Nowohucki Kwestionariusz Macieja Mieziana (niekoniecznie według kwestionariusza Prousta)
Dodane przez Administrator dnia 03/04/2015 13:12:59
Maciej Miezian kustosz Muzeum Historycznego – Dzieje Nowej Huty w Alei Róż został Nowohucianinem Roku 2014. Dziś chcielibyśmy pokazać go z nieco innej strony.
 
Mój pierwszy raz w Nowej Hucie
Ponieważ pochodzę z innej części Krakowa do Nowej Huty trafiłem po raz pierwszy w latach sześćdziesiątych, gdy moja ciocia, która pracowała w Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych przywiozła mnie do Dworku Matejki na jakieś walne zgromadzenie. Wtedy też po raz pierwszy widziałem Karola Estreichera i innych wybitnych ludzi, którzy przyczynili się do uratowania dworku Jana Matejki. A mimo to pomyślałem „ale odludzie” i „nie chciałbym tu mieszkać”. Dziś biję się za to w pierś.


Treść rozszerzona
Emocjonalny stan łączący mnie z Nową Hutą to ...
... Coś, co twórca psychologii transpersonalnej prof. S. Grof nazwał „ekstazą oceaniczną”, czyli poczucie, ze jest się na właściwym miejscu, o właściwym czasie i robi się to co chciałoby się robić. Uważam Nową Hutę za najpiękniejszą i najzieleńszą część Krakowa. To jest miłość bardzo neoficka, ale trwa już dwadzieścia lat, od czasu gdy w 1993 roku zostałem przypadkowo, po śmierci pani Katarzyny Kolasowej kustoszem dworku Jana Matejki. Przyjechałem na dwa miesiące i „utonąłem”. Nie wiem czy to miłość odwzajemniana, ale sądząc po tytule Nowohucianina Roku raczej tak.
Jan Matejko to …
…najlepszy polski malarz. A poza tym jedyny chyba w dziejach przypadek artysty, który stworzył wizję dziejów całemu narodowi i to w dodatku akceptowaną przez pokolenia. Jego przypadek powinien być studiowany w każdej szkole marketingu. Poza wszystkim naprawdę był bardzo dobrym malarzem, szczególnie na tle XIX-wiecznego malarstwa. Wystarczy przejść się po Muzeum w Sukiennicach by zobaczyć, jaka przepaść dzieliła Matejkę od całej reszty. Myślę, że mam bardzo wiele z niego, bo jego obrazy były wielkimi syntezami filozoficzno-historycznymi, ale nie zawsze pokrywały się z historyczną rzeczywistością. Stąd Matejko np. umieścił H. Kołłątaja w scenie bitwy pod Racławicami, choć wcale go tam nie było. Ale skoro pasowało mu do koncepcji to umieścił i nie przejmował się krytyką. Ja tez zasadniczo wole interpretację i ładną opowieść, nawet jeśli jej ofiarą miałyby paść niektóre fakty. Obaj mamy dość nieortodoksyjny stosunek do historii.
Stanisław Szukalski to…
…bohater mojej pracy magisterskiej na wydziale historii sztuki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nie miał nic wspólnego z Nową Hutą, ale był największym polskim artystą, obok Wita Stwosza i Matejki. Niestety był też paranoikiem i rzeźbił bardzo dziwne rzeczy np. pomnik Piłsudskiego, jako centaura: pół-konia, pół-człowieka, który na dodatek trzyma topór w reku i skacze przez węża-błyskawicę…Takich pomysłów miał Szukalski setki, łącznie z przedstawieniem Jana Pawła II w azteckiej zbroi, duszącego cepem Hydrę Jałtańską. Żaden z jego projektów nie został zrealizowany, ale ponieważ działał w Stanach Zjednoczonych i wpłynął inspirująco na filmowych specjalistów od efektów specjalnych – dostał się do panteonu największych światowych artystów tylnymi drzwiami. Wystarczy obejrzeć takie filmy jak „Terminator”, „Obcy”, czy „Koszmar z ulicy Wiązów lub posłuchać zespołów „Tools” czy „Lejbach”. Wielkim fanem twórczości Szukalskiego jest Leonardo di Caprio, który sportretował go w postaci młodego, zbuntowanego artysty w filmie Totanic, ale Szukalski to temat na inną opowieść.
W socrealizmie jest piękne
Socrealizm był ostatnim wielkim stylem w sztuce, potem nastąpił tzw. modernizm. I wszystko rozprysło się w drobne kawałki. Wystarczy porównać Plac Centralny z jakimkolwiek blokowiskiem. Widać różnicę materiałową, myślową, filozoficzną, a przede wszystkim estetyczną. To był ostatni wielki, monumentalny styl w architekturze. Reprezentuje czasy, gdy jeszcze ludzkość miała co unieśmiertelniać. Tu akurat totalitaryzm, ale potem wszystko zostało zalane - jak przewidywał Witkacy – totalną miałkością . Socrealizm przy wszystkich swoich wadach ma jakiś „charakter”, a przede wszystkim socrealizm nowohucki był tworzony przez Polaków. Młodych chłopaków, którzy przeszli przez Powstanie Warszawskie, prawie wszyscy należeli do Armii Krajowej, byli dobrymi architektami i dobrze radzili sobie później
Ulubione nowohuckie miejsce
Plac Centralny oczywiście. Gdy przyjeżdżam „z miasta”, skądkolwiek, to dopiero tutaj czuję, że jestem w domu. Jest piękny choć warto byłoby by był kiedyś architektonicznie „domknięty”. Choć w tym „niedomknięciu” jest też coś z naszego polskiego, lekko bałaganiarskiego i niechętnemu wszelkiemu porządkowi, charakteru. Może więc powinno to tak zostać: trzy pierzeje z robione, a czwartej łąka, z którą nikt nie potrafi nic zrobić od ponad 60 lat. 
Największe nowohuckie rozczarowanie
W Nowej Hucie nie ma miejsca, które mogłoby rozczarowywać, ale rozczarowuje sposób traktowania tej dzielnicy przez Miasto. Widać to chociażby po rozkopanym Placu Centralnym. Stało się to nagle, rozkopano i …porzucono na wiele miesięcy. Wszystko się ślimaczy i jak widzę ile pieniędzy „wyrzuca się” na imprezy na rynku, nie zawsze wysokich lotów, to gdyby choć jedna dziesiąta tego trafiła do Nowej Huty to byłoby bardzo dobrze.
Mój ulubiony nowohucki bohater
Piotr Ożański - jako symbol całego pokolenia, które skończyło tragicznie. Jest dobrym przykładem losu „ludzi z marmuru” i powodem, dla którego Maciej Twaróg, jako radny przeforsował nadanie jego imienia placu przy poczcie w os. Willowym. Po ustanowieniu propagandowego rekordu rozpoczął się dla niego efektowny upadek w dół i wszyscy ludzie, którym pomógł w czasach swojej świetności odwrócili się od niego i pozwolili, by całkowicie zmarniał. Nie pokazał tego Wajda w filmie „Człowiek z marmuru”. Druga część filmu „Człowiek z żelaza” kończy się taką piękną i bohaterską śmiercią Birkuta na Wybrzeżu, a śmierć Ożańskiego była o wiele bardziej skromniejsza i wstydliwsza.
Zauważmy, że właściwie całe pokolenie przodowników pracy to ludzie bez twarzy. Tysiące ludzi „zaczadzonych” propagandą, albo dla pieniędzy albo z przekonaniem, że tworzą coś nowego, buduje nowe miasto, a potem odchodzi w zupełne zapomnienie, oprócz tego, że byli. Nikt z nas nie potrafi wymienić żadnego innego nazwiska, może tylko Pstrowskiego. I kolejna rzecz: w czasach, kiedy przodownicy pracy grzali się w blasku fleszy ich koledzy robili kursy zawodowe. Gdy skończył się stalinizm ci ostatni byli już mistrzami, a oni dalej byli od układania cegieł. 
Najznamienitszy „Obywatel” Nowej Huty
Jan Paweł II - najznamienitszy nasz rodak w całych dziejach. Poza tym wskazałbym …„zespół”. Postrzegam pionierskie czasy Nowej Huty, jako jedyną sensowną „korporację” powojennej Polski. W tym miejscu ludzie różnych zawodów, różnych fachów zjechali się  i stworzyli niepowtarzalny „team”. To przedsiębiorstwa, które powstały w Nowej Hucie wybudowały cały Kraków, a potem budowały polski przemysł. Architekci i studenci, projektujący to miasto w następnych dekadach pracowali na całym świecie Do dziś to nazwiska bardzo cenione. Dokładnie tak samo było z ludźmi, działającymi \ w przemyśle, budownictwie, kulturze. Mieszkało tu wielu artystów dziś nie kojarzonych z Nową Hutą, jak choćby Anna Gunter jedna z najwybitniejszych polskich surrealistek.
Talent, który chciałbym mieć
…Pilność i dokładność. To jest to, czego mi cale życie brakuje, bo jestem bałaganiarzem i nie mam talentu do systematycznej pracy.
W Nowej Hucie brakuje mi....
Łatwiej byłoby odpowiedzieć, czego mi nie brakuje. Tego, że nie ma tu Krakowa, który zatracił dziś swój dawny charakter. Nowa Huta nadal jest tym, co w Krakowie, po dawnym Krakowie, pozostało. Jedynym miejscem gdzie nie wpychają się developerzy, gdzie nie buduje się na każdym trawnik. Miejscem, które nawet przy wycinkach drzew pozostaje nadal gigantycznym parkiem.
Największe nowohuckie zaskoczenie?
Samo życie zaskoczyło mnie tym, że zainteresowałem się Nową Hutą. Miałem o niej takie samo pojęcie, jak moi koledzy z Kleparza i Krowodrzy: za Rondem Mogilskim „urywał się” nasz świat. Jako dziecko zobaczyłem dworek Matejki i byłem w szoku. Do Nowej Huty zacząłem zapuszczać się dopiero w stanie wojennym. Ale jak już przybyłem, zobaczyłem to zostałem…
W Nowej Hucie zaskoczył mnie… „brak”. Rzucało się w oczy, że to miejsce ma jakieś wartości, tylko brakuje kogoś, kto by je odkrył. Kiedy razem ze stowarzyszeniem „Partnerstwo dla środowiska”, a potem Stowarzyszeniem na rzecz powstania Muzeum Nowej Huty, uczestniczyłem w różnych spotkaniach słyszałem, że głównym atutem Placu Centralnego jest to że położony jest zaledwie 10 kilometrów od krakowskiego rynku. Uznałem, ze jeśli chce się wypromować Nową Hutę to trzeba to myślenie diametralnie odwrócić i lansować ją, jako „główną”, a może wręcz jedyną atrakcje Krakowa. Początkowo wynikało to z przekory, ale wkrótce, gdy jako historyk i historyk sztuki, zacząłem się w wgłębiać w przeszłość tego miejsca, okazało się, że ma ono starsze o 6 tys. lat tradycje osadnicze od centrum Krakowa. Podobnie historie ludzi. W Krakowie żyje się epoką Jagiellonów i Zielonego Balonika, w Nowej Hucie stworzono coś wielkiego, imponującego. Odkrywałem nowe przestrzenie, zarówno w realu, w osiedlach, jak i w archiwach. I to trwa: przy każdej nowej wystawie przygotowywanej przez nasze muzeum wypływają nowe dokumenty i fakty i postaci historyczne, które tu przebywały bądź mieszkały.
Ulubiona legenda o Nowej Hucie to
Legenda o królowej Wandzie tylko ta, w oryginalnej pierwszej wersji, w Kronice Wincentego Kadłubka. To krwawa opowieść, o bohaterskiej, walecznej kobiecie, łamiącej kości swoim przeciwnikom, która buduje zamek na Wawelu i umiera, jako staruszka, rządząca wszystkim do Morza Czarnego i Renu. W tej  pierwszej wersji Wanda była klasyczną Walkirią, siejąca tu śmierć i zniszczenie, a nie zapłakaną dziewczynkę, którą znamy z późniejszych czytanek. 
Moja największa wada
Moje ulubione motto to „Festina lente”, czyli spiesz się powoli.
Powinienem to, co wiem o Nowej Huty częściej przelewać na papier…
Gdy zaczynałem interesować się Nową Hutą to miałem wrażenie, że jestem jedyny na świecie. Na Allegro nie ma mojego przewodnika o Nowej Hucie, co interpretuję, że od czasu, gdy się ukazał, nikt, kto kupił, nie chce się go pozbyć, zatem mniemam, że do czegoś to się przydaje.
Ulubiona książka związana z Nową Hutą to
…Jana Długosza - „Liber beneficiorum dioecesis Cracoviensis” (Księgi uposażeń, czyli opis beneficjów Kościoła katolickiego w Małopolsce z lat 1470-1480), zawierająca historyczne informacje, Kazimierza Girtlera –„Opowiadania .Pamiętniki z lat 1832-1857”, jedyny dokument XIX wieczny opisujący teren, na których  w XX wieku powstała Nowa Huta, oraz współczesny zbiór reportaży Katarzyny Kobylarczyk – „Blok cudów” w których autorka dociekła parę rzeczy na które ja nie trafiłem m.in. ustaliła kim był ów Morozow, który ma ulicę obok Kombinatu. Ul.Mrozowa nie pochodzi od „mrozu, tylko od nazwiska rosyjskiego inżyniera, który uruchamiał krakowski wielki piec!
Najważniejsze wydarzenie w historii Nowej Huty
W mojej opinii to, co wydarzyło się tu w 1960 roku - czyli walka o krzyż. To pierwszy raz Nowa Huta ujawniła swoje oblicze społeczne. Pokazała, że nie powiódł się eksperyment „inżynierów dusz”, którego celem było stworzenie człowieka według założeń ideologicznych. W roku 60-tym ludzie tutejsi zrobili coś swojego, własnego. Przestali być automatami, zbuntowali się… To był pierwszy wybuch, zapowiedź tego, co się stało w latach osiemdziesiątych. Ale dla prawdy dodajmy, że pomiędzy tymi dwoma etapami były lata siedemdziesiąte, gdzie jednak Nowa Huta miała głównie „czerwone” oblicze.
Nowohucian to
…jeszcze normalny człowiek. Kiedyś, spod krakowskiego Magistratu, Maciek Twaróg napisał mi, że „ludzie są tu wredni i nie może doczekać się kiedy wróci do Nowej Huty”…  
Gdy bierzemy coś na wypożyczenie dla naszego muzeum, to instytucje w Krakowie wymagają papierów, a tutejsi ludzie mówią „bierz Pan”, mając do nas całkowite zaufanie, że zwrócimy. Tu jest jeszcze normalny, niezglobalizowany świat.
Gdybym mógł decydować to Muzeum Nowej Huty umieściłbym w…
Oczywiście w kombinacie lub Pałacu Dożów, czyli dawnym centrum administracyjnym  krakowskiej huty. Na Zachodzie, w tego typu muzea przekształca się obiekty przemysłowe. Takie też było pierwotne założenie. Skoro tłumy jeżdżą na Sacrum Profanum, zapewne chętnie odwiedzałyby nowoczesne, multimedialne muzeum łączące historię techniki i historię społeczną.
Kto dla Nowej Huty zrobił najwięcej?
Tadeusz Ptaszycki, architekt i urbanista, bo ją zaprojektował…

Rozmawiała: Krystyna Lenczowska