[2005.09.06] Z wędką nad Adriatykiem (II)
Dodane przez Administrator dnia 06/10/2005 20:11:28
Zatrzymałem się w Prigradicy. To niewielka rybacka i wypoczynowa miejscowość po północnej stronie Korčuli. Jest tutaj niewielki port, z którego korzystają miejscowi rybacy, a który w sezonie letnim dodatkowo zapełnia się jachtami. Brzegi są tu na ogół skaliste, za to pełne mniejszych i większych zatoczek. Krystalicznie czysta woda zachęca zarówno do pływania jak i do wędkowania.
A jest co połowić. W morzu żyje kilkadziesiąt gatunków, których nazwy niewiele mi mówią: cipal, salpa, komarča-podlanica, luc, ovčica, barbun, zubatac, gruj, oslič, tuna, list czy kovač. Cztery ostatnie ryby przewijają się i na naszych stołach: oslič to dorsz, tuna – oczywiście tuńczyk, list – sola, a kovač to popularna makrela. I tu powoli zaczynał się problem. O ile wiem, jakiej przynęty użyć by złowić okonia, karpia czy leszcza, o tyle nie mam żadnego doświadczenia w łowieniu makreli czy dorszy. O tuńczykach nie wspominam, bo złowienie ich w pobliżu brzegu raczej w rachubę nie wchodziło. Odpadała przynęta uniwersalna – popularne u nas dżdżownice czy rosówki. Na wyspie ani jednych, ani drugich nie spotkałem. W suchej, spalonej słońcem glebie po prostu ich nie było. Cienka warstwa czerwonawej gleby pozwalała jedynie na hodowlę oliwek, drzew figowych i winorośli. Nikt nie siał tutaj zboża, nikt nie sadził ziemniaków. Po prostu nie ta ziemia.
Któregoś ranka zobaczyłem dwóch chłopców wędkujących w zatoczce. Poszedłem sprawdzić jaką metodą i na jakie przynęty łowią młodzi mieszkańcy Korčuli. Łowili na spławikówki, a w charakterze przynęty używali niewielkich ślimaczków, czy raczej małży. Żyjątka te, w twardych skorupkach przywierały mocno do nadbrzeżnych skał. Chłopcy podważali je nożykiem, a po oderwaniu od kamienia zręcznie wydłubywali środek. To była niewątpliwie naturalna w tym środowisku przynęta. Łowili na nie niewielkie, kilkunastocentymetrowe rybki. Większe można było złowić w dalszej odległości od brzegu, powiedział mi jeden z nich, szesnastoletni Ivo. A więc gruntówka z ciężkim ołowiem dennym wyrzucona daleko w morze – pomyślałem.
(Ciąg dalszy za tydzień)
Jakub Kleń