[2016.08.26] Jeszcze jest czas na liny
Dodane przez Administrator dnia 27/08/2016 00:53:21
Tę ciemnobrunatnozieloną, jaśniejącą ku złotawemu brzuchowi rybę, zaliczyć możemy – w przeciwieństwie do karpi – do ryb, które od wieków zamieszkiwały nasze wody. Lin, bo o nim tu mowa, kiedyś był rybą powszechnie spotykaną i masowo odławianą. Przede wszystkim dlatego, że mięso lina jest bardzo smaczne. Trzeba tylko pamiętać, że surowica krwi tej ryby jest silnie trująca (może wywołać podrażnienie błon śluzowych). Swoje niebezpieczne właściwości krew lina traci jednak po podgrzaniu jej do temperatury 70 stopni Celsjusza. Dlatego lin przygotowany na gorąco w kuchni jest całkowicie bezpieczny.
Charakterystyczną cechą lina jest jego płochliwość. Skąd się ona wzięła? Może to skutek przystosowania się do warunków środowiska? Może. Bo trzeba pamiętać, że wtedy, gdy lin odbywa tarło i zaczyna się jego wylęg (a jest to lipiec) wszędzie żerują już młode okonie i szczupaki. Żerują też drapieżne owady, jak wodne pluskwiaki czy żółtobrzeżki. A jedna samica żółtobrzeżka potrafi w ciągu jednego dnia zniszczyć 10 tysięcy sztuk linowego wylęgu. Ichtiolodzy obliczyli, że z wylęgu, na który składa się około 300 tysięcy ziaren ikry, składanych przeciętnie przez jedną samicę, do wieku czterech lat przeżywają tylko trzy liny (!). Być może właśnie to zagrożenie przetrwania gatunku sprawia, że u ryby tej, już na samym początku, instynktownie wytwarza się odruch warunkowy – chować się, gdzie kto może. I tak pozostaje jej już do końca życia.
Ta, stosunkowo niewielka przeżywalność tej pięknej ryby sprawia, że unikam łowienia jej w okresie przed samym tarłem (gdy biorą niekiedy bez opamiętania). Na liny lubię za to zapolować w sierpniu i – jeśli jest ciepły – także we wrześniu. Wtedy też można wyciągnąć niezłe okazy. A naprawdę warto zadbać o populację lina. Bo, jak wcześniej wspomniałem, przed laty lina było o wiele więcej. W 1959 roku odłowiono go na przykład 525 ton. Ale w roku 1980 już tylko 120 ton.
Lin potrafi dać dużo satysfakcji wędkarzowi. Nie jest łatwo go zaciąć, a jeszcze trudniej wyholować z gęstwiny wodnej roślinności, wśród której przebywa. Bo lin najbardziej lubi przebywać przy samym dnie, wśród miękkiej roślinności zanurzonej. Tam bowiem spotyka najlepsze warunki żerowania, osłonę przed czyhającymi na niego niebezpieczeństwami, a także minimalne falowanie wody. Lin jest typową rybą jezior i stawów (szczególnie tych o mulistym dnie), a jeśli zasiedla rzekę, to tylko jej zaciszne partie o powolnym nurcie. Nawet w rozpowszechnionym, pięcioklasowym podziale jezior, lin wraz ze szczupakiem nadają nazwę jednemu z typów: jeziora linowo-szczupakowe – niezbyt głębokiem, z mułem i bogatą roślinnością. Lin często bywa łowiony przypadkowo, gdyż w jego środowisku wodny występują również płocie, wzdręgi i karasie. Liny występują także w nieco głębszych jeziorach sandaczowych i leszczowych – wtedy zdarza się, że zamiast oczekiwanego leszcza, na naszą przynętę połakomi się śliczny, dorodny lin.
Przeciętnie lin dorasta do 30-40 centymetrów długości, osiągając wagę 1-1,5 kilograma. I takie najczęściej są poławiane. Chociaż zdarzają się osobniki przekraczające 60 centymetrów długości i ważące ponad 7 kilogramów. Polski rekord został ustanowiony w 1983 roku. Z. Wieczorkiewicz ze Świdwina wyciągnął lina mierzącego 63 centymetry. Jego ryba nie była jednak zbyt „utuczona”, gdyż ważyła tylko 3,75 kilograma.
Jakub Kleń