[2005.09.06] Po wyborach, przed wyborami
Dodane przez Administrator dnia 06/10/2005 20:10:32
Pierwsza próba uzgodnienia zasad współpracy pomiędzy PiS-em a Platformą, nie przyniosła efektów. Wydaje się nawet, że efektów przynieść nie mogła w czasie, gdy obie partie zaangażowane są w kampanię prezydencką. Jest niemal pewne nie tylko, że ostateczna walka rozegra się pomiędzy Lechem Kaczyńskim, a Donaldem Tuskiem, ale również, że obaj główni kandydaci zmierzą się ze sobą w drugiej turze. Ten fakt w sposób oczywisty narzuca sposób postępowania przed rozstrzygnięciem wyborów prezydenckich: dla obu partii zadaniem w tej chwili najważniejszym jest zwycięstwo własnego kandydata i temu zarówno sztaby wyborcze, jak i partyjni działacze, muszą chwilowo podporządkować wszelkie polityczne działania.
Można nawet powiedzieć, że na wyniku rywalizacji o prezydenturę bardziej zależy Platformie Obywatelskiej, która przegrała z PiS-em wyścig do Parlamentu i teraz walczy o swoją pozycję w przyszłym układzie władzy. Jeżeli Lech Kaczyński wygra wybory, to PO nie tylko będzie musiała pogodzić się ze stopniową marginalizacją, ale również zapewne dotkną ją podziały i rozłamy, zrodzone z powyborczych rozliczeń. Z drugiej strony Prawo i Sprawiedliwość stara się przekonać dotąd nieprzekonanych, że gruntowna przebudowa państwa, zasługująca na zastąpienie nazwy III RP na IV RP, nie jest możliwa bez prezydentury Kaczyńskiego.
Na razie mamy więc do czynienia z wzajemnymi uszczypliwościami oraz irytującym pozowaniem niektórych polityków Platformy (wyróżnia się tu szczególnie Bronisław Komorowski) na najmądrzejszych na świecie posiadaczy stuprocentowej racji. Do ulubionych ich zajęć należy oskarżanie PiS-u o socjalizm, podczas gdy właściwszym określeniem byłby tu społeczny solidaryzm, wywodzący się z koncepcji chrześcijańskiej demokracji. Plan rozwoju budownictwa mieszkaniowego czy skutecznej reformy wymiaru sprawiedliwości nie może być z góry odrzucany tylko dlatego, że dotąd nikomu się nie udał. A może uda się PiS-owi? Najwyższy czas, aby wyrwać się z zaklętego kręgu niedołęstwa i prywaty, tak charakterystycznego dla naszego życia publicznego.
Ta permanentna nieudolność władzy jest dokuczliwa również w Krakowie. Każdy z nas na co dzień ma z nią do czynienia, np. poruszając się po mieście samochodem lub środkami miejskiej komunikacji. Rozgrzebane miesiącami budowy, postępujące w ślimaczym tempie, bądź zarzucone zaraz po rozpoczęciu, tak jak ma to miejsce na Rondzie Mogilskim, zmuszają do niecierpliwego oczekiwania na jakiś ożywczy przeciąg, który wymiecie miejscowych nieudaczników. A przecież komunikacja to nie jedyny obszar błędów i zaniedbań. Kraków, który w Europie i w świecie coraz powszechniej uważany jest za wizytówkę Polski, zasługuje zarówno na rządowe wsparcie, jak i na samorządową energię i kompetencję.
Ale wybory samorządowe dopiero za rok i dla zwycięskich dziś partii będzie to okres ważnego testu, którego rezultat przesądzi o przyszłorocznych wynikach. Na razie wymieniani są kandydaci na stanowiska w administracji i rozmaitych urzędach. Każdy tydzień zwłoki jest tygodniem straconym, ponieważ przewidziani do wymiany urzędnicy zwykle nie zajmują się już niczym innym, jak szukaniem sobie nowych posad. Musimy być jednak cierpliwi i z tym większą determinacją wziąć udział w wyborach prezydenckich – może się przecież okazać, że to właśnie nasz głos przeważy szalę zwycięstwa. A potem będziemy się przyglądać poczynaniom nowych władz, tak aby wiedzieć, komu za rok powierzyć nasze lokalne sprawy.
Ryszard Terlecki