[2013.04.25] KU PRZESTRODZE BOGATYM
Dodane przez Administrator dnia 25/04/2013 20:45:13
Od wieków trwa spór w jaki sposób powinna być sprawowana władza jednych ludzi nad drugimi. W czasach prehistorycznych nie było problemu. Wspólnota pierwotna wbrew pozorom była demokratycznym systemem, gdzie członkowie plemienia mieli istotny wpływ na bieg wydarzeń ich dotyczących. Co prawda wygrywał silniejszy fizycznie, ale reguły gry były jasne i oparte na dostępie do wyżywienia siebie i swoich bliskich. Także w starożytnej Sparcie i Grecji demokracja bezpośrednia funkcjonowała nieźle, choć miała swoje cienie w postaci wręcz eliminacji słabszych. Z czasem systemy sprawowania władzy uległy znacznemu wypaczeniu, gdy pojawili się ludzie rządni władzy, chcący mieć wpływ na innych, a właściwie sprawować ją według własnego widzimisię. Ludzie Ci przede wszystkim mieli na uwadze własne egoistyczne interesy i swoich bliskich. Stąd powstawały różne satrapie, feudalne monarchie oparte na sprawowaniu władzy przez ludzi połączonych węzłami, często „błękitnej” krwi. Rewolucja burżuazyjna we Francji zburzyła ten system, dając przewagę nie „urodzeniu”, ale kapitałowi, który stał się źródłem władzy. Próby tworzenia nowego systemu pięknie deklarującego braterstwo, równość i sprawiedliwość skończyły się powrotem do bezwzględnych dyktatur i póki co dreptamy w miejscu, bo forsa rządzi światem. O tym upewniłem się w pełni, oglądając film na inauguracji krakowskiego znakomitego festiwalu kina niezależnego Off Plus Camera. „Żądza bankiera” obnaża naszą rzeczywistość do bólu pokazując, kto naprawdę rządzi światem, o czym zresztą przekonujemy się na własnej skórze. Korporacje finansowe i banki rozdają karty. Żyjemy w świecie bezwzględnej rywalizacji, w której wygrywają bardziej cwani oraz pazerni. Koniec filmu jest wręcz symboliczny, gdy prezes światowego banku, pokonując swoich rywali, tryumfalnie ogłasza swoim współpracownikom, że będzie nadal współczesnym Robin Hoodem, który zabiera biednym i jeszcze bardziej zwiększa bogactwo wąskiej i wiodącej elity finansowej.
Dysonans we współczesnym świecie pomiędzy ludźmi bogatymi i biednymi coraz bardziej się pogłębia. Widać to w skali makro, gdzie tzw. trzeci, a właściwie coraz bardziej czwarty świat w postaci krajów afrykańskich, niektórych azjatyckich i Ameryki Południowej, żyje w ubóstwie, poza nielicznymi przedstawicielami lokalnej i skorumpowanej władzy, powiązanej z finansjerą, opływającymi w dostatki. Jeszcze bardziej jest to widoczne w krajach rozwiniętych, gdzie bogaci coraz bardziej się bogacą, a biedniejący żyją na granicy tzw. przyzwoitej egzystencji. Mają zaspokojone podstawowe potrzeby, nawet w postaci rozwiniętego socjalu, ale coraz dalej im do świata ludzi, którzy nie wiedzą co robić ze swoim bogactwem. Bogaci robią tutaj podstawowy błąd, bo motorem rozwoju każdego państwa jest zawsze klasa średnia. To ona mając określoną siłę nabywczą, stanowi rzesze konsumentów. Przecież ile wąska grupa bogaczy może zeżreć, kupić dóbr konsumpcyjnych? Nie za dużo, bo granice ludzkich możliwości są ograniczone. Podobnie dzieje się w naszym kraju. Elita rządząca powiązana ze światem dużego biznesu obdziela się coraz większymi kontraktami, premiami i apanażami, a średnia klasa przyciśnięta podatkami ledwie zipie, że nie wspomnę o emerytach, rencistach i żyjących z minimalnych pensji na granicy ubóstwa. Zatem jeśli taki proces będzie trwał nadal, to musi to doprowadzić do jakichś radykalnych zmian, a wiemy na czym one polegają. W historii świata mieliśmy już trochę rewolucyjnych zakrętów i zawsze kończyły się one źle dla tych bogatych i pazernych…
SŁAWOMIR PIETRZYK