[2017.02.10] Smog urzędniczy
Dodane przez Administrator dnia 10/02/2017 20:14:39
Walka ze smogiem stała się ostatnio modna i mobilizuje do działania całe rzesze społeczników i ekologów. Bardzo słusznie, bo rzeczywiście trudno jest wytrzymać w zadymionym mieście. Władze samorządowe, szczególnie w dużych miastach, energicznie zabrały się do pracy i produkują rozmaite pomysły, jak oczyścić miejskie powietrze, a tym samym zyskać przychylność mieszkańców, która powinna przełożyć się na głosy w najbliższych wyborach. Najczęściej planuje się dofinansowanie likwidacji pieców węglowych (przy okazji także kominków) na rzecz zastosowania droższego ogrzewania gazem. Nikt nie zastanawia się, jak rozliczyć wydatki prezydentów i burmistrzów, gdy okaże się, że po rozebraniu ostatniego pieca, zanieczyszczenie powietrza pozostanie na tym samym poziomie.
Innym pomysłem jest ograniczenie ruchu samochodowego, szczególnie w centrach miast. Ponieważ nie wszyscy zdecydują się przesiąść na rowery (tym bardziej, że jadąc na rowerze wdycha się więcej spalin niż podróżując samochodem), jest to pomysł dość jałowy i bez przyszłości. Aut przybywa, a niewielu znajdzie się chętnych, aby z posiadania auta zrezygnować. Oczywiście można jeszcze lepiej rozwijać komunikację miejską, ale po pierwsze korzystanie z autobusów czy tramwajów jest drogie, a po drugie nadal posiadacze aut będą woleli poruszać się swoimi pojazdami. Dlatego wielkie akcje propagujące walkę ze smogiem niekoniecznie muszą doprowadzić do realnej poprawy warunków życia w miastach.
Nikt jednak nie mówi o tym, że to władze samorządowe ponoszą znaczną część winy za to, że oddychać jest coraz trudniej. Jedną z ważnych przyczyn takiego stanu rzeczy jest nie licząca się z niczym chaotyczna zabudowa, ograniczająca naturalną wentylację miasta. Jeżeli wbrew zdrowemu rozsądkowi, a często wbrew przepisom, wydaje się zezwolenia na budowę bloków i biurowców, w miejscach naturalnych przeciągów, to trudno się dziwić, że opadające na miasto pyły godzinami, a nawet całymi dniami niemal nieruchomo wiszą w powietrzu. Interesy deweloperów są jednak najważniejsze, tym bardziej, gdy przekładają się na konkretne pieniądze wypłacane urzędnikom. Podobnie postępuje się z zielenią. Wiadomo, że nawet gęsto posadzone drzewa nie stanowią dla wiatru zapory takiej, jak ściana budynku. A tymczasem każdy wolny skrawek miejskiej przestrzeni bez litości zabudowywany jest nowymi gmaszyskami, oczywiście kosztem tych, którym przyszło żyć w okolicy. Interesy kwitną, łapówki w tej czy innej formie płyną, władze zacierają ręce, a dziennikarze tropią obywateli, którzy mają piece i palą w nich węglem.
Interesy mają się świetnie, a zarządcy miast nie mogą wytłumaczyć, jak dorobili się swoich gigantycznych majątków. W mieście jest coraz mniej miejsca, więc budynki stawia się coraz bliżej siebie, przy okazji wycinając drzewa i likwidując skwery. Ci, którzy kupią mieszkania lub wynajmą biura, nie od razu zorientują się, że trafili w miejsca, gdzie trudno jest oddychać. Wystarczy pospacerować po centrum Krakowa, żeby wiele takich miejsc zobaczyć. W Nowej Hucie jest trochę lepiej, ale na niektórych osiedlach też robi się coraz gęściej i ciaśniej. Trzeba mieć nadzieję, że odpowiednie służby zajmą się nie tylko złodziejskimi przejęciami kamienic, ale także trybem wydawania zezwoleń na budowę tam, gdzie takie zezwolenia zagrażają zdrowiu mieszkańców miasta.
Ryszard Terlecki