[2006.10.05] Sandacz na kukurydzę
Dodane przez Administrator dnia 05/10/2006 18:43:31
Zapowiedź pięknej sobotniej pogody oraz nieznacznych wahań ciśnienia sprawiły, że postanowiłem połowić w zalewie przy ul. Bulwarowej. O szóstej rano było już tam kilku wędkarzy. Nad wodą unosiła się jesienna mgła, na tyle gęsta, że nie widać było drugiego brzegu. Nie miałem ochoty łowić drobiazgu, więc zrezygnowałem z białych i czerwonych robaków, makaronu czy kangusków. Na haczyk założyłem jedno ziarnko słodkiej konserwowej kukurydzy i zarzuciłem. Jeśli coś weźmie, to z dużą dozą prawdopodobieństwa będzie to karp. Łowiłem do południa. Karpia co prawda nie złowiłem, ale gdzieś około ósmej nad zalewem zdarzyła się mała, lokalna sensacja. Jeden z wędkarzy, który również łowił na kukurydzę, w pewnym momencie miał dość nietypowe branie. Wyglądało mniej więcej tak, jak gdyby na haczyku był czerwony robak, którego podskubuje drobnica. Sygnalizator co chwilę popiskiwał, a bombka podskakiwała - to do góry, to w dół. Zdenerwowany zaciął. Po wygięciu szczytówki zorientowaliśmy się, że gość ciągnie coś większego. Od razu zebrała się grupka wędkarzy obserwujących rozwój wydarzeń. Po kilku minutach w podbieraku była spora ryba. Na brzegu okazało się, że to okazały sandacz, który mierzył osiemdziesiąt centymetrów. Oczywiście powędrował z powrotem do wody. Zgodnie z regulaminem łowiska sandacza można łowić (i zabrać do domu) tylko w poniedziałki. Na dodatek można to robić wyłącznie metodą spinningową, albo na żywą lub martwą rybkę. Ale sensacją było to, że połakomił się na ziarno kukurydzy.
Mój sąsiad, który nie wybrzydzał na poławiane gatunki, założył na haczyk niewielkie skórki z chleba. Gdy zwijałem sprzęt, on w siatce miał przynajmniej leszcza.
Jakub Kleń