[2019.01.04] Przyspieszone wybory?
Dodane przez Administrator dnia 04/01/2019 19:15:54
Od kilku tygodni w mediach krążą pogłoski o przyspieszonych wyborach parlamentarnych, które mogłyby się odbyć na początku kwietnia. Jedną z przyczyn tych pogłosek jest przełożenie przez marszałka Sejmu głosowania nad budżetem państwa na połowę stycznia. Gdyby budżet nie został wtedy uchwalony, Prezydent ma prawo rozwiązać Parlament i rozpisać wybory. Dla Prawa i Sprawiedliwości taki scenariusz mógłby mieć parę zalet. Po pierwsze PiS ma wysokie notowania w sondażach i wiosenne wybory wygrałby z łatwością. Po drugie opozycja jest w rozsypce i nie zdąży zmobilizować się do porozumień czy koalicji. Po trzecie kandydaci PiS do Europarlamentu mogliby w kwietniu zdobyć mandaty do Sejmu, a następnie – po wygranej w maju do parlamentu europejskiego – zostawić je kolejnym osobom na liście. Tacy kandydaci jak np. Beata Szydło, przysporzyliby liście sejmowej PiS dużo głosów, a jesienią – jako europosłowie – już do Sejmu kandydować nie będą mogli.
Korzyści dla obozu rządzącego byłoby więc sporo. Jest też powód, który z bieżącą polityką nie ma wiele wspólnego. Otóż kalendarz wyborczy w Polsce tak się ułożył, że kadencje Sejmu kończą się w jesieni i wtedy też wypadają terminy wyborów. Dopiero wtedy, pod koniec roku, większość parlamentarna powołuje rząd. Tymczasem budżet państwa uchwala się na przełomie wiosny i lata. Tym samym nowy rząd musi pracować z budżetem uchwalonym przez poprzedników, zamiast skonstruować nowy, dostosowany do własnego programu. Pół biedy, gdy wybory wygrywa to samo ugrupowanie, które rządziło w poprzedniej kadencji. Ale przy politycznej zmianie taka sytuacja utrudnia spełnienie obietnic wyborczych i zmusza do odkładania ich w czasie.
Opozycja, mimo marnych wyników sondaży, też powinna być zainteresowana wcześniejszymi wyborami. Platformie zagraża nowe ugrupowanie Biedronia, które ma powstać w lutym. Do wiosennych wyborów Biedroń nie zdąży zagrozić partii Schetyny, a do jesieni może zbudować jakieś struktury i parę procent Platformie odbierze. To samo dotyczy SLD, który straci trochę na rzecz Biedronia. Z kolei z PSL po utracie władzy w sejmikach odchodzić będą osoby związane dotąd posadami. Dla Kosiniaka-Kamysza także im szybciej tym lepiej.
Skoro wszyscy mogą na tym skorzystać, to dlaczego nie będzie przyspieszonych wyborów? No, może nie wszyscy, np. Kukiz jeszcze się łudzi, że do jesieni zdoła odbudować poparcie dla topniejącej grupki swoich posłów. Także polityczna drobnica, w tym Petru, partia Razem, Nowoczesna pod wodzą Lubnauer, narodowcy czy korwinowcy, także wyborów nie chcą, bo wiedzą, że zdobędą śladowe poparcie. Inna rzecz, że czas nie działa na ich korzyść i jesienią lepszego wyniku nie uzyskają. Problem polega na tym, że zwykłym wyborcom, którzy niekoniecznie z góry wiedzą na kogo głosować, trudno jest wytłumaczyć, dlaczego wybory zostały przyspieszone, skoro rząd działa sprawnie, a jego reformy służą większości Polaków. Rozwiązanie Sejmu i zmiana terminu wyborów mogłyby skutkować niższą frekwencją głosujących. Ponadto dwie kampanie jedna po drugiej, przed wyborami w kwietniu, a potem w maju (do Europarlamentu), zmęczyłyby polityczną publiczność i zmniejszyły frekwencję w tych drugich. Dlatego korzystniej będzie poczekać na koniec kadencji i przeprowadzić wybory parlamentarne zgodnie z ustawowym kalendarzem.
Ryszard Terlecki