[2016.10.07] Żegnając się z karpiem?
Dodane przez Administrator dnia 07/10/2016 11:29:58
Wędkarki sezon karpiowy powoli będzie dobiegał końca, choć tegoroczny wyjątkowo ciepły wrzesień (a przecież były i wrześniowe dni niemal upalne) sprawił, że karpie z powodzeniem będą łowione zapewne jeszcze w październiku. Analizując statystykę złowionych medalowych karpi, można stwierdzić, że najwięcej medalowych sztuk łowi się w sierpniu, nieco mniej w czerwcu, i jeszcze nieco mniej w lipcu oraz we wrześniu. Karpie „łowi” się także w grudniu – tyle tylko, że nie na haczyk, ale spuszczając wodę ze stawu i wyciągając ryby dużym podbierakiem. Po to, by – jak na polską tradycję przystało – pojawiły się na wigilijnym stole. Ale żarty na bok, bo w ciepłe i słoneczne październikowe dni (a takie zapewne również się trafią) na pewno warto będzie jeszcze zarzucić karpiowe zestawy.
A tak przygodę ze swoim, co prawda nie październikowym ale jeszcze wrześniowym karpiem opisywał w roku 1987 w „Wiadomościach Wędkarskich” Stefan Garbala z Suchedniowa. „Wieczorem 6 września było chłodno. Na ryby wybrałem się z kolegą. Liczyliśmy na dużą rybę, ponieważ księżyc był w nowiu, a największe ryby łowiliśmy w tej fazie księżyca. Ponieważ była to sobota postanowiliśmy posiedzieć dłużej niż zwykle. O 23.00 zeszli z łowiska ostatni wędkarze, zrobiło się naprawdę zimno. Ustaliliśmy, że zostajemy nad wodą do północy. Parę minut po terminie, kiedy zamierzałem zwijać wędki, piłeczka na ciężkiej gruntówce ruszyła bardzo delikatnie do góry i po chwili nastąpiło tak oczekiwane uderzenie ryby. Ponieważ wskaźnik brań wieszam na długiej żyłce (1-1,5 m), zdążyłem chwycić wędzisko i zaciąć. Z drugiej strony wędki zakotłowało się i ryba zaczęła wyciągać żyłkę. Wiedziałem, że jest duża, ale byłem spokojny, trzydziestka na wędzisku dawała nadzieję na zwycięstwo.
Po kilkunastu minutach ucieczki ryby były coraz krótsze, czułem – że słabnie. Przypuszczałem, że jest to karp, ale do końca nie byłem pewien, ponieważ zalew tonął we mgle (temperatura wody była kilka stopni wyższa od temperatury powietrza). Kiedy doprowadziłem rybę 2-3 metry od brzegu, odbiła po raz ostatni najwyżej na dwie długości wędziska.
Odwróciłem ją powolutku i podprowadziłem na płyciznę. Wtedy dopiero zobaczyłem leżącego na boku prześlicznego sazana. Był tak zmęczony, że kiedy kolega wyjmował go z wody, nie był w stanie ruszyć ogonem. Drżącymi rękami zmierzyłem długość ryby 0 70 cm. Podręczna waga do 6 kg była za mała. W domu okazało się, że sazan waży 8,5 kg i mierzy 74 cm. Byłem naprawdę dumny – medalowa ryba i to właśnie sazan”.
A dlaczego tytuł dzisiejszego felietonu opatrzyłem znakiem zapytania? Otóż dlatego, że chociaż najwięcej karpi łowi się latem i wczesną jesienią (pomijając gospodarcze odłowy grudniowe w stawach hodowlanych)), to przecież spotkania z tą rybą zdarzają się wędkarzom także w innych porach roku. W latach osiemdziesiątych „zimowego” karpia złowił w marcu Eugeniusz Giernalczyk z Wrocławia. Złowiona przez niego sztuka mierzyła 77 cm i osiągnęła wagę 8,50 kg. Wędkarz złowił ją w ujściu Oławy do Odry. Ponoć rzeką płynęły wówczas kawałki lodu, które miejscami zbijały się w niewielkie zatory.
Jakub Kleń