[2016.10.07] POBOŻNE ŻYCZENIA?
Dodane przez Administrator dnia 07/10/2016 11:32:23
Wicepremier rządu Mateusz Morawiecki od objęcia swojej funkcji zapowiada wielką reformę gospodarczą Polski. Na razie jego ambitne plany znajdują posłuch w kierownictwie Prawa i Sprawiedliwości, a właściwie u przywódcy tej partii, który kieruje ją w sposób wodzowski. Co prawda superwicepremier nie został namaszczony na człowieka numer 2 w partii rządzącej, bo ta rola przypadła Joachimowi Brudzińskiemu, ale w ostatnich dniach uzyskał olbrzymią władzę. Został szefem Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów, ciała zawiadującego gospodarką naszego kraju, skądinąd znanego z czasów PRL. Co jest kolejnym nawrotem do krytykowanych przez PiS czasów, po ogłoszeniu reformy oświaty przywracającej ośmioklasowe podstawówki i likwidację gimnazjów. Zresztą nie jest to jedyny powrót do minionych czasów…
Wróćmy jednak do planu Morawieckiego. Jednymi z jego fundamentalnych założeń są wyższe pensje i emerytury. Zgodnie z założeniami tego planu w 2020 roku mamy zarabiać 80 procent tego co w bogatych krajach Unii Europejskiej. Morawiecki mówi wprost, że Polacy będą zarabiać tak jak Włosi, a jakby ktoś nie wiedział, to średnia płaca w tym kraju wynosi 7700 zł w przeliczeniu na złotówki. U nas ta płaca przekracza 4000 zł, ale to tylko dzięki rekinom ze spółek państwowych i w ogóle bogatych firm zachodnich, gdzie płaci się bardzo wysokie pensje w skali roku. Reszta zarabia ledwie ponad minimum płacowe.
Te blisko 8 tys. zł jest jednak pobożnym życzeniem, bo inny minister tego samego rządu odpowiedzialny za służbę zdrowia, zapowiada iż od lipca 2017 roku zaczną rosnąć najniższe płace pracowników służby zdrowia. W ciągu pięć lat, czyli do 2022 roku minimalna pensja pielęgniarki zwykłej ma wynosić 1806 zł netto, a ze specjalizacją i tytułem magistra 2920 zł, natomiast lekarza ze specjalizacją 3517 zł. Jak się to ma zapowiedzi pana wicepremiera? Po prostu nijak. Zresztą podobne plany mają inne resorty. Nauczyciele zarabiający średnio 3660 zł zyskają rocznie po kilkadziesiąt złotych. Podobnie jest w innych zawodach, a tylko wspomnę o tych 850 tysiącach pracownikach, którzy zarabiają dzisiaj minimalną płacę. Nawet jak to będzie 2000 zł brutto od 1 stycznia 2017 roku, to i tak oznacza to wypłatę na rękę ok. 1460 zł.
Plan Morawickiego zakłada zwiększenie oszczędności Polaków na emeryturę. To pracodawcy płaciliby większe dodatkowe składki za pracowników. Ponoć dzięki temu osoba zarabiająca średnią pensję mogłaby podwyższyć emeryturę o 2400 zł miesięcznie. I to jest kolejne pobożne życzenie. Fakty są brutalne. Dzisiaj na wypłaty emerytur nie ma pieniędzy w ZUS i rząd dokłada z budżetu miliardy na ich wypłaty. Rząd nie biorąc pod uwagę zmniejszającej się grupy płatników składek na emerytury, czyli pracujących, a wzrastającej ilości emerytów, chce obniżyć wiek emerytalny. Doprowadzi to do zwiększenia dopłat do ZUS z budżetu państwa. Dzisiaj większość emerytur jest głodowa i ich średnia wynosi ok. 1600 zł i to tylko dzięki pobierającym wyższe świadczenia, bo są także emerytury kilkusetzłotowe. Co prawda najniższe emerytury mają wzrosnąć do 1000 zł brutto od 1 stycznia przyszłego roku, ale i tak to oznacza 853 zł na rękę. Waloryzacja emerytur w przyszłym roku ma wynieść 0,73 proc. tj. od kilku do kilkunastu złotych w stosunku do najniższych i tych średnich emerytur. A jak się to ma do tego podwyższenia o 2400 zł miesięcznie. Niestety znów nijak i taka jest brutalna prawda.
SŁAWOMIR PIETRZYK