[2020.01.10] Wybory nie na żarty
Dodane przez Administrator dnia 10/01/2020 19:32:57
Polityczne niespodzianki pierwszego tygodnia Nowego Roku to oczywiście klapa lewicy w wyborach kandydata na prezydenta oraz konflikt wewnątrz Platformy po rezygnacji Schetyny z kierowania partią. Lewica od kilku tygodni zapowiadała, że szuka kandydata, którego wystawi w wyborach prezydenckich. Już samo poszukiwanie świadczyło o tym, że Biedroń, były szef partii Wiosna (teraz łączy się z SLD), który wcześniej deklarował, że chcące walczyć o prezydenturę, nie może być brany pod uwagę. Dlaczego? Ponieważ oszukał sympatyków (na szczęście nielicznych) swojej partii: po pierwsze pozostawiając Wiosnę na lodzie, a następnie oddając ją Czarzastemu, po drugie oszukując swoich wyborców obietnicami, że o ile zdobędzie mandat posła do Parlamentu Europejskiego, to z niego zrezygnuje. Nie zrezygnował, wybrał kasę i porzucił swoich zwolenników. Teraz nic nie ryzykuje, bo przecież prezydentem nie zostanie, a mandatu do Europarlamentu i tak nie odda.
Lewica szukała, szukała, obiecywała różne cuda, a to, że wystawi kobietę, a to, że kogoś znanego, jednak nikogo nie znalazła, więc został jej tylko Biedroń. Przynajmniej kampania będzie tania, bo po co wysilać się z takim kandydatem. Tymczasem Platforma chwilowo dała sobie spokój z kampanią swojej kandydatki, bo zajęła się wyborami na szefa partii. Schetyna po pięciu z kolei przegranych wyborach musiał podać się do dymisji, za to do kierowania masą upadłościową po jego rządach zgłosiło się aż sześcioro kandydatów. A więc Budka, nowy (po kompromitacji Neumanna) szef klubu parlamentarnego PO, znany z zabawnych wystąpień; Siemoniak, na tę funkcję protegowany przez Schetynę; Arłukowicz, który do PO przyszedł z SLD, kolejny eurodeputowany, który tylko zabawi się w kandydowanie; Zdrojewski, nie wiadomo po co się zgłosił, bo w Platformie chyba nikt go nie chce; Mucha, znana głównie jako śpiewaczka w czasach sejmowej okupacji; wreszcie Sienkiewicz, jeden z bohaterów nagrań u „Sowy i Przyjaciół”. Kandydatury te wydają się nawet dość zabawne (może z wyjątkiem Siemoniaka, który robi poważne miny), ale trudno przewidzieć, która z nich zyska najwięcej głosów. Istotny wydaje się fakt, że w Platformie nikt już chyba nie pamięta o Kidawie-Błońskiej, którą wyznaczono jako kandydatkę na prezydenta (feministki mnie poprawią i napiszą: prezydentkę). Nic dziwnego, bo chodzą plotki, że to było tylko na niby, a prawdziwym kandydatem zostanie Schetyna. Tak czy inaczej Platforma czeka na rozstrzygnięcie wyborów na szefa partii i do kampanii prezydenckiej się nie spieszy.
O innych kandydatach opozycji nie ma co pisać. Kosiniak-Kamysz ma szansę na 3 procent oraz na ośmieszenie swojej i tak dogasającej partii, a Konfederacja mozolnie organizuje prawybory, w których jest przesądzone, że wygra Bosak i będzie się ścigać z Kosiniakiem. Zgłoszą się pewnie jacyś niszowi kandydaci, wydadzą masę pieniędzy na zebranie podpisów, po czym do końca życia będą opowiadać wnukom, że kandydowali na poważny urząd. Kampania prezydencka będzie jednak zajmować naszą uwagę aż do maja i wtedy okaże się, jak naprawdę rozkładają się głosy poparcia. Dziś wydaje się, że Andrzejowi Dudzie nikt nie jest w stanie zagrozić, ale wszystko będzie zależało od tego, czy jego zwolennicy nie uznają, że wobec pewnego zwycięstwa można sobie odpuścić wyborczy wysiłek i na przykład pojechać na majówkę. Oby tak się nie stało.
Ryszard Terlecki