[2019.01.18] Kto przewodzi opozycji
Dodane przez Administrator dnia 18/01/2019 19:42:15
Co jest największą słabością polskiej „totalnej opozycji”? Po pierwsze fakt, ze nie jest opozycją, ale pozbawionym programu ruchem protestu, skierowanym przeciwko zmianom, które mają Polskę uczynić bogatszą i bezpieczniejszą. Po drugie, że rozpaczliwie brakuje jej poważnych i skutecznych liderów. Największa partia opozycyjna, czyli Platforma, wciąż powołuje się na Donalda Tuska i zapowiada jego powrót do krajowej polityki. Ale Tusk jest daleko, wcale nie spieszy mu się zrezygnować z gigantycznego wynagrodzenia, które przyznali sobie europejscy urzędnicy, a ponadto nie wiadomo, czy oprócz garstki wielbicieli, którzy od czasu do czasu witają go na dworcu czy lotnisku, cieszy się poparciem, które może przełożyć się na dobry wynik wyborczy jego partii. Tusk to fatamorgana Platformy, która ma podtrzymać iluzoryczne nadzieje jej zwolenników i klientów. W rzeczywistości partią dowodzi Grzegorz Schetyna, którego największą, jeżeli nie jedyną zaletą jest to, że zdołał utrzymać swoją władzę. Niestety lider, który oprócz personalnych przepychanek niewiele potrafi, nie ma większych szans, aby wyciągnąć Platformę z politycznego dołka, w którym pozostaje od przeszło trzech lat. Wprawdzie od dłuższego czasu udaje mu się utrzymać sondaże na mniej więcej tym samym poziomie (ale niższym niż wynik wyborczy Platformy w 2015 roku), jednak o powrocie do władzy – chociaż to nadal obiecuje – nie może nawet marzyć. Udaje więc, że montuje wielką koalicję partii liberalnych i lewicowych, ale jak na razie to stracił jedynego koalicjanta, z jakim startował w wyborach samorządowych, czyli Nowoczesną. Dlaczego? Po prostu przestała istnieć. Teraz jej resztki będą dla Platformy raczej obciążeniem niż zyskiem.
Czy oprócz Schetyny można o kimś powiedzieć, że należy do partyjnych liderów? To raczej polityczny kabaret niż poważna gra o wyborców i władzę. Lubnauer jest już tylko zabawną figurką, która nie zauważyła, że szachownica dawno została złożona. Czarzasty ma jeszcze swoich emerytowanych ubeków, ale jest ich coraz mniej i polityczną siłą już nie będą. Kukiza opuszczają kolejni zwolennicy i poza garstką posłów chyba na nikogo nie może już liczyć. Nazwisk szefów lewicowych partyjek nikt nie pamięta i z pewnością przy wyborach sobie nie przypomni. Biedroń ma w lutym założyć nową partię, ale będzie zbierać rozczarowanych zwolenników SLD i PO, czyli resztki po Schetynie i Czarzastym. Daleko z taką partią nie zajdzie, chociaż na początku może przyciągnąć trochę naiwnych. O Petru szkoda pisać, bo to już tylko odległe wspomnienie po kiepskim polityku.
Poszukiwania kandydata na lidera doprowadziły do sytuacji niesłychanie zabawnej, gdy Platforma zaczyna lokować swoje nadzieje w bezwolnej przystawce, czyli w PSL i jego obecnym przewodniczącym. Kosiniak-Kamysz, który jeszcze dwa lata temu udawał chłopskiego działacza, teraz już bez reszty zmienił się w chłopca na posyłki Schetyny (wcześniej biegał także za Petru). Docenił to Schetyna, który wymyślił, że „ludowa” marionetka może się przydać w rozgrywkach z Tuskiem, więc zaproponował mu… prezydenturę. Pod tym względem Kosiniak-Kamysz dobrze wpisuje się w tradycję swojego ugrupowania, bo ZSL zawsze było podnóżkiem innej partii, czyli PZPR.
Pustka programowa opozycji łączy się z jej kadrową słabością, a to coraz wyraźniej dostrzegają przyszli wyborcy. Czy jeszcze raz pozwolą swoim dawnym ulubieńcom dostać się do Sejmu, to jest pytanie, które prześladuje Schetynę i działaczy opozycji.
Ryszard Terlecki