[2016.03.06] O luzach na żyłce i holowaniu
Dodane przez Administrator dnia 06/03/2016 17:33:05
Bardzo popularną metodą połowu ryb jest łowienie metodą odległościową ze spławikiem, najczęściej wagglerem. To rodzaj zasiadki, podobnie jak łowienie na grunt bez spławika, za to ze sprężyną wypełnioną zanętą w charakterze obciążenia. Obie te metody sprawdzają się w wodach stojących oraz wolno płynących.
Przy połowach z użyciem spławika warto pamiętać jednak o kilku sprawach. Ich przeoczenie może mieć swoje konsekwencje w postaci pustych zacięć. Przede wszystkim łowiąc tą metodą trzeba pilnować, aby na zanurzonym w wodzie długim odcinku żyłki między szczytówką a spławikiem nie powstawały luzy. W tym celu, co jakiś czas, trzeba podciągać zestaw podkręcając żyłkę kołowrotkiem, bez zdejmowania kija z podpórek. Takie delikatne podciąganie zestawu wywołuje również niewielki ruch przynęty, co najczęściej zwiększa szansę na ewentualne branie. Oczywiście, jeśli na skutek podciągania zestaw znajdzie się poza polem nęcenia, najlepiej zarzucić go ponownie.
Branie na naszym zestawie odległościowym najczęściej sygnalizowane jest częściowym albo całkowitym zanurzeniem wagglera. Rzadziej spławik przemieszcza się na bok bez zanurzania. Czasami zdarza się, że waggler częściowo wynurzy się, ale bez wykładania (bo przy nim przecież znajduje się główne obciążenie). Trochę inaczej wygląda branie w zestawie przelotowym. Spławik czasami drga, unosi się, czasami tonie, a niekiedy się wykłada.
Jeśli łowimy na niewielkie przynęty, takie jak białe robaki czy larwy ochotki, zacinamy natychmiast po zauważeniu brania. Gdy łowimy na przynęty większe, na przykład na czerwonego robaka, dajemy rybie chwilę, by pewnie wzięła przynętę. Nie sposób precyzyjnie określić, w jakim momencie należy wtedy zacinać. O tym decyduje nasze doświadczenie, a także praktyka wędkowania na danym łowisku.
Ważne jest natomiast samo zacięcie. Wykonujemy je długim, pełnym i dość szerokim ruchem, po to, aby skasować luz na żyłce. W metodzie odległościowej, z uwagi na dużą odleglość łowienia, kierunek zacięcia (czyli uniesienie wędziska w kierunku pionowym lub poziomym) nie ma aż tak dużego znaczenia. O wiele bardziej istotne jest to, aby luzy na żyłce w momencie zacinania były jak najmniejsze. Bo jeśli będą duże luzy, to nawet najbardziej zamaszysty ruch wędziskiem, obojętnie w jakim kierunku, nie zapewni skutecznego zacięcia. A ruch ten powinien trwać tylko do momentu naprężenia wędziska. Później zaczyna się hol.
Ryby, przede wszystkim te większe, najlepiej jest holować techniką pompowania. Stopniowo podciągamy naszą zdobycz wędziskiem, następnie kij szybko opuszczamy, jednocześnie likwidując kołowrotkiem powstający luz na żyłce. Takie luzy są bardzo niebezpieczne, gdyż mogą być przyczyną wypięcia się ryby. Oczywiście zawsze może przytrafić się coś nieoczekiwanego. Ryba zaczepi żyłkę o jakąś podwodną przeszkodę czy – jak niektóre gatunki – przymuruje do dna, albo przeciwnie – wyskoczy wręcz nad wodę. W takich sytuacjach tylko nasze wieloletnie doświadczenie może nas uratować z opresji i pozwoli doprowadzić rybę pod sam brzeg. Ale gdy rybę mamy już niemal pod samym brzegiem, nasza czujność powinna być jeszcze większa. Jak wynika z relacji wielu wędkarzy, największe ryzyko pęknięcia przyponu występuje wtedy, gdy rybę mamy już u swoich stóp i zamierzamy chwycić ją ręką. Bywa, że w tym momencie widzimy ją po raz ostatni.
Jakub Kleń