[2007.03.22] Wiosenne leszcze (II)
Dodane przez Administrator dnia 22/03/2007 22:00:25
Była godzina dziewiąta rano. Najpierw w zatokę poleciało kilka kul z zanętą. Później w wodę poszybowały cztery gruntowe zestawy. Podkręciliśmy żyłki, by nie było niepotrzebnych luzów. Pod kijami zawiesiliśmy sygnalizatory i rozpaliliśmy niewielkie ognisko. Nie dlatego, by było cieplej, ale by stworzyć klimat wyprawy. Gdy ognisko zaczęło płonąć, wyciągnęliśmy kanapki i termos z kawą. No, to było to, na co czekaliśmy przez całą zimę. Ciepło. Przed nami jezioro. Wokół zapach budzącej się do życia przyrody. Śniadanie nad wodą… Żyć nie umierać.
Rozmawialiśmy o rozpoczętym właśnie sezonie, planowaliśmy kolejne wyprawy na ryby, gdy miłą, ale trochę senną atmosferę przerwał brat zwracając się do mnie: – Popatrz na bombkę. Błyskawicznie skierowałem wzrok na swoje kije. Pod jednym z nich bombka zaczęła zachowywać się co najmniej nienaturalnie. Lekko drgnęła. Raz, drugi… Po chwili wolno poszybowała pod kij, a po dwóch, trzech sekundach zaczęła wolno opadać w dół. Zdecydowałem się zaciąć. Wygięta szczytówka wyraźnie dawała do zrozumienia, ze zacięcie nie było puste. Delikatnie zacząłem ściągać. Jeśli był to leszcz, istniało prawdopodobieństwo, że w pobliżu będę również inne leszcze, których nie chciałem wystraszyć. Po kilku minutach w podbieraku miałem okaz pięknego leszczyka. Mierzył trzydzieści pięć centymetrów. Zanim zdążyłem założyć nową porcję zanęty na sprężynę i kilka białych robaków na haczyk, „ożyło” wędzisko brata. Branie wyglądało bardzo podobnie. Najpierw kilka lekkich drgnięć sygnalizacyjnej bombki, później równa jazda pod kij i zjazd bombki w dół. Zacięcie brata było również skuteczne i po chwili mieliśmy w siatkach po jednej rybie. Obie podobnej wielkości. Tymczasem bombka zaczęła pracować na drugim wędzisku brata. Ten przerwał zakładanie przynęty na zestaw, którym wyciągnął pierwszego leszcze i rzucił się w kierunku drugiej wędki. Przez chwilę obserwował zachowanie sygnalizatora. Gdy bombka znalazła się przy kiju, zaciął. Kolejne skuteczne zacięcie i po kilu minutach holu, w siatce wylądował kolejny leszcz – tym razem odrobinę większy, miał trzydzieści osiem centymetrów.
Do godziny jedenastej wyciągnęliśmy siedem ładnych leszczy – brat cztery, ja trzy. O jedenastej brania ustały. Posiedzieliśmy jeszcze do pierwszej po południu i zaczęliśmy się pakować. Wieczór zamierzaliśmy spędzić na wsi. Planowaliśmy zainaugurować pierwszego w tym roku grilla. Co prawda wieczory jeszcze były chłodne, ale grill stał przy domu, więc zawsze mogliśmy wejść do środka, gdyby zrobiło się naprawdę zimno. Zimno nie będzie – przekonywał mnie brat. Zresztą tego dnia grzała nas adrenalina.
Jakub Kleń