[2019.09.13] Tylko PiS ma program
Dodane przez Administrator dnia 14/09/2019 12:24:38
Miniony tydzień pokazał kosmiczną odległość między programami obozu rządowego i opozycji. Na konwencji programowej Prawa i Sprawiedliwości z jednej strony przedstawiono konkrety, skierowane do tych, którym wciąż należą do uboższej części społeczeństwa, takie jak podwójna „trzynastka” dla emerytów, wzrost najniższej płacy do trzech, a następnie czterech tysięcy złotych, wyrównanie dopłat dla rolników do wysokości jaką otrzymują w Francji czy w Niemczech, a z drugiej jasne wytyczenie zasad których trzymać się będzie władza państwowa dopóki rządzi Prawo i Sprawiedliwość. A więc poszanowanie dla tradycji, narodowej kultury, polskiej historii, chrześcijańskich fundamentów życia społecznego. Zniszczenie Kościoła oznacza zwycięstwo nihilizmu – mówił Jarosław Kaczyński, muszą to rozumieć zarówno wierzący, jak i niewierzący.
Program PiS to budowa państwa dobrobytu – tak w latach 60-tych i 70-tych określano państwa Zachodu, w tym Stany Zjednoczone (Welfare State). Ten program zakłada już nie tylko osiągnięcie poziomu Włoch czy Hiszpanii, ale Niemiec czy Francji, na co Polska ma szansę po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat. Trzeba tylko tę szansę wykorzystać i nie oddać władzy z powrotem w ręce nieudaczników, oszustów i łapówkarzy.
Konwencja Platformy, czyli Koalicji Obywatelskiej, wypadła bardziej niż mizernie. Obietnice gruszek na wierzbie są całkowicie niewiarygodne, bo jest oczywiste, że w razie jej zwycięstwa mielibyśmy do czynienia z szybkim wyhamowaniem rozwoju, powrotem do wyższego wieku emerytalnego i likwidacją programów społecznych, przede wszystkim 500 plus. Natychmiast zaczęłyby też rosnąć podatki, nie mówiąc już o pogorszeniu sytuacji emerytów i rolników. Płaca minimalna zostałaby na dotychczasowym poziomie, a bezrobocie znów zaczęłoby rosnąć. Kidawa-Błońska może dobrze prezentuje się w eleganckich kawiarniach na warszawskim Nowym Świecie, ale o rządzeniu państwem bladego pojęcia nie ma, podobnie zresztą jak młodzi krzykacze z Platformy, którzy nadają agresywny ton kampanii wyborczej. O programie lewicy nie można mówić poważnie, bo sondaże nie dają jej żadnych szans na rządzenie, a główne hasło, czyli zezwolenie na „małżeństwa” homoseksualne, nie cieszy się społecznym poparciem. Trudno uznać, że tzw. marsze równości wystarczą jako główny, o ile nie jedyny element jej przedwyborczych wysiłków. Największy obciach tych wyborów to sojusz Kosiniaka-Kamysza, który popierał „tęczową” rewolucję, a teraz wziął na listy PSL niedobitki z Kukiza. Na wsi śmieją się z „ludowej” koalicji, a zwolennicy Kukiza uciekają od piosenkarza, który usiłuje jeszcze raz przemycić się do Sejmu wraz z grupką posłów, których PiS nie chciał wziąć na swoje listy. Kompromitacja tego środowiska przypomina wcześniejsze katastrofy Ruchu Palikota, Nowoczesnej czy partii Biedronia.
Opozycja nie może pogodzić się z perspektywą porażki, więc rozpaczliwie brnie w te wszystkie głupstwa, które popełniała poprzednio: wspieranie sędziowskiej „nadzwyczajnej kasty”, promocję „związków partnerskich”, walkę z patriotyzmem i wartościami chrześcijańskimi, donoszenie na własny kraj w opanowanych przez liberalną lewicę instytucjach Unii Europejskiej. Propagandowy jazgot opozycyjnych mediów niewiele pomoże. Rozstrzygną wyborcy, którzy dobrze wiedzą, komu można wierzyć oraz kto troszczy się o interes Polski i dobrobyt Polaków.
Ryszard Terlecki