[2005.08.15] Na grunt, czy na spławik
Dodane przez Administrator dnia 19/08/2005 17:02:44
Siedząc nad wodą, stałem się przypadkowym świadkiem rozmowy dwóch młodych, wędkujących chłopaków. Obaj zażarcie dyskutowali o wyższości preferowanej przez siebie metody połowu. – Spławik jest najlepszy – mówił jeden z nich. – Gruntówka, to tylko bierne siedzenie nad wodą. A tutaj, popatrz. Spławik stoi nieruchomo, za chwilę lekko podryguje, kołysze się, idzie pod wodę... To jest prawdziwe łowienie. – Ale za to na grunt łowię większe ryby – argumentował drugi.
Oczywiście są zwolennicy jednej i drugiej metody połowu. Gdyby za kryterium atrakcyjności uznać aktywność wędkarza, to bez wątpienia najbardziej aktywni są spinningiści i muszkarze. Ci to się dopiero nachodzą, nie mówiąc o machaniu kijem. Ale wracając do spławika i klasycznej gruntówki z bombką sygnalizacyjną - zamiast spierać się, która z metod jest bardziej skuteczna czy sportowa, lepiej zastanowić w jakich warunkach, którą z nich zastosować. W „Wiadomościach Wędkarskich” z 1994 roku znalazłem sensowny artykuł właśnie na ten temat. Autor, podpisujący się jako „Witalis” wymienia sześć okoliczności, w których warto zarzucić na grunt:
1 – gdy ryby trudno zwabić blisko stanowiska i tylko połów z dalszych odległości gwarantuje przyzwoite wyniki (dotyczy to zwykle większych okazów);
2 – gdy silny wiatr uniemożliwia korzystanie ze spławika;
3 – kiedy ryby są bardzo ostrożne i nieufne (gdy płoszą je nawet drgania wody wywołane napiętą żyłką) i lepiej biorą przynętę leżącą na dnie;
4 – gdy łowimy w dobrze zanęconym łowisku, czyli wtedy, gdy warto przez dłuższy czas przytrzymać przynętę na gruncie w ściśle określonym miejscu;
5 – gdy łowisko ma bardzo zróżnicowane ukształtowanie dna, na przykład liczne dołki, i gdzie precyzyjne prowadzenie przynęty z zestawem spławikowym byłoby z tego powodu bardzo trudne.
Ja dodam jeszcze jedną okoliczność: gdy łowimy ryby, które pokarm pobierają z dna - na przykład leszcze. Co prawda złowiłem trochę leszczy na wędkę spławikową (ustalając w miarę precyzyjnie odległość między dnem i lustrem wody, tak by haczyk z przynętą pałętał się po dnie), ale największe okazy wyciągałem na klasyczną gruntówkę z sygnalizatorem lub drgającą szczytówką.
Jakub Kleń