[2018.05.11] Zawiedziona Targowica
Dodane przez Administrator dnia 11/05/2018 19:56:14
Opozycja totalna (raczej gamoniowata) jest bardzo zmartwiona: donosy na Polskę mogą nie przynieść planowanego efektu. Komisja Europejska (m.in. po wypowiedziach Węgier i Litwy) straciła ochotę na karanie Polski za „podważanie demokracji”. Ta sama komisja za rządów Platformy i PSL nie widziała niczego niewłaściwego choćby w wybieraniu „na zapas” sędziów Trybunału Konstytucyjnego przed wyborami albo w używaniu wszystkich mediów – prywatnych i publicznych – do ordynarnej propagandy przeciw ówczesnej opozycji czyli Prawu i Sprawiedliwości. Kiedy posłuszni Brukseli i Berlinowi potakiewicze przegrali wybory i stracili władzę, uznano za właściwe rozwiązanie przewrót przy użyciu siły i okupację Sejmu przez posłów PO i Nowoczesnej. Te metody w Brukseli uznano za w pełni demokratyczne, podobnie jak zaangażowanie sędziowskiej „elity” w uliczne manifestacje. Gdy „ulica” zawiodła, z odsieczą miała przybyć „zagranica”, oskarżając polski rząd o faszyzm, nacjonalizm, antysemityzm i wszystko co tylko przychodziło do głowy donosicielom z Polski. Ale PiS nie stracił władzy, opozycja kompromitowała się raz za razem, a na Węgrzech kolejny sukces Orbana pokazał, że rządy prawicy są jednak możliwe (potwierdziły to także wybory w Austrii). Teraz w Europie już mało kto poważnie traktuje lamenty Schetyny czy Lubnauer, podobnie jak mało kto słucha skarg Tuska, który okazał się słabym przewodniczącym Rady Europejskiej. Przed przyszłorocznymi wyborami do Parlamentu Europejskiego brukselscy urzędnicy wolą nie zaostrzać sporów z Polską, Węgrami czy innymi państwami Europy Środkowej. Tym bardziej, że i w Niemczech, i we Francji (ale także w Szwecji czy we Włoszech) narasta złość na nieodpowiedzialnych polityków, którzy pozwolili na zalew Europy Zachodniej przez imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki.
Tymczasem w Polsce też zbliżają się wybory i burdy uliczne niewiele już pomogą. Opozycja, aby zdobyć głosy, musi wykazać się jakimś programem, którego nie widać i nic nie zapowiada, żeby pojawił się w najbliższych miesiącach. Wygłupy w telewizyjnych dyskusjach już się widzom przejadły, wulgarne awantury, jak ostatnio w Toruniu (demonstranci przebrani za duchownych i parodia procesji, wszystko w oprawie rynsztokowych haseł), budzą wyłącznie zażenowanie, a obrona aferzystów zmusza do powściągliwości w ocenie kandydatów PO na prezydentów czy radnych. Wymachiwanie europejską flagą na przedwyborczych wiecach nie będzie robiło większego wrażenia, skoro dobrze wiadomo, że dopiero po niesławnym odejściu Komorowskiego, Tuska czy Kopaczowej, Polska odzyskała głos w instytucjach Unii Europejskiej i w stosunkach z sojusznikami z NATO.
W Platformie tli się jeszcze naiwna wiara, że powrót Tuska z Brukseli pozwoli odzyskać utracone przywileje i poczucie bezkarności, ale nawet w kierownictwie PO rosną wątpliwości, czy Polacy znów nabiorą się na frazesy o rzekomo zagrożonej demokracji. Tym bardziej, że na „powrocie do tego co było” skorzystają nieliczni, a reszcie znów wydłuży się wiek emerytalny, odbierze 500 plus i przekreśli nadzieję na wyższe zarobki i emerytury.
Co pozostanie opozycji, poza poparciem TVN i „Gazety Wyborczej”? Co poza awanturami w Sejmie i pod Sejmem? Polacy rozsądnie myślą o swojej przyszłości i nie pozwolą odebrać sobie szansy, jaka po latach zastoju pojawiła się przed Polską.
Ryszard Terlecki