[2015.07.25] Muzeum straconych szans
Dodane przez Administrator dnia 24/07/2015 23:12:41
Prezydent, a wkrótce już były prezydent Komorowski ogłosił, że nie będzie kandydował w wyborach do Sejmu lub Senatu. Wcale się nie dziwię: wynik zapewne byłby kompromitujący. Ale Komorowski równocześnie zapowiedział, że stanie na czele Instytutu, który będzie przypominał o jego dokonaniach. Jakich? Tego nie wiadomo, czytelnikom tej informacji jakoś trudno sobie przypomnieć jakieś ważniejsze dzieła byłego prezydenta. A może w gablotkach przy wejściu wystawi swoje trofea myśliwskie lub pamiątki przywiezione z Japonii i dyplom z „Gazety Wyborczej”? Trudno będzie pokazać osiągnięcia tej najbardziej bezbarwnej i jałowej prezydentury od 1990 roku.
Poprzedni prezydenci po zakończeniu kadencji też zakładali swoje instytuty. Wałęsa nawet czasem pokazywał się za biurkiem, był też – można to tak nazwać – maskotką demokracji, więc za ciężkie pieniądze jeździł po świecie uświetniać różne międzynarodowe imprezy. Występował tam z wykładami pod ogólnym tytułem: jak obaliłem komunizm, a równocześnie uchroniłem komunistów przed rozliczeniem za ich zbrodnie i oszustwa. Na kosztownych kongresach, taki wykład, wysłuchany przy kawie między śniadaniem, a lunchem, miał służyć reklamie opłacających wyjazd firm i stowarzyszeń.
Kwaśniewski też próbował jeździć po świecie, ale ponieważ poza ocalałymi z czasów komuny organizacjami, nikt specjalnie nie kwapił się go zapraszać, więc i instytut Kwaśniewskiego szybko popadł w zapomnienie. Dziś zresztą Kwaśniewskim przestał się interesować nawet jego dawny obóz polityczny, a były prezydent usiłował – bez większego powodzenia – zaczepić się w obozie aktualnej władzy.
Jedyny w tym gronie wybitny prezydent, śp. Lech Kaczyński, zginął w trakcie pełnienia swojej kadencji i nie mógł pomyśleć o utrwalaniu i rozwijaniu własnych koncepcji politycznych. Pomyśleli o tym jego współpracownicy, ale chude lata działania w opozycji uniemożliwiły większą aktywność. Można mieć nadzieję, że po jesiennych wyborach jeszcze o tych planach usłyszymy.
Tymczasem pomysły Komorowskiego rozsypują się jak domki z kart. Nie tylko nie będzie drugiej kadencji, ale także marzenia o przejęciu steru w Platformie Obywatelskiej okazały się mało realne. Dziś Komorowski jest raczej obciążeniem dla Kopaczowej, a jego stronnicy opuścili go natychmiast po przegranej w obawie, że afiszowanie się przy byłym prezydencie przełoży się na gorsze pozycje na listach wyborczych do Sejmu. Kancelaria prezydencka opustoszała, najbliżsi współpracownicy wymówili się wyjazdami na wakacje, została tylko garstka emerytów po Unii Wolności, którzy jeszcze liczą na posady w projektowanym Instytucie. Również rachuby na jakiś dobrze płatny etat w Brukseli dziś przedstawiają się raczej pesymistycznie, bo chętnych na ewakuację ministrów i działaczy Platformy jest znacznie więcej, szczególnie wśród tych, o których się mówi, że mają powody obawiać się odpowiedzialności za udział w kolejnych aferach.
Komorowski zapewne jeszcze spróbuje powrotu do polityki, ale za jakiś czas, zwłaszcza gdy porażka Platformy w jesiennych wyborach nieco przesłoni jego wcześniejszą klęskę. A instytut raczej pozostanie na papierze, bo kto da pieniądze na muzeum zmarnowanej prezydentury?
Ryszard Terlecki