[2016.07.21] Karasiowy lipiec (2)
Dodane przez Administrator dnia 21/07/2016 16:43:55
Przeglądając stare numery „Wiadomości Wędkarskich” znalazłem ciekawy tekst poświęcony karasiom. Chciałbym przytoczyć jego fragment, ponieważ doskonale ilustruje uroki wypraw na karasie. Tekst ten w 1985 roku opublikował Czesław Łaszek. A oto, co napisał: „Lata sześćdziesiąte – trwa moja fascynacja Wielkimi Jeziorami Mazurskimi. Mieszkam nad Niegocinem. Codziennie wypływam łodzią z dwoma tu poznanymi wędkarzami, którzy okazali się bardzo dobrymi towarzyszami wodnych łowów. Jest środek lata, dni ciepłe, a nawet upalne. Łowimy głównie płocie i leszcze, czasem zdarza się niewielki szczupak bądź kilka okoni. Jeden z moich kolegów dostaje wiadomość i niedostępnym jeziorku otoczonym trzęsawiskami, gdzie według informacji mieszkańców pobliskiej wioski roi się od karasi, a bywają nawet duże liny. Jesteśmy zgodni, że jeziorko to trzeba poznać, przerywając trwające już od kilku dni połowy leszcza i płoci. Do samochodu bierzemy kilka kilogramów gotowanych ziemniaków, robaki – i jedziemy.
Z twardego lądu jeziorko jest niewidoczne, otoczone trzęsawiskiem porośniętym mchami, turzycami, krzewami i pojedynczymi karłowatymi brzozami. Mam wprawę w chodzeniu po takim terenie, bowiem od lat zajmuję się badaniem torfowisk. Idę na zwiad i po kołyszącym się pod nogami gruncie dochodzę do brzegu jeziorka. Ma ono około 2 ha powierzchni, woda ciemna, dużo roślinności wodnej. Znalezione żerdzie układamy na brzegu, aby można było stać, nie zapadając się w trzęsawisko. Rekonesans nie przynosi wędkarskich efektów, ot, kilka małych karasi i niewymiarowych linów, które wędrują z powrotem do jeziora. Odjeżdżając wsypujemy naszą zanętę do jeziora, nie wiedząc, czy przyniesie ona jakiś efekt.
Następnego dnia znów jesteśmy na naszym miejscu. A jednak ziemniaki smakowały karasiom i ściągnęły to żerujące stadka; co kilka minut spławiki drgają i leniwie odpływają, wykonując charakterystyczne półkola. Karasie są dorodne, ciężkie, o kolorze starego złota. Od czasu do czasu atrakcja – niezbyt co prawda duże, ale wymiarowe, dzielnie walczące liny. Wkrótce napełniają się nasze sadze. Wracamy do domu.
Karasie w śmietanie cieszyły się wielkim uznaniem, ale jak to bywa, po trzech dniach straciły swą atrakcyjność. Wróciliśmy znów do łodzi i do swych płoci i leszczy”.
Czyż przytoczony opis nie rozpala wyobraźni? Nie zachęca do gorączkowego przeszukiwania pamięci - po to, by znaleźć swoje własne, śródleśne jeziorko i w lipcu czy sierpniu wybrać się tam na karasie? To może być przecież najpiękniejszy tydzień naszego urlopu. Z najpiękniejszymi karasiami.
Czego wszystkim nowohuckim wędkarzom życzy
Jakub Kleń