[2017.11.17] Przedwyborcze roszady
Dodane przez Administrator dnia 17/11/2017 21:29:35
Wicemarszałek Sejmu Stanisław Tyszka z partii Kukiza, która nadal udaje, że partią nie jest, wyraził się ostatnio o pozostałych ugrupowaniach, posiadających sejmowe reprezentacje: partyjne przygłupy. Dwa lata temu Kukiz wprowadził do Sejmu 42 posłów, dziś zostało z tego już tylko 30 posłów (doszedł jeden, wcześniej wyrzucony z PiS), a szykują się kolejne odejścia. Nic więc dziwnego, że Tyszka nie ma powodu do dobrego nastroju, tym bardziej, że podobno posłowie jego własnego klubu już dwukrotnie usiłowali go odwołać z funkcji wicemarszałka. Kiedyś współpracował z Gowinem i należał do jego partii, dziś gromko szermuje antypartyjną demagogią, czemu trudno się dziwić, bo to chyba jedyny punkt programu, jaki im jeszcze pozostał. Posłowie, którzy trwają u Kukiza i którzy usiłują zademonstrować swoją lojalność, coraz ostrzej występują przeciw Prawu i Sprawiedliwości, najwyraźniej ścigając się z posłami „totalnej” opozycji. W Sejmie wiele mówi się o poufnych rozmowach z Nowoczesną, nie wiadomo jednak, czy jest to tylko zbliżenie poglądów, czy rzeczywiście mają miejsce jakieś próby porozumienia. Nie można w rewanżu powiedzieć, że Tyszka należy do „antypartyjnych przygłupów”, bo w gronie dyrygujących klubem coraz częściej rozważa się powołanie partii. Mówił zresztą o tym niedawno sam Paweł Kukiz. Co im wtedy zostanie z programu? Chyba tyle samo co Petru.
Przetasowania w sejmowych klubach w połowie kadencji, a zwłaszcza przed wyborami samorządowymi, nie są czymś niezwykłym. Widać wyraźnie, że wielu posłów opozycji rozgląda się za jakąś deską ratunku, aby prześlizgnąć się w wyborach na kolejną kadencję. Nie dotyczy to tylko posłów Kukiza, chociaż u nich panika jest największa, ale także innych klubów. Niektórzy przechodzą do Prawa i Sprawiedliwości, inni wolą przechować się u Gowina, jeszcze inni trafiają – jak sami to nazywają – do poczekalni u Kornela Morawieckiego. Posłowie opuszczają także PSL i Nowoczesną, tylko z Platformy nie bardzo jest dokąd uciekać. W samej Platformie toczy się walka o władzę, a równocześnie o wykreowanie nowej partii, wolnej od złodziejskich afer i szkalowania własnego państwa za granicą. Ale Schetyna do wyborów samorządowych utrzyma swoją władzę, którą odda tylko w rezultacie przegranej. Natomiast gromadka młodych krzykaczy, którzy chcieliby zacząć politykować na własną rękę, jest za słaba, żeby usamodzielnić się od partyjnych weteranów.
Projekt nowego prawa wyborczego, który trafił właśnie do Sejmu, pogłębi jeszcze poczucie nieuchronnej klęski w PSL, a osłabi nadzieje na dobry wynik Platformy. Zakaz kandydowania wójtów i burmistrzów nie tylko na swoje obecne stanowiska, ale równocześnie do sejmików (aby potem zrzec się mandatu i przekazać go następnemu z listy) ukróci popularną wcześniej praktykę zdobywania głosów przez samorządowców, którzy wcale nie zamierzają zmieniać posady. Wyborcy byli oszukiwani, ale partie uzyskiwały lepszy wynik w wyborach wojewódzkich. Teraz trzeba będzie poszukać innych, rozpoznawalnych kandydatów, a z tym u „ludowców” krucho. Jest oczywiste, że słaby wynik PSL w wyborach samorządowych, zakończy karierę Kosiniaka-Kamysza i prawdopodobnie przesądzi o nieprzekroczeniu progu wyborczego przez całą partię. Ponadto PSL znalazło się w dramatycznej sytuacji, bo odejście jeszcze choćby jednego posła oznaczać będzie utratę klubu poselskiego (wymagane jest posiadanie 15 posłów). Czy wówczas przygarnie ich Platforma?
Ryszard Terlecki