[2006.05.25] Głupota jest w modzie
Dodane przez Administrator dnia 25/05/2006 15:16:08
To bardzo przykre, że w dniach poprzedzających przyjazd Ojca Świętego Benedykta XVI, byliśmy zmuszeni oglądać reklamy filmu „Kod da Vinci”, rzekomo sensacyjnej opowieści kryminalnej, w rzeczywistości antykościelnej bzdury, obliczonej na ogłupianie masowej publiczności. Film został oparty na powieści amerykańskiego powieściopisarza, specjalizującego się w utworach z gatunku spiskowej fantastyki, który popełnił już wcześniej dzieła m. in. o rzekomych tajemnicach NASA (amerykańskiej rządowej agencji badań kosmicznych) oraz o Narodowej Agencji Bezpieczeństwa USA. Ponieważ powieści o UFO i szpiegach nie zrobiły na czytelnikach większego wrażenia, wziął się za powieść o tajnej organizacji, działającej wewnątrz Kościoła katolickiego i przechowującej tajemnice, całkowicie zmieniające sens historii chrześcijaństwa. Książka, dla której zorganizowano gigantyczną kampanię reklamową, zainteresowała rzesze niewykształconych czytelników, którym wmówiono, że chociaż w „Kodzie da Vinci” może nie ma ściśle historycznej prawdy, ale jednak „coś jest na rzeczy”. Dziełko autora sensacyjnych powieści zaczęło uchodzić za utwór ujawniający jakieś skrywane dotąd tajemnice, ponadto trafiło na podatny grunt czytelniczej mody na rozmaite religijne brednie, na przykład przedstawiające Jezusa Chrystusa jako kobietę, jako murzyna, jako homoseksualistę itp. Na podstawie powieści nakręcono film, podobno żenująco słaby, ale za to odwołujący się do gustów masowej publiczności.
Gdy na festiwalu w Cannes film pokazano na prasowej premierze, dziennikarze i filmowi recenzenci, których o niejedno można posądzić, ale na pewno nie o poważne traktowanie treści religijnych, w kluczowych momentach filmu wybuchali śmiechem, a na końcu całą projekcję skwitowali gwizdami i tupaniem. Oczywiście nie zirytowały ich opowiadane w filmie głupstwa, a jedynie jego mizerny poziom artystyczny. Nie przeszkodziło to jednak dalszej kampanii reklamowej pod hasłem „film roku” czy „dzieło długo oczekiwane”.
Kościół odniósł się do filmu krytycznie, spokojnie przedstawiając swoje stanowisko. Jak dotąd tylko episkopat Włoch wezwał wiernych do bojkotu filmu. Kardynał Stanisław Dziwisz w opublikowanym liście napisał, że film, podobnie jak książka, jest „oparty na licznych błędach i kłamstwach, zaprzecza bóstwu Jezusa Chrystusa, podważa wiarygodność Ewangelii oraz w bezprecedensowy sposób uderza w Kościół katolicki”. Film jest już wyświetlany w wielu kinach Krakowa i z pewnością znajdą się liczni wielbiciele sensacji, którzy pójdą go obejrzeć. Nawet gdy nie zwrócą się miliony wydane na reklamę, to przeciwnicy chrześcijaństwa i tak uznają popularność „Kodu da Vinci” za swój sukces.
Wystarczy jednak wyobrazić sobie, co działoby się i w Europie, i w Polsce, gdyby do kin trafił film naśmiewający się z religii żydów albo muzułmanów. Media ogłosiłyby cywilizacyjną katastrofę, autorzy książki czy filmu zostaliby uznani za pogrobowców Hitlera, pochody przeciwników rasizmu maszerowałyby ulicami miast, a żaden właściciel kina nie odważyłby się wyświetlić takiego filmu choćby na jednym seansie. Natomiast w chrześcijańskiej Europie obrażanie chrześcijan nadal jest w dobrym tonie. A jeżeli już ktoś zaprotestuje, to zwykle zwolennicy ugrupowań z politycznego marginesu, wykorzystujący okazję do pojawienia się w mediach, najczęściej więcej szkody wyrządzający Kościołowi niż całe rzesze jego zajadłych przeciwników.
Jedno jest pewne: na słaby film chodzić nie warto, a na film kłamliwy chodzić nie należy. I nie jest prawdą, że o wartości filmu najlepiej przekonać się osobiście. Na to właśnie liczą autorzy oraz dystrybutorzy antykościelnej kampanii i byłoby bardzo pożyteczne, gdyby spotkało ich bolesne rozczarowanie.
Ryszard Terlecki