[2017.03.10] Czy Europa potrzebuje Tuska?
Dodane przez Administrator dnia 10/03/2017 19:28:44
Czy Tusk mógł być polskim kandydatem na ponowne objęcie stanowiska przewodniczącego Rady Europejskiej po zakończeniu dotychczasowej, dwu i pół letniej kadencji? Są co najmniej dwa powody, które sprawiły, że stało się to niemożliwe. Po pierwsze Tusk był liderem partii, która ubiegała się dla niego o to stanowisko. Ta partia, czyli Platforma Obywatelska przegrała wybory. Czy przywódca przegranej partii może zabiegać o ważne stanowisko w Unii Europejskiej bez poparcia obecnego rządu? Nie powinien. A jeżeli zabiega, to już nie jako kandydat Polski. To chyba oczywiste. Po drugie zasadą, która obowiązuje w instytucjach Unii, jest nieuczestniczenie w sporach politycznych we własnym kraju. Politycy zajmujący rozmaite funkcje w Unii, mają być politykami europejskimi, reprezentującymi interesy Europy, a nie partii, do których należeli przed nominacją. Bez względu na to, czy jest to zasada słuszna, Tusk zobowiązany był jej przestrzegać. Tymczasem niejednokrotnie angażował się po stronie Platformy w działalność antyrządowej opozycji. W grudniu poparł chuligańską awanturę, wywołaną w polskim sejmie przez opozycję. Ten fakt spowodował, że nie mógł liczyć na poparcie polskiego rządu.
Jacek Saryusz-Wolski był politykiem Platformy, który nie zaakceptował donoszenia na Polskę przez jej polityków. Zdecydował się kandydować z ramienia polskiego rządu, za co został z Platformy wyrzucony. Z pewnością ma znacznie większe kompetencje od Tuska, lepiej zna funkcjonowanie Unii Europejskiej, nie mówiąc już o lepszej znajomości języków. W tej sytuacji Tusk stał się kandydatem Niemiec, co i dla kanclerz Merkel, i dla niemieckich polityków w Brukseli, nie jest zbyt wygodne. Niemieccy wyborcy mają teraz prawo zapytać, dlaczego niemiecki rząd zaangażował się w popieranie kandydata, którego wybór nie przysłuży się niemiecko-polskim relacjom.
Był jeszcze krajowy element tej unijnej przepychanki, a przypomnijmy, że jest to walka o stanowisko raczej dekoracyjne, nie mające realnego znaczenia politycznego. Przewodniczący Rady Europejskiej zajmuje się organizowaniem posiedzeń tej rady i właściwie na tym kończy się jego rola. Poza tym reprezentuje radę na różnych sesjach i uroczystościach, a także pobiera wynagrodzenie, astronomiczne jak na polskie warunki. Otóż przegrana Tuska i jego powrót do Warszawy oznaczałby całkowitą zmianę sytuacji wewnątrz Platformy. Grzegorz Schetyna, obecny szef partii, musiałby szybko pożegnać się ze swoim stanowiskiem, a jego stronnicy straciliby wpływy i funkcje. Do władzy w Platformie wróciłaby frakcja Tuska, a niektórzy posłowie i działacze zostaliby zapewne wyrzuceni z partii. Takie trzęsienie ziemi w partyjnych strukturach wzmocniłoby konkurentów Platformy, przede wszystkim Nowoczesną, która dziś jest polityczną wydmuszką w rękach politycznego nieudacznika i paru rozhisteryzowanych pań, ale która ma za sobą poparcie finansjery i międzynarodowego biznesu.
Unia Europejska znajduje się w przededniu poważnych reform. Biurokraci, którzy obecnie rządzą jej instytucjami, tych zmian boją się jak ognia. W wielu europejskich krajach rosną w siłę ugrupowania, które nie chcą wtrącania się unijnych urzędników w wewnętrzne sprawy ich państw. W tej sytuacji Tusk stał się zakładnikiem sił, które do zmian nie chcą dopuścić. Ale zmiany są nieuniknione i europejscy biurokraci będą musieli pożegnać się ze swoimi gabinetami, dworami urzędników i gigantycznymi dochodami.
Ryszard Terlecki