ŚLADY PO „MEKSYKU”
Dodane przez Administrator dnia 30/05/2013 17:36:28
- „Meksyk” w Nowej Hucie? Zawsze mi się kojarzył z przystankiem przy barze „Meksyk”, przy wylotówce na Sandomierz. Byłem przekonany, że to też nazwa stacji benzynowej, która tam się znajduje. Dopiero dziś, przy okazji tej wystawy fotografii, dowiedziałem się, że tak nazywano osiedle hotelowych baraków, znajdujące się w pobliżu baru …- mówi Bartosz, bajkoczytacz i wokalista eksperymentujący. On też ma swój udział w „Tymczasowej Strefie Przetrwania” w Łaźni Nowej.


Grzegorz Ziemiański i Stanisław Gawliński były fotoreporter „GŁOSU” . Pan Stanisław pożyczył Grzegorzowi do zdjęć - swój stary aparat Rolleiflexlex. W tle portret Stanisława Hadały.

Treść rozszerzona
W jego zadaniu chodziło o prawdziwy Meksyk – kraj Ameryki Środkowej. Uroczystość krzyku, którą poprowadził Bartosz, zaraz po otwarciu wystawy, to odwołanie do tradycji święta meksykańskiego, przypadającego na 15 września. Wtedy Meksykanie, na co dzień naród skryty, wychodzą na ulicę wykrzyczeć to, co ich boli, albo cieszy!? Elementem projektu „Strefa…” jest również wystawa fotografii „Meksyk w Nowej Hucie” nowohuckiego fotografika, aktywisty włączającego się we wszelkie inicjatywy poświęcone Nowej Hucie - Grzegorza Ziemiańskiego.
Skąd wzięła się ta obca nazwa? - Słowem „Meksyk” określano w przedwojennej Polsce wyjątkowo nędzną część czegokolwiek, Dla przykładu w Oświęcimiu – Brzezince także były baraki nazywane Meksykiem. Chodziło o baraki obozowe, o najgorszych warunkach, gdzie bezpośrednio kwaterowano więźniów z transportu. Nazwa ta pochodziła z przedwojennych westernów, których akcja toczyła się na pograniczu. Stamtąd wyewoluowała szerzej, jako określenie na biedne osiedla. Pleszów u zarania Nowej Huty także był „pograniczem” i zbieraniną ludzi, którzy przyjeżdżali tu z całej Polski, która rekrutowali się niejednokrotnie całymi wsiami…- mówi Maciej Miezian z Oddziału Dzieje Nowej Huty Muzeum Historycznego Miasta Krakowa we wprowadzeniu do wystawy.
Czy znaleźli tu swoją „Ziemię Obiecaną” czy raczej „Ziemię Urlo”, wyjałowioną duchowo?
- Z pasa startowego lotniska w Czyżynach, trafiłem w inny świat. Chciałem tam wejść z otwartym umysłem, przyjmując wszystko co się tam wydarzy, za dobrą monetę, akceptując co zobaczę i usłyszę. Spędziłem miesiąc w Pleszowie, w miejscu gdzie kiedyś stały baraki - hotele robotnicze, dokumentując to, co pozostało po nowohuckim „Meksyku” – mówi Grzegorz Ziemiański.
A zostało niewiele. Kilka baraków, które dziś mają najemców czy właścicieli, gdzie mieszczą się niewielkie firmy. Trudno dokumentować to co zniknęło. - Ta wystawa to odbudowywanie historii na podstawie świadectw ludzi żyjących. Okazało się, że dzisiejsi właściciele małych biznesów, funkcjonujących w pozostałościach dawnych budynków osiedla hotelowego w Pleszowie mają wiele historii do opowiedzenia o… tamtym Meksyku. - Funkcjonuje stereotyp „Meksyku”, jako „mordowni” miejsca niebezpiecznego, gdzie zdarzały się i zabójstwa. Ja spotkałem się z wieloma opowieściami opisującymi katalog ludzkich zachowań, ale w historiach indywidualnych, konkretnych ludzi stereotyp „groźnego miejsca” się nie sprawdza – podkreśla G. Ziemiański.
Tak też jest w przypadku Stanisława Hadały, który zamieszkał w „Meksyku” w roku 1961 i spędził tam 3 lata. Na początku lat sześćdziesiątych huta stali już miała dla swoich pracowników bazę hotelową w budynkach Na Skarpie, w os. Młodości, w Domu Młodego Robotnika. Baraki w Pleszowie należały do firm budujących hutę.
