[2017.06.15] Nad kanałem ciepłej wody (2)
Dodane przez Administrator dnia 15/06/2017 11:29:03
Pierwsze branie miał Leszek. Bombka na jego kiju delikatnie zadrgała raz, drugi raz i podjechała klasycznie pod kij. Leszek zaciął i po chwili miał ładnego dwudziestopięciocentymetrowego, srebrzystego karasia. Wziął na kilka białych robaków. Było dwadzieścia po siódmej. A więc na pierwsze branie czekaliśmy tylko pół godziny. Upłynęło może piętnaście minut i Leszek miał branie na drugim kiju. Tam na haczyku był czerwony robak. Zacięcie i holowanie. Też karaś, ale tym razem mniejszy – mierzył osiemnaście centymetrów.
Tymczasem na niebie przybywało chmur. Po ósmej zaczęło lekko siąpić. Ubraliśmy przeciwdeszczowe kurtki, a torby i siedziska nakryliśmy folią. Przed dziewiątą wzięło na moim kiju. Po zacięciu i wyholowaniu ryby okazało się, że na moje białe robaki połakomił się zupełnie przyzwoity leszczyk – miał czterdzieści siedem centymetrów długości. To była największa ryba złowiona przez nas tego dnia.
A deszcz prześladował nas już do końca naszego wędkowania. Były momenty, gdy lało niemal jak z cebra. Tylko chwilami deszcz ustawał. Leszek w deszczu miał jeszcze kilka brań. W efekcie złowił kolejne trzy karasie. Wśród nich znalazł się jego największy japoniec tego dnia – od pyska do ogona ryba miała trzydzieści siedem centymetrów.
Wędkowanie przerwaliśmy w południe. Po prostu nie byliśmy przygotowani na tak obfite opady. Ale do domu i tak wracaliśmy zadowoleni. Bo pomimo deszczu, to był udany wypad nad wodę.
Jakub Kleń