[2021.01.23] Wędrując za trocią wędrowną (2)
Dodane przez Administrator dnia 23/01/2021 11:00:23
Po napisaniu w ubiegłym tygodniu tekstu o troci wędrownej, sięgnąłem po wydaną w 2002 roku książkę Jacka S. Jóźwiaka „Sztuka łowienia ryb w rzece”. Książka niezła. Zresztą świadczy o tym i to, że w roku 2006 ukazało się jej drugie wydanie. Znalazłem w niej ciekawy fragment poświęcony trociom właśnie. Oto ten fragment: „To jednak tajemnicza i dziwaczna ryba… Ileż razy widziałem, jak odchodzący ze stanowisk spinningista robił kocią mordkę, gdy jego zmiennik w pierwszym rzucie wyciągał ze starannie obrzuconego miejsca dorodną sztukę.
I nie wiadomo, czy ryba ta siedziała tam od dawna, czy właśnie spłynęła na zbobrowane przynętami stanowisko. Ale łowienie w miejscach, które znaczą się ludzkimi śladami w śniegu czy błocie, nie sprawia takiej przyjemności i nadziei, jak dotarcie do stanowiska obławianego pierwszy raz, lub choćby po raz pierwszy danego dnia.
Nawet na zwyczajowo zatłoczonych odcinkach lub w ich pobliżu znaleźć można miejscówki nie zdeptane. Dotrzeć do nich jednak niełatwo, trzeba się umordować przedzieraniem przez chaszcze oraz ciągłym złażeniem i wyłażeniem po stromych skarpach.
I to jest pierwsza podpowiedź – warto pokusić się o wybranie trudniej dostępnego odcinka. Ściągające nad trociowe rzeki rzesze mieszczuchów z lichą kondycją i zadyszką wybierają najchętniej płaskie i niezbyt zadrzewione odcinki. Jednym słowem – promenady.
Ambitniejsi wędkarze powinni poszukać jej zaprzeczenia” - kończy Jóźwiak.
No właśnie. Jakże często wybierając łowisko kierujemy się opiniami miejscowych, że w takim to a takim miejscu będziemy mieć największą szansę upolowania ryby. I jeśli nie znamy rzeki, jeśli nie potrafimy jej odpowiednio „czytać”, to kierowanie się taką podpowiedzią miejscowych ma sens. I często przynosi efekt. Zwłaszcza jeśli z miejscowymi jesteśmy zaprzyjaźnieni, a oni nie próbują nam wcisnąć kitu.
Ale Jóźwiak w jednym ma rację. Nic nie przynosi takiej satysfakcji jak samodzielne odkrywanie tajemnic - spotykanych w czasie wędkarskich wędrówek - rzek i strumyków. A złowiona w takich okolicznościach troć cieszy wędkarza szczególnie. Zresztą nie tylko troć. Każda ryba. Przekonałem się o tym wielokrotnie wędrując brzegami Popradu i Dunajca. Co prawda, nie za trociami, ale za tamtejszymi pstrągami – o których trochę więcej napiszę następnym razem. Zwłaszcza, że na pstrągi w Wiśle i jej dopływach od jej źródeł do ujścia Sanu oraz w samym Sanie i jego dopływach będzie można polować już od 1 lutego.

Jakub Kleń