[2017.02.17] Pod szyldem Wałęsy
Dodane przez Administrator dnia 17/02/2017 22:34:25
Czy ktoś w Polsce przejął się ekspertyzą grafologów, potwierdzającą agenturalną współpracę Lecha Wałęsy z komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa? Przecież wcześniej i tak nikt nie wierzył w jego zapewnienia o niewinności. Co najwyżej niektórzy udawali, że ich to nic nie obchodzi, są też oczywiście i tacy, którzy sami donosili bezpiece i uważają Wałęsę za ofiarę niesprawiedliwej nagonki. Polityczni cynicy w rodzaju Schetyny usiłują wyblakły szyld byłego szefa „Solidarności” jakoś wykorzystać, ale świadczy to jedynie o ich słabości i o braku wiarygodnych postaci, na których autorytet mogliby się powoływać. Bo na kogo mogą liczyć? Na Michnika? Na Balcerowicza? A może na lokatora Ruskiej Budy? W tej sytuacji dobry i Wałęsa, byle się nie odzywał.
Czy wobec tego opinie grafologów cokolwiek zmieniają? W „Wyborczej” i tak można przeczytać, a w TVN usłyszeć, że Wałęsa jest bohaterem, bo stał na czele największego ruchu społecznego w historii świata. To prawda, ale nie zmienia to faktu, że przez całe dotychczasowe życie nie umiał przyznać się do błędu młodości. Myślę, że może już nawet sam uwierzył w swoje kłamstwa. Problem polega na tym, że jego przeszłość z czasów pracy w stoczni miała wpływ na całą jego dalszą karierę, a przede wszystkim na skompromitowanie legendy „Solidarności”. Utożsamianie walki z komuną w latach 80-tych z postacią Lecha Wałęsy, skutecznie obrzydza młodzieży naszą najnowszą historię. Zmarnowana dla Polski prezydentura, niszczenie polskiej prawicy ze strachu przed ujawnieniem trudnej prawdy, otaczanie się postaciami spod ciemnej gwiazdy, a w najlepszym razie posłusznymi miernotami, zwalczanie rzeczywistych bohaterów „Solidarności”, popieranie rozmaitych politycznych szumowin, a przy tym pazerność na zaszczyty i pieniądze – to wszystko zaciążyło nie tylko na biografii Wałęsy, ale na historii całej antykomunistycznej opozycji z okresu upadku reżimu komunistycznego. Dziś Wałęsa jest już tylko karykaturą samego siebie z czasów, gdy jeszcze coś znaczył w polityce. Ale Polacy zauważyli to już dużo wcześniej, bo przypomnijmy, że w wyborach prezydenckich w 2000 roku Wałęsa zdobył 1,01 procent głosów, przegrywając wówczas nie tylko ze zwycięskim Kwaśniewskim, nie tylko z Olechowskim i Krzaklewskim, ale nawet z Jarosławem Kalinowskim, Andrzejem Lepperem (jeszcze wtedy mało znanym) i Januszem Korwin-Mikke.
Jeżeli dziś tak chętnie pokazują się z nim Schetyna, Petru, Kosiniak-Kamysz, czy Kijowski, to tylko dlatego, że mają nadzieję uszczknąć nieco z jego rozpoznawalności. Większość Polaków nie zna nawet ich nazwisk, nie mówiąc już o tym, że nie ma pojęcia jakie mają poglądy, natomiast wielu zapamięta ich twarze: a to ten co go widziałem w telewizorze z Wałęsą.
Na tym polega słabość obecnej opozycji, która złożona z ludzi nijakich, raczej partyjnych urzędników niż liderów, pozbawionych talentów, ale i podstawowej wiedzy, uwikłanych co najmniej w popieranie rozmaitych przekręciarzy, rozpaczliwie poszukuje poparcia i uznania. Wałęsa nie przysporzy im głosów w wyborach, ale przynajmniej doraźnie pozwoli przezwyciężyć poczucie osamotnienia. Dopóki znów nie palnie jakiegoś głupstwa przed kamerą, można traktować go jak zakurzony i trochę podrobiony rekwizyt z czasów chwały. Ale nie bez powodu obecna „Solidarność” odcina się od związków z byłym przewodniczącym. Wcale nie wiadomo, czy przyznawanie się do Wałęsy, w przyszłości nie okaże się zabójcze dla dzisiejszych politycznych cwaniaków.
Ryszard Terlecki