[2015.02.26] Rolnicza krzywda
Dodane przez Administrator dnia 26/02/2015 19:04:19
Solidarnościowe organizacje rolników już dawno alarmowały, że od przyszłego roku cudzoziemcy bez ograniczeń będą mogli kupować polską ziemię. Już dziś trwa jej wykupywanie, szczególnie w województwach zachodnich, przez podstawione tzw. słupy, czyli nabywców, którzy tylko czekają, aby już całkiem legalnie i za wyższą cenę sprzedać ziemię zagranicznym firmom. Bogaci farmerzy z Zachodu chętnie kupią tanią ziemię w Polsce i zainwestują w nią więcej niż na to stać polskich rolników. W Europie wiele państw broni się przed taką wyprzedażą, stawiając ewentualnym nabywcom rozmaite warunki (np. w Danii kupujący muszą zdać egzamin z języka duńskiego).
Już dziś polscy rolnicy nie są w stanie sprostać konkurencji jaką stwarza importowana żywność, tańsza i pozornie lepsza, bo intensywniej zasilana chemicznymi preparatami i nawozami. Dlaczego tak się dzieje? Bo od lat polscy rolnicy bezskutecznie upominają się o wyższe dopłaty z Unii Europejskiej, przynajmniej takie, jakie otrzymują ich niemieccy czy francuscy konkurenci. Według unijnych statystyk przeciętny dochód rolnika w Polsce to mniej niż 10 tys. euro rocznie (około 40 tys. złotych), czyli przeszło trzy razy mniej niż w krajach tzw. starej Unii. Tę różnicę powiększają jeszcze rozmaite kwoty, np. rekompensaty za niesprzedaną żywność do Rosji, które na Zachodzie są znacznie wyższe niż w Polsce.
We Francji o wyższe dopłaty dla francuskich rolników zabiegali i premier, i prezydent. W Polsce minister rolnictwa z PSL kpi sobie z rolniczych protestów, podczas gdy ceny skupu nie pokrywają kosztów produkcji. Za rolnictwo odpowiada partia, która udaje troskę o wieś, ale według powszechnej opinii troszczy się jedynie o odpowiednią ilość posad dla swoich działaczy.
Czy jednak tylko resort rolnictwa ponosi odpowiedzialność za kłopoty rolników? Niestety, oni sami także nie pozostają bez winy, bo uwierzyli rządzącym liberałom, dla których jedyną wartością są pieniądze. W polskich gospodarstwach nagle „przestało się opłać” hodować krowę czy na własny użytek uprawiać warzywa. Młodzież ze wsi marzyła o wyjeździe do miasta, a zachęcały ją do tego szkoła i media. Wielu młodych żyło z zasiłków, emerytur rodziców czy pomocy społecznej, ale nie „zniżyło się” do uprawiania ziemi. Wielu wolało najgorsze zajęcia w Niemczech czy Anglii, bo „żadna praca nie hańbi” – ale odmawiało pracy w Polsce na roli czy w gospodarstwie.
Prorządowe media szczują na rolników telewizyjną publiczność, mieszkańcy miast nie rozumieją dlaczego drożeje żywność. Rolnicze protesty nie zyskują społecznego poparcia, większość Polaków irytują blokady dróg i traktory na ulicach Warszawy. Bogatsi drwią z biedniejszych, ukształtowani przez telewizję idioci gardzą „chłopskim” buntem, bo sami za parę dodatkowych złotych gotowi są sprzedać całe swoje państwo, nie tylko ziemię po PGR-ach.
Gospodarka rolna, jak wszystko w kraju niszczonym przez Platformę i PSL, wymaga gruntownych zmian. Wieś nie może być przeciwstawiana miastu, a rolnicy nie mogą być zniechęcani do swojej pracy. Jeżeli produkcja żywności nadal nie będzie opłacalna, to za kilkanaście lat trzeba będzie w Polsce, tak jak to robi obecnie Wiktor Orban na Węgrzech, odbudowywać rolniczą wieś, na nowo odtwarzając jej tradycję i ucząc młode pokolenie przywiązania do ojczystej ziemi.
Ryszard Terlecki