[2006.05.12] W Mogile nad Wisłą
Dodane przez Administrator dnia 12/05/2006 20:26:18
W piątkowe popołudnie wybrałem się na kilka godzin nad Wisłę, w okolice mostu „Wanda” w Mogile. I mały szok. Nie wiem, czy spowodowało to zamknięcie dla wędkarzy nowohuckiego zalewu, ale zauważyłem sporo wędkujących nad królową polskich rzek. Wędkarskