[2016.09.16] Wrześniowe rybobranie
Dodane przez Administrator dnia 16/09/2016 16:14:11
Tegoroczny początek września bardziej przypominał środek lata niż nadchodzącą jesień. Ubiegły weekend też był wyjątkowo piękny, więc wraz z Andrzejem i Leszkiem postanowiliśmy wyskoczyć do Przyborowa koło Brzeska. Na tamtym prywatnym łowisku nie byliśmy już dość dawno i korzystając z przepięknej aury właśnie tam postanowiliśmy spędzić piątkowe popołudnie i wieczór.
Postanowiliśmy, że z zestawami nie będziemy specjalnie kombinować – każdy z nas zarzuci po dwa zestawy, jeden gruntowy ze sprężyną zanętową i drugi ze spławikiem. Na haczykach też znalazły się klasyczne o tej porze roku przynęty: białe i czerwone robaki, tylko Andrzej na dennym zestawie gruntowym zawiesił ponętną, żwawą rosówkę. Zarzuciliśmy o czwartej po południu. Słońce jeszcze prażyło dość mocno, ale nam nie przeszkadzało, gdyż siedzieliśmy osłonięci koronami drzew. Było cicho i pięknie. Do szczęścia potrzebowaliśmy jedynie brań.
Pierwsze branie mieliśmy pół godziny później. Bombka uwieszona przy moim kiju zadrżała, znieruchomiała, znów zadrżała i zaczęła piąć się w górę. Podciąłem. Po chwili na brzegu miałem ładnego karasia, japońca. Po piętnastu minutach karasia miał też Leszek, a po kilku kolejnych minutach karaś znów wziął na mojej wędce. Do szóstej wieczór mieliśmy z Leszkiem łącznie pięć ładnych karasi i wydawało się, że do łowców karasi dołączy również Andrzej, gdyż spławik z jego zestawu również zaczął zachowywać się dość nietypowo. Najpierw kilka razy zadrżał, zakołysał się, a później zniknął pod wodą. Andrzej zaciął i po parunastu sekundach oznajmił nam, że to... najprawdopodobniej karp. - Idzie ostro w bok – dodał, mocując się z rybą.
Istotnie, był to przyzwoity trzydziestosiedmiocentymetrowy karp. Doholowany do brzegu, wylądował w podbieraku.
Jakub Kleń