[2012.11.29] PÓŹNOJESIENNE SANDACZE
Dodane przez Administrator dnia 29/11/2012 14:44:46
Za typowo „sandaczowe” miesiące uchodzą wrzesień i październik. Ale łowcy tej ryby, szczególnie spinningiści, z powodzeniem łowią tę rybę również w listopadzie i w grudniu. Późną jesienią sandacze lubią się gromadzić w większe stada. A zlokalizowanie takiej gromadki może przynieś niezłe wędkarskie sukcesy. Tylko gdzie takiego stada szukać? Jak pisał o tym Jacek Jóźwiak w książce „Sztuka łowienia ryb w rzecze” są dwie metody. Pierwsza, stosunkowo prosta, to obserwowanie miejscowych wędkarzy. Pojawienie się gromady spinningistów w jakiejś okolicy nad rzeką, jest nieomylnym znakiem, że w tej okolicy biorą sandacze. Tyle tylko, że miejsce takie po naszym przybyciu może być już mocno przetrzebione. Ale fakt jest faktem. Obserwacja zachowania miejscowych wędkarzy bywa bardzo pomocna – zwłaszcza, gdy sami niezbyt dobrze znamy łowisko. Druga metoda jest bardziej skomplikowana i wymaga zarówno wiedzy jak i umiejętności - to „samodzielne szpiegowanie podwodnego świata” – jak pisze Jóźwiak. „Rozpoznawanie nieźle rokującej płani zaczynam zazwyczaj średniej wielkości wahadłówką – pisze wspominany autor. To wabik spełniający znakomicie wymogi przynęty szpiegującej – jest dalekosiężny, daje się prowadzić w różnych warstwach wody i jest tani, co miewa duże znaczenie w penetrowaniu nieznanych miejsc”.
Podczas późnojesiennych, listopadowych i grudniowych łowów na dużych rzekach, takich jak chociażby Wisła czy Dunajec, dobrze jest stosować zabezpieczenie w postaci cienkiego wolframowego przyponu. Sandacza przypon taki ani nie płoszy, ani nie zniechęca, a chociaż rzadko w bezpośredniej strefie sandaczowej możemy spotkać szczupaka, to jednak gdy wabik przechodzi przez płyciznę może zdarzyć się, że niemal pod naszymi nogami, w błystkę czy w woblera uderzy medalowy zębacz. Przypon z żyłki, takiego spotkania raczej nie przetrzyma, a nam umknie niespodziewana zdobycz.
Wędrując wzdłuż brzegów i szukając miejsc, które warto obrzucić blachą możemy natknąć się na głębokie dołki ze spowolnionym nurtem. Taki dołek można zostawić sobie na późne popołudnie, gdy zaczyna się zmierzchać i postawić w nim zestaw żywcowy. Klasyczny, do łowienia w pół wody. Czekając na ewentualne zainteresowanie przynętą ze strony sandacza, możemy skoncentrować się na przygotowaniu ogniska, a na nim jakiejś ciepłej strawy. W późnojesienny wieczór, gdy temperatura jest stosunkowo niska, nie ma nic piękniejszego niż ciepło palonego nad wodą ogniska. Wtedy można i dłużej posiedzieć, i pogadać z kolegą, i poczekać na grudniowego sandacza.
Jakub Kleń