[2005.10.21] Pretendenci
Dodane przez Administrator dnia 20/10/2005 21:02:25
W ostatni weekend mogliśmy na ulicach Krakowa spotkać obu kandydatów na prezydentów: Lecha Kaczyńskiego i Donalda Tuska. W trakcie pracowitego objazdu kraju znaleźli czas także na przyjazd do Małopolski. W pierwszej turze w regionie wygrał Kaczyński, a w samym mieście – Tusk. Według sondaży opublikowanych na początku tygodnia, Tusk nadal utrzymuje kilkuprocentową przewagę i tym samym staje się faworytem II tury wyborów. Warto jednak pamiętać, że przed wyborami parlamentarnymi sondaże przewidywały zwycięstwo Platformy Obywatelskiej, podczas gdy ostatecznie okazało się, że wyborcy wybrali Prawo i Sprawiedliwość. Podobny błąd sondaży powtórzyć się może i tym razem.
Wyborom prezydenckim tym razem nie towarzyszą emocje tak wielkie, jak bywało poprzednio. W II turze walczą ze sobą dwaj kandydaci prawicy: jeden z programem bardziej liberalnym (Tusk), drugi z programem chadeckim (Kaczyński). Polsce nie grozi ponowny wybór żadnego dawnego komunisty, ponieważ Aleksander Kwaśniewski po raz trzeci kandydować nie może, Włodzimierz Cimoszewicz zmuszony został do wycofania się z wyścigu, a Marek Borowski ten wyścig przegrał, uzyskując dopiero czwartą pozycję. Wprawdzie w trakcie kampanii sztaby wyborcze Kaczyńskiego iTuska usiłowały pogłębić znaczenie dzielących ich różnic, to jednak po najbliższej niedzieli powstanie koalicja rządowa PiS i PO, a wówczas okaże się, że programy obu ugrupowań są w stanie dopasować się do siebie.
W wielu krajach świata polityczne podziały przypominają właśnie taki układ sił, z jakim mamy do czynienia w naszych wyborach prezydenckich. W Stanach Zjednoczonych rywalizują ze sobą dwie partie i można nawet powiedzieć, że przypominają one aktualnych polskich rywali: republikanie są bardziej na prawo w kwestii konserwatywnych wartości, stosunku do religii, do tradycji, a także w polityce zagranicznej – i pod tym względem upodobniają się do PiS-u, równocześnie jednak prezentują bardziej liberalny program gospodarczy, w czym podobni są do PO. Z kolei demokraci w kwestiach wartości mniej rygorystyczni, wydają się być bliżsi Platformie, jednak w programie społecznym zbliżają się do PiS-u. Tak czy inaczej, o żadnych komunistach nikt tam nie słyszał. Podobnie jest w krajach Europy Zachodniej, gdzie partie socjaldemokratyczne wyraźnie odcinają się od haseł, którymi chętnie posługują się postkomuniści.
Dwie partie, różniące się między sobą programem gospodarczym czy sposobem odwoływania się do tradycji, przy równoczesnym zmarginalizowaniu populistów i postkomunistów, to ideał, do którego należy dążyć, zdając sobie jednak sprawę z faktu, że w Polsce tęsknota za PRL-em, za demagogią pod hasłem: każdemu po równo, oraz za pracą według zasady: czy się stoi czy się leży, dwa tysiące się należy – będzie silna jeszcze co najmniej przez kilka, a może kilkanaście lat. Do tego czasu zarówno Lepper, jak i Miller z Oleksym mogą liczyć na solidną reprezentację sejmową.
Za trzy dni wybierzemy Prezydenta RP na pięcioletnią kadencję. Wprawdzie w Polsce prezydent raczej reprezentacje państwo, niż nim rządzi, to jednak nie jest bez znaczenia kto zasiada w Belwederze i nadaje ton wielu państwowym przedsięwzięciom. Jeszcze większe znaczenie ma prezydent w kontaktach międzynarodowych. Dlatego zastanówmy się dobrze i głosujmy z przekonaniem. Jedno jest pewne: po dziesięciu latach wreszcie rozstajemy się z Aleksandrem Kwaśniewskim. Ktokolwiek wygra w niedzielę, od przyszłego tygodnia będziemy już żyli w innej Polsce.
Ryszard Terlecki