[2018.02.03] D’HONDT NAGRADZA DUŻYCH
Dodane przez Administrator dnia 02/02/2018 23:16:30
Przybliżę metodę D’Hondta stosowaną do podziału mandatów w systemach wyborczych opartych na proporcjonalnej reprezentacji z listami partyjnymi lub komitetów, bo ona zadecyduje o przyszłym kształcie samorządów wojewódzkich i w gminach powyżej 20 tysięcy mieszkańców, w zbliżających się wyborach. Jej nazwa pochodzi od nazwiska belgijskiego matematyka Victora D’Hondta.
W metodzie tej dla każdego komitetu wyborczego, który przekroczył próg wyborczy, obliczane są kolejne ilorazy pomiędzy całkowitą liczbą głosów uzyskanych przez dany komitet, a następującymi po sobie liczbami naturalnymi 1,2,3…do n, czyli tzw. ilorazy wyborcze. O podziale miejsc pomiędzy komitetami decyduje wielkość obliczonych w ten sposób ilorazów. Metoda ta preferuje tych co otrzymują największą liczbę głosów bywa, że partia, który otrzymuje niecałe 40 proc. głosów zdobywa więcej niż połowę mandatów. Dzieje się to wówczas, gdy startujących komitetów wyborczych jest stosunkowo dużo i nie uzyskują one dobrych wyników osobno, choć suma głosów na nich oddana jest spora. Najmniejsi nie biorą udziału w podziale mandatów, bo ich ilorazy wyborcze są niskie nawet, gdy przekroczą próg wyborczy 5 proc. Podam prosty przykład. W wyborach wystartowało 6 komitetów w okręgu gdzie jest do podziału 8 mandatów. Głosów oddano 1950 i poszczególne komitety otrzymały: A-720, B-480, C-300, a trzy pozostałe D,E i F po 150 głosów. W tej sytuacji 4 mandaty weźmie komitet A, trzy komitet B i 1 komitet C. Pozostałe komitety mimo, że przekroczyły 5 procentowy próg wyborczy nie uzyskają żadnego mandatu. Zwycięzcami zostałyby komitety A i B mimo, że pierwszy komitet uzyskał tylko ok. 37 proc. głosów, a komitet B tylko niecałe 25 proc. Wynik byłby zupełnie inny, gdyby komitety C, D,E i F wystartowały razem, bo wówczas ten wspólny komitet uzyskałby 3 mandaty, tak jak komitet A, a komitet B wziąłby dwa mandaty. Jeszcze lepszy wynik byłby, gdyby dogadały się komitety B, D,E i F bo wzięłyby 4 mandaty, a komitet A - 3 i komitet C – 1. W przypadku dogadania się wszystkich komitetów przeciwko A, komitet ten zostaje z 3 mandatami, a pięć pozostałych bierze opozycja wobec niego. Co ciekawe zjednoczony komitet jest w stanie wziąć 5 mandatów nawet bez udziału w koalicji dwóch mniejszych komitetów.
Wniosek jest jeden: w wyborach proporcjonalnych, gdzie wystawiane są listy wyborcze partii, czy komitetów i następuje rozdrobnienie głosów pomiędzy liczne komitety, to najsłabsi przegrywają, a wygrywają ci najsilniejsi mimo, że wcale nie muszą uzyskać procentowo dużej liczby głosów.
To wyraźnie odnosi się do wyborów samorządowych w Krakowie. PiS wystawi mocną listę i jego żelazny elektorat zapewni mu wysoki wynik w granicach trzydziestu kilku procent. Jeżeli partie opozycyjne nie dogadają się i nie utworzą jednej listy, to ich listy otrzymają właśnie rozdrobnione głosy i mimo, że niektórzy uzyskają jakieś mandaty, to przegrają sromotnie i większość w 43 mandatowej radzie będzie miał PiS. Jeśli całej opozycji uda się utworzyć jeden komitet wyborczy, to jest on w stanie uzyskać lepszy wynik niż PiS, a to zagwarantuje właśnie tej liście wyborczej większość w radzie.
Nasuwa się pytanie, czy opozycja w Krakowie jest w stanie stworzyć jeden komitet wyborczy? W sytuacji, gdy Nowoczesna coś bąka o samodzielnym starcie w wyborach. To samo mówi SLD, a nawet takie głosy pojawiają się w środowisku prezydenta Jacka Majchrowskiego, który jest podstawowym spoiwem przyszłej koalicji jako kandydat na prezydenta miasta. To nie wróży nic dobrego, gdy egoistyczne interesy pojedynczych liderów zwyciężą. Owszem ci ludzie być może wejdą do rady, a ich partie, czy komitety znajdą tam reprezentacje, ale osłabią zaplecze prezydenta w radzie, który nie będzie miał w niej większości. Taką większość zapewni mu tylko zjednoczona lista wyborcza, która jest w stanie wygrać wybory samorządowe w Krakowie. Mam nadzieję, że ta prawda dotrze do ludzi decydujących o wystawianiu list w wyborach samorządowych w Krakowie.
SŁAWOMIR PIETRZYK