[2005.10.13] Peleton przegranych
Dodane przez Administrator dnia 13/10/2005 20:36:19
Donald Tusk, lider Platformy Obywatelskiej, wygrał pierwszą turę wyborów prezydenckich. Lech Kaczyński, reprezentant Prawa i Sprawiedliwości, uzyskał wynik o 3 procent gorszy, zmniejszając jednak dystans dzielący go od zwycięzcy. Przed nami – za dwa tygodnie – rozstrzygająca druga tura.
Na prognozę kto wygra przyjdzie jeszcze czas w przyszłym tygodniu, kiedy znane będą nowe sondaże opinii publicznej i będzie mniej więcej wiadomo na kogo oddadzą swoje głosy zwolennicy kandydatów, którzy odpadli w pierwszej turze. Warto jednak pamiętać, że sondaże mogą się mylić nawet o parę procent. Tak właśnie pomyliły się przed wyborami parlamentarnymi.
Dziś jednak zajmijmy się tymi, którzy wyścig do prezydentury przegrali. Można powiedzieć, że jest ich ośmioro – pozostałych trudno było potraktować poważnie. Największym przegranym jest oczywiście Andrzej Lepper i jego Samoobrona. Wprawdzie słyszymy w telewizji, że uzyskany przez niego trzeci wynik z rezultatem nieco ponad 15 procent jest całkiem niezły, cóż jednak z tego, skoro kandydat Samoobrony wybory przegrał. Gdyby przynajmniej wszedł do drugiej tury – jak niegdyś Tymiński – można by uważać, że ma szansę utrzymać wokół siebie poważną siłę polityczną. Teraz jednak, gdy okazał się za mały, aby wziąć udział w rywalizacji o najwyższą stawkę, jego przyszłość nie zapowiada się zbyt obiecująco. Owszem, będzie w Sejmie rywalizować z SLD w krytyce rządzących ugrupowań, będzie nawoływać do buntu i gromadzić niezadowolonych. Ale pociągnąć tłumów już nie zdoła – wyborcy oswoili się z demagogią, a przede wszystkim przekonali, że obiecywany hokus pokus nie nastąpił. Teraz Lepper ostatecznie spowszednieje, a do elektoratu wiecznych nieudaczników znajdą drogę nowi cudotwórcy.
Marek Borowski zapłacił rachunek za tych, których zdradził i opuścił. Być może reprezentował uczciwszą część lewicy, jednak nie zdołał przekonać o tym nikogo poza żelaznym – ale szybko malejącym – elektoratem postkomunistów. Teraz albo będzie szedł drogą tych, którzy przed nim porzucili „przewodnią siłę” SLD i dziś nawet nie pamiętamy ich nazwisk, albo ukorzy się przed dawnymi towarzyszami, a oni pozwolą mu zostać w polityce aż do przyspieszonej emerytury.
Dramatyczną porażkę poniósł Jarosław Kalinowski, który zapewne zapłaci za to wygnaniem z politycznego kierownictwa PSL. Można by powiedzieć, że komiczną porażkę poniosła Henryka Bochniarz, gdyby nie fakt, że jej katastrofa może oznaczać koniec nie tylko kilku smutnych figur z muzeum PRL-u, ale także ostateczny schyłek autorytetów niegdysiejszej opozycji, którzy po upadku komuny wystąpili jako gorliwi zwolennicy pogodzenia totalitaryzmu z kulawą demokracją. Podobno po Demokratach zostały tylko długi za kampanię wyborczą – z pewnością jednak jest to środowisko na tyle majętne, że nie pozwoli, aby przy rozliczaniu kampanii niezbędne okazało się wydawanie pieniędzy podatników. Janusz Korwin Mikke, który nie uzyskał dwóch procent, ale prześcignął Bochniarz, zapowiedział, że wycofuje się z polityki.
To tylko piątka przegranych – kim więc są trzej pozostali? To ci, którzy nawet nie dotarli do finiszu: ośmieszony Włodzimierz Cimoszewicz, zasapany Zbigniew Religa i od początku niemal nieobecny Maciej Giertych. Świat jest brutalny i nie ma litości dla pokonanych.
Za dwa tygodnie przybędzie jeszcze jeden przegrany. Ale którykolwiek z kandydatów nim będzie, pozostanie uczestnikiem politycznej gry – być może do następnych wyborów?
Ryszard Terlecki