[2017.03.31] Wiosenne jazie
Dodane przez Administrator dnia 31/03/2017 18:16:39
Jaź, to po łacinie to Leuciscus idus. Ważny jest drugi człon tego określenia – idus. Słowo „idus” pochodzi od starożytnych rzymskich id, które były świętami środka miesiąca, a które przypadały trzynastego, z wyjątkiem marca, maja, lipca i października, kiedy święta te wypadały piętnastego. Idy marcowe poświęcone były rzymskiemu bogowi wojny – Marsowi, i dlatego w tym dniu odbywał się przegląd wojsk. Idy marcowe są szczególnie znane, ponieważ podczas tego święta, w 44 roku przed Chrystusem, Juliusz Cezar został zamordowany, otrzymując 23 pchnięcia sztyletem, zadane mu przez grupę ok. 60 zamachowców, w tym jego serdecznego przyjaciela, Brutusa.
Ichtiolodzy zajmujący się systematyką nieprzypadkowo nadali jaziowi takie a nie inne miano. Bo przecież na jazia większość wędkarzy zaczyna wybierać się dopiero w drugiej połowie marca (po marcowych idach). Tak jakby piętnasty marca był jakąś granicą. Chociaż w tym roku marzec był generalnie chłodny, to przecież w drugiej połowie tego miesiąca bywają prawdziwe eksplozje ciepła, które przyprowadzają do brzegu setki jazi. A bywa, że ryby te zapędzają się nawet na kilkunastocentymetrowe płycizny. A wśród nich spotkać można sztuki dorodne.
Wiosenne jazie spotykamy nie tylko w dużych i średnich rzekach, w których przebywają one na stałe. Wiosną nawet dopływy, za które żaden wędkarz nie dałby złamanego grosza, stają się niezłymi łowiskami jazi. Niewielkie stadka tych ryb wchodzą do małych rzek już podczas pierwszego marcowego ocieplenia. A gdy ciepło utrzymuje się, pojawiają się nowe jazie. I jest ich coraz więcej.
Ale, jak pisze Jacek S. Jóźwiak w swojej przeciekawej książce „Sztuka łowienia ryb w rzece”, pomimo wiosennej obfitości tych ryb „nie jest łatwo napełnić jaziami sadz. Wielu wędkarzy łowi bowiem z dala od brzegu, szuka głęboczek, spokojnych stanowisk, zastoisk. Tymczasem większość wiosennych jazi – tak jak w największych rzekach – trzyma się blisko brzegu, nieledwie włazi w burty, wychodzi na zalewiska. Nawet przepłoszone tupaniem nieostrożnego rybołapa, nie odchodzą w głąb rzeki, lecz zmykają albo w górę albo w dół”. To ważna wskazówka dla tych, którzy myślą o zapolowaniu na te sympatyczne ryby – a założę się, że większość nowohuckich wędkarzy jazia na swoim haczyku jeszcze nie miała. Mniej doświadczeni wędkarze mylą zresztą jazie z płociami, nadsyłając do „Wiadomości Wędkarskich” doniesienia o złowieniu rekordowej płoci. Tyle tylko, że po dokładnym obejrzeniu zgłaszanych okazów, okazuje się że zgłaszano niemedalowe jazie. Bo żeby otrzymać medal brązowy złowiony przez nas jaź musi ważyć co najmniej półtora kilograma.
A jazie mogą być niezapomnianym wędkarskim trofeum, ponieważ dorastają do sporych rozmiarów. Rekord należy do Jana Zbiegienia, który w 1975 roku złowił jazia o wadze 5,1 kg, który mierzył 82 centymetry. I z tego, co wiem, rekord ten do dzisiaj nie został poprawiony. Poza rozmiarem, do jakiego dorastają, ryby te – zwłaszcza większe osobniki – cechują się też niezwykłą bojowością na wędce.
Warto też pamiętać, że jazie chociaż niewątpliwie są rybami rzecznymi, to lubią zaglądać także do zbiorników mających bezpośrednie połączenie z rzeką albo też leżących na trasie przepływu. Ale w takich zbiornikach jazie łowione są raczej przypadkowo, przy okazji polowania na inne gatunki.
Jakub Kleń