[2023.11.03] Rządowe targowanie
Dodane przez Administrator dnia 05/11/2023 10:41:12
Na co się zanosi w polskiej polityce w najbliższych tygodniach? Prezydent wyznaczył termin pierwszego posiedzenia Sejmu na poniedziałek 13 grudnia. Prawdopodobnie tego samego dnia po raz pierwszy zbierze się Senat. Naciski Platformy, aby jak najszybciej Prezydent wskazał kandydata na premiera okazały się nieskuteczne. Prezydent słusznie uważa, że dopiero podczas posiedzenia Sejmu możliwa jest ocena, która z partii lub koalicji dysponuje przekonywującą większością. Tradycja ukształtowana w Polsce od 30 lat nakazuje powierzyć misję tworzenia rządu liderowi partii, która zdobyła najwięcej głosów i ma najwięcej posłów. Takie warunki spełnia Prawo i Sprawiedliwość. Opozycja twierdzi, że ponieważ w Sejmie dogadały się cztery ugrupowania (Platforma, PSL, partia Hołowni i Nowa Lewica) to na ich lidera Prezydent powinien wskazać jako na przyszłego premiera. Kto jest tym liderem? Szefowie czterech partii twierdzą, że Donald Tusk.
Porozumienie partii dotychczasowej opozycji wymaga nie tylko zgody na obsadę funkcji premiera, ale także dogadanie składu przyszłego rządu. Z tym jest dużo trudniej i z dotychczasowych informacji wynika, że przyszli koalicjanci są jeszcze daleko od ostatecznych ustaleń. Wciąż trwają dyskusje, a mniejsze partie usiłują wytargować dla siebie więcej niż to, co oferuje Tusk. Platforma chciałaby bardzo dużo, czyli Ministerstwo Finansów, Sprawiedliwości, Spraw Wewnętrznych, Gospodarki, Kultury oraz Spraw Europejskich. Do tego jeszcze marszałka Sejmu. PSL sam nie wie czego chce, bo tradycyjny ich resort, czyli Ministerstwo Rolnictwa, jest niebezpieczny z powodu unijnych decyzji, które zmierzają do wygaszenia tradycyjnego rolnictwa, w tym stopniowego wprowadzania zakazu hodowli zwierząt. Ponieważ Platforma jest zobowiązana wykonać wszystkie decyzje Unii Europejskiej, PSL znalazłby się w bardzo trudnym położeniu. Dlatego partia Kosiniaka-Kamysza gotowa jest zgodzić się na Ministerstwo Obrony (chociaż nie ma w tej dziedzinie żadnych kompetencji) oraz Ministerstwo Rozwoju. Hołownia chce Ministerstwa Spraw Zagranicznych (?!) oraz Ministerstwa Edukacji (szkoła bez ocen i bez prac domowych, czyli przyjazna dla tych, którzy nie chcą się uczyć), a także marszałka Sejmu. Lewica chce Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej (wiadomo jak wtedy wyglądałaby rodzina) oraz Ministerstwa Cyfryzacji i marszałka Senatu. Zwolennicy obyczajowej rewolucji, których wśród posłów Nowej Lewicy jest niemało, chcieliby także zająć się edukacją młodego pokolenia, ale Tusk obawia się protestów społecznych w tej sprawie.
W najtrudniejszej sytuacji jest Kosiniak-Kamysz, bo chociaż dostanie tekę wicepremiera, będzie musiał zgodzić się na niepopularne na wsi żądania Lewicy: aborcję na życzenie, związki jednopłciowe (Lewica chce je nazywać małżeństwami z prawem do adopcji dzieci), popularyzację mniejszości seksualnych i swobodnej zmiany płci wśród młodzieży, eutanazji, legalizacji niektórych narkotyków itp. „wynalazków” zachodnioeuropejskiej lewicy. A także na takie idiotyzmy, jak zakaz spożywania mięsa w związku z „ochroną klimatu”.
Co z tego wyniknie przekonamy się w najbliższym czasie, jedno jest jednak pewne, sprawnego rządu nie będzie, a zbieranina ministrów z wielu partii nie zapewni ani politycznej, ani gospodarczej stabilizacji.
Ryszard Terlecki