Stanislaw Hadała wspomina: W roku 1958 przyjechałem do Nowej Huty. Uczyłem się w Szkole Rzemiosł Budowlanych nad Zalewem. Po trzech latach, na zakończenie nauki, do szkoły przyjeżdżali dyrektorzy różnych firm i werbowali młodzież do pracy. Ja się „zapisałem” do Budostalu 1, wtedy to było Przedsiębiorstwo Budowy Huty im. Lenina, Zarząd Centrum nr 1. Pracowałem tam przez 3 lata do czasu pójścia do wojska.
W roku 1961, gdy zatrudniał się w Budostalu 1 było tych baraków 45. W ogromnej większości drewniane, tylko trzy były murowane.
- Na początku wylądowałem w baraku nr 16. To była „przejściówka” dla nowo zatrudnianych. Tam przespałem trzy noce. Pierwszej nocy przyszło dwóch współtowarzyszy – okazało się, że to drobni złodzieje, kieszonkowcy, którzy wyszli właśnie z więzienia. Gdy zobaczyli stołówkę robotniczą, powiedzieli, że oni „starzy złodzieje” tu jeść nie będą. Pojechali do Krakowa, a rano na stole zobaczyłem stosik portfeli…
Po zrobieniu badań i szkoleniu bhp, zakwaterowano mnie w 6.osobowym pokoju, na piętrowym łóżku. W baraku była łaźnia – z bieżącą wodą, wyposażona w długie koryta – umywalki. Były tam też prysznice. Do pracy było niedaleko, wychodziliśmy ubrani od razu w ubrania robocze i w takich wracaliśmy. Wszystkie te robocze ubrania lądowały na wspólnym wieszaku i rano był problem z odnalezieniem swojego. Na miejscu była stołówka, która spełniała też funkcję świetlicy. Stamtąd też mogliśmy brać kawę, zbożową chyba, do wiaderka, które stawialiśmy na stole. Każdy mógł się napić, ale cukier należało mieć własny. Pamiętam, że jako najmłodszy stażem mieszkaniec baraku od razu musiałem po tę kawę pędzić. Na miejscu były też trzy kioski z piwem, oblegane po pracy, a szczególnie po wypłacie. Od razu ustawiała się kolejka, noszono je nawet we wiadrach. Był też sklep – opowiada pan Stanisław.
W Meksyku w jednym czasie mieszkało około 5 tys. mężczyzn. Kobiety, zwykle starsze, tylko tam pracowały jako sprzątaczki, w kuchni. Gdy, w osiedlu baraków pokazała się jakaś młoda kobieta, to od razu z wszystkich okien odzywały się gwizdy, przygaduszki, więc one tu raczej nie bywały. Bali się „Meksyku” taksówkarze, bo nie wszyscy chcieli płacić przy dotarciu na miejsce i policja…
Czy w „Meksyku” było okropnie i strasznie żyć? Stanisław Hadała odpowiada, że ten etap życia wspomina z sentymentem…To była młodość i tylko pewien etap życia – podsumowuje po latach. Jego półtoragodzinną opowieść o nowohuckim „Meksyku” można wysłuchać w Klubie „Kombinator” w Łaźni Nowej, w os. Szkolnym.
Jak wygląda „Meksyk” po latach? Grzegorz Ziemiański odnalazł ślady i wspomnienia. Choć takich, którzy mieszkali tam, dziś już trudno odnaleźć. Zachowała się część baraków, te murowane. Choćby barak nr 43, w którym w 1963 roku działalność rozpoczęło Zeto, jedno z najstarszych przedsiębiorstw informatycznych. Tu znajdowała się akumulatorownia obsługująca komputery Odra 103 i Odra 113, Mińsk 32 i Odra 1305. Dziś pomieszczenie jest wynajmowane.
W dawnej stołówce prowadzona jest produkcja ścierniwa. Ktoś wspomniał o straży pożarnej, która na tym terenie ćwiczyła gaszenie pożaru, podpalając stare opony, aż raz ognia nie zdołano opanować i spaliła się cześć baraków. Dawna kotłownia też dziś stanowi własność prywatna. W przybudówce do dawnego sklepu znajduje się warsztat. No i pozostał szyld na budynku dawnego baru „Meksyk”. To było uczęszczane miejsce, zatrzymywało się w tym miejscu wiele samochodów. Kilka lat temu teren zakupiła jedna z sieci paliwowych, bar został zamknięty.
Dziś stacja benzynowa jest własnością koncernu BP. Czy będzie jaskółką Nowej Huty Przyszłości, projektu ożywienia tego obszaru, jaki w swych planach strategicznych planuje Kraków? Czy w tym miejscu należy postawić pomnik ? Nie, ale należy pamiętać – mówi Grzegorz Ziemiański.
Krystyna Lenczowska