[2006.08.14] Edukacyjne zamieszanie
Dodane przez Administrator dnia 14/08/2006 17:56:22
Na tym, jak naprawiać polską szkołę, znają się wszyscy. Opinie na ten temat można usłyszeć od uczniów, od ich rodziców i dziadków. Wypowiadają się nauczyciele, dziennikarze, politycy. Ci ostatni nie tylko wypowiadają swoje zdanie – ale również wcielają je w życie. Np. minister edukacji zaproponował maturalną amnestię dla tych, którzy nie zdali, ale którym do tych, którzy zdali, zabrakło niewielu punktów. Minister uznał, że uczniowie nie powinni ponosić konsekwencji nieustannego reformowania szkoły i matury, a co za tym idzie zmieniających się wymagań na egzaminie dojrzałości. Ten tok myślenia wydaje się słuszny, tym bardziej, że do dziś nie udało się ani przeprowadzić reformy programów szkolnych, ani uporządkować spraw związanych z zatrudnianiem i kwalifikacjami nauczycieli. O tym, że większość absolwentów szkół średnich jest słabo przygotowana do studiów wyższych wiadomo od dawna – a dotyczy to nawet tych uczniów, którzy w swoich szkołach uzyskali bardzo dobre wyniki.
Rektorzy wyższych uczelni, którzy zawsze narzekali na maturzystów, teraz nagle odkryli, że to jednak wynik matury decyduje o poziomie absolwenta i – w większości – bardzo stanowczo skrytykowali pomysł częściowej amnestii, ogłoszony przez ministra edukacji. Grożą nawet, że przywrócą egzaminy wstępne na uczelnie. Gdy lewica kompromitowała się szkolnym bałaganem, a pani Łybacka swoją niekompetencją, jakoś nie było słychać chóru oburzonych rektorów. Teraz krytykują rząd, chociaż równocześnie media krytykują uczelnie, szczególnie te największe, za bałagan przy rekrutacji, za brak podstawowych informacji o tym, kto został przyjęty, za zamknięte dziekanaty i sekretariaty, za milczące telefony, za urlopy osób odpowiedzialnych za przyjmowanie przyszłych studentów itd.
Z edukacją nie ma żartów i zmiany na lepsze wydają się być coraz pilniej potrzebne. Szkoły wyższe zreformują się pod presją rynku: niż demograficzny sprawi, że w ciągu dwóch najbliższych dziesięcioleci, będą musiały walczyć o studentów. Skończą się wygórowane opłaty, notorycznie odwoływane zajęcia, niepunktualność wykładowców, wielotygodniowe poszukiwania egzaminatorów, którzy lekceważą swoje obowiązki. Kto jednak wreszcie zreformuje szkoły średnie? Kto zapewni finanse na takim poziomie, że nauczycielami będą starali się zostać najlepsi absolwenci szkół wyższych? Kto sprawi, że matura odzyska utracony prestiż, a uczniowie wybierający się do szkoły średniej będą znali wymagania, jakie zostaną przed nimi postawione po jej zakończeniu?
A co zrobimy, gdy za rok nie 25 procent, ale połowa maturzystów nie zaliczy egzaminów? Zamkniemy część szkół wyższych, a młodych ludzi wyślemy do pracy fizycznej za granicą? Czy tego chcą rektorzy, którzy dzisiaj grożą, że nie przyjmą maturzystów z jednym oblanym przedmiotem? Studenci dobrze wiedzą, w których uczelniach trzeba się uczyć, a w których wystarczy terminowo regulować wszystkie opłaty. Z kolei w innych trzeba się uczyć na studiach dziennych, ale wystarczy płacić na studiach zaocznych czy wieczorowych. Frazesy o wysokim poziomie i wysokich wymaganiach wobec kandydatów na studia, często całkowicie rozmijają się z uczelnianą rzeczywistością. Również w szkołach uczniowie dobrze wiedzą, u których nauczycieli będą mogli przygotować się do studiów na płatnych korepetycjach po lekcjach. Cały ten system, zbudowany na oszustwach komunistycznej oświaty, wymaga pilnej reformy. Tylko dlaczego jej koszty mają ponosić kolejne roczniki uczniów i studentów?
Ryszard Terlecki