[2014.08.14] Wojna czy zbrojny pokój?
Dodane przez Administrator dnia 14/08/2014 23:07:42
Czy Putin się cofnie? Przed wojną gospodarczą na skalę, jakiej jeszcze w historii nie było? A może przed ograniczoną wojną, polegającą na przenikaniu kolejnych oddziałów „separatystów” przez ukraińską granicę? Co zrobi rosyjski dyktator, gdy opór w Doniecku i Ługańsku zacznie dogasać, a Ukraińcy odzyskają pełną kontrolę nad swoją wschodnią granicą?
Putin ma dwa wyjścia, z których każde ma swoje poważne wady. Po pierwsze może nic nie zrobić i czekać na dalszy rozwój wydarzeń, na zmęczenie Zachodu, na polityczne spory na Ukrainie, na irytację tych wszystkich, którzy stracą na gospodarczej blokadzie rosyjskich granic. Wtedy jednak musi liczyć się z narastającymi kłopotami. Wielu Rosjan (czy większość?) akceptuje pogarszającą się sytuację ekonomiczną, braki w zaopatrzeniu i wzrost kosztów utrzymania, za cenę poczucia dumy z powrotu do imperialnej polityki, dzięki której – wbrew znienawidzonym Amerykanom i NATO – Rosja poszerza swoje terytorium o przygraniczne obszary Ukrainy. Jeżeli jednak Putin nie będzie podtrzymywać konfliktu, to Ukraina, która odzyskała militarną inicjatywę na wschodzie kraju, powoli zdusi prorosyjską rebelię. Na razie nie odzyska Krymu, ale odniesie spektakularny sukces, gdy przy wsparciu Unii Europejskiej zacznie odbudowę zrujnowanych miast. Będzie to oznaczało, że Putin konflikt przegrał. Zostanie mu wprawdzie Krym, kosztowny i stopniowo coraz bardziej rozczarowany, ale Rosjanie – a przede wszystkim armia, służby specjalne, aparat urzędniczy itd. – zadadzą sobie pytanie: po co to było?
Niemcy szybko wrócą do polityki zacieśniania współpracy, podobnie Francja, ale inne państwa, a przede wszystkim opinia publiczna na Zachodzie, pozostaną nieufni wobec Rosji i jej władcy. Już nigdy, dopóki rządzi Putin, Rosja nie odzyska tego wszystkiego, co straciła strzelając do cywilnego samolotu. W rezultacie rosyjska gospodarka i rosyjskie wpływy w świecie, będą słabnąć (co nam po sojuszniku, który nie dał rady kapitalistom – powiedzą w Nikaragui czy Wenezueli).
Jest oczywiście drugie wyjście: uderzyć. Wysłać wojsko na Ukrainę i podbić przygraniczną strefę. Utworzyć buforowe państwo z rosyjską armią i uznać jego „niepodległość”. Dokładnie tak samo postąpiła Rosja w Gruzji, a wcześniej w Mołdawii. Ryzyko jest jednak nieporównanie większe. Dlatego, że Ukraina to nie malutka Gruzja czy Mołdawia, a przede wszystkim dlatego, że zestrzelenie cywilnego samolotu zirytowało cały świat (no, może nie cały, bo Kuba się cieszy). Zachód na razie wysyła Ukrainie hełmy, kamizelki kuloodporne i opatrunki, ale czy po cichu nie zacznie wysyłać broni? Ukraińska emigracja w Kanadzie jest dużo lepiej zorganizowana niż polska w USA, Kijów może więc liczyć na silne, nie tylko polityczne wsparcie tego kraju. Europejskie (i polskie, a jakże!) stronnictwo kapitulantów, które uważa, że lepiej żyć pod butem Rosji niż walczyć, chwilowo traci społeczne poparcie. Wejście rosyjskich wojsk na Ukrainę może oznaczać początek nowej światowej wojny.
Putin się waha. Prorządowe media szczują do ataku, ale generałowie wiedzą, że prawdziwą wojnę Rosja przegra. Pytanie co zwycięży: imperialna histeria czy realna ocena sytuacji? Na decyzję Putin nie ma dużo czasu, zaledwie kilka najbliższych tygodni.
Ryszard Terlecki