosunkowo nowe schronisko, zbudowane na wysokości 3815 m. Zastąpiło ono stare schronisko, które, chociaż nieczynne, do dziś stoi nieopodal.
Schronisko Goûter określane jest przez niektórych jak „UFO”, gdyż jest ono wykonane z błyszczącego metalu, a z kształtu przypomina szerszy niż wyższy walec. W środku jest jednak bardzo przytulnie – wnętrze wykonane jest w większości z drewna. Całość składa się z czterech pięter – przechowalni sprzętu przy wejściu (należy zostawić tam buty, czekany itp.), stołówki i dwóch dormitoriów. Niestety w przechowalni sprzętu skradziono mi ekspres z nożem do lin, dlatego sugeruję mniejsze rzeczy brać jednak ze sobą do pokoju. W schronisku nie ma także bieżącej wody, a litrowa butelka kosztuje około 7 euro, więc trzeba się z tym liczyć. Ja wodę do picia i przygotowywania posiłków pozyskiwałem ze śniegu z pomocą kuchenki turystycznej. Schronisko udostępnia pokój, w którym można kuchenki turystycznej bezpiecznie używać.
Stołówka otwierana jest wczesnym rankiem (bodaj o 2 nad ranem) i serwuje śniadanie dla ludzi atakujących szczyt. Następnie jest ponownie otwierana w okolicach 7.00 i jest czynna aż do 21.00. Obiad serwowany jest o 17.00 – kosztuje 30 euro, co jest niemałą sumą, ale możliwość zjedzenia normalnego, gotowanego posiłku niesamowicie podnosi morale. Zwłaszcza, gdy przez ostatnie dni jada się tylko żywność liofilizowaną.
Ogólnie miło wspominam czas spędzony w Goûter. Jak na tę wysokość był to jednak luksus, taka opoka cywilizacji we wrogim człowiekowi terenie.
+ Jak znosiliście kondycyjnie wysokość?
- Spadek wydolności oddechowej to praktycznie norma – co kilka kroków trzeba łapać oddech, nawet zbyt energiczne wejście po schodach w schronisku powoduje zadyszkę.
Do tego dochodzą objawy związane z chorobą wysokościową. Ich ilość i nasilenie to kwestia mocno osobnicza, zależna także od czasu spędzonego na aklimatyzacji. Ja nie odczuwałem szczególnych objawów (może poza bólem głowy po zejściu ze szczytu), ale moim towarzyszom doskwierały m.in. brak apetytu, bezsenność, bóle głowy i ogólne rozbicie jak przy przeziębieniu.
Nam objawy nie przeszkodziły w zdobyciu szczytu, jednak niektórzy alpiniści zmuszeni są do zejścia w dół przed zdobyciem szczytu, gdy objawy robią się nie do zniesienia. Ostra choroba wysokościowa może skończyć się nawet śmiercią!
+ Czy Mont Blanc należy do trudnych szczytów?
- Mont Blanc klasyczną drogą przez Goûter raczej nie uważa się za szczyt trudny do zdobycia. Za najniebezpieczniejszy odcinek uchodzi Gran Colouir, zwany czasami Rolling Stones. Jest to nachylony odcinek trasy, który trzeba trawersować, a którym regularnie staczają się kamienie. Bywa, że bardzo duże, o wadze kilkudziesięciu kilogramów. Kamienie często zmieniają trajektorię w wyniku odbić, dlatego ciężko ich uniknąć – najlepiej jest przekroczyć tę część trasy wczesnym rankiem, kiedy całość jest jeszcze skuta lodem. Jeżeli jednak idziemy w porze, gdy słońce zaczęło już topić lodowo-śnieżną skorupę, najlepszą strategią jest pokonanie kuluaru jak najszybciej.
Trudności dla niektórych może też stanowić trasa za kuluarem, a przed schroniskiem Goûter. Jest to prawie pół kilometra wspinaczki po kamieniach w górę. Poręczówki pojawiają się dopiero w połowie trasy. Ze względu na charakterystykę trasy pokonujemy ją raczej bez raków, co czyni oblodzone i zaśnieżone fragmenty wyjątkowo zdradliwymi.
+ Czy były jakieś trudne momenty w podejściu na szczyt?
- Trudność samego ataku szczytowego jest mocno związana z warunkami pogodowymi – a te, jak wiemy, bywają na takich wysokościach bardzo zmienne. Możemy trafić na „lampę” w słońcu i piękną widoczność, możemy na gęste chmury (na tej wysokości nieodróżnialne od mgły), zamiecie i mróz. Tak naprawdę wiatr i temperatury poniżej zera są czymś, czego na tej wysokości możemy spodziewać się praktycznie zawsze, więc należy być przygotowanym na skrajnie zimowe warunki.
W drodze na Mont Blanc ostatnim przystankiem jest schron Vallot – blaszana „puszka” położona na wysokości 4362 m. Liczyliśmy, że w schronie się ogrzejemy i pożywimy, co podniesie morale. Jednak przez porywisty wiatr, który był mocno rezonowany przez konstrukcję schronu, czuliśmy się jak w oku cyklonu. Ostatecznie zdecydowaliśmy, że musimy wyruszyć, zanim całkowicie stracimy ochotę…
Pomimo ciężkich warunków pogodowych i kiepskiej widoczności udało nam się jednak zdobyć szczyt. Jednak każdy z nas miał przynajmniej jeden moment, kiedy poważnie obleciał go strach. Porywisty wiatr przynajmniej raz sprowadził kogoś na kolana, co dodawało emocji podczas pokonywania wąskich grani z przepaściami z każdej strony.
+ Plany na przyszłość? Oczywiście mam na myśli plany wspinaczkowe.
- W sierpniu planuję z dwójką znajomych zdobyć Kazbek, jeden z najwyższych szczytów Kaukazu (5 033 m), dosyć popularny cel dla polskich alpinistów. Wysokość podobna jak Mont Blanc, jednak styl wejścia inny – przede wszystkim trasa Kazbek znana jest z dużej liczby szczelin, których na klasycznej drodze na Mont Blanc w zasadzie nie ma. Szczeliny w lodzie są jednym z głównych zagrożeń na lodowcach. Często niewidoczne i przysypane śniegiem, stanowią swoiste pułapki na wędrujących. Bezpieczne poruszanie się w takim terenie wymaga szeregu umiejętności, w tym wiązania się liną, hamowania czekanem czy zakładania stanowisk asekuracyjnych. Te umiejętności można zdobyć na kursach zimowej turystyki górskiej, które organizowane są również w Tatrach.
Dodatkową atrakcją podczas wyprawy na Kazbek będzie biwak zimowy – większość turystów decyduje się na nocleg pod namiotem, który można rozbić np. pod Stacją Meteo – prywatnym schronem na wysokości 3653 m.
Po wyprawie na Kazbek kończy się powoli sezon na góry wysokie, więc pozostanie mi czekać na zimę w Tatrach. A w dalszej perspektywie – kolejne szczyty Korony Europy!
+ Dziękuję za rozmowę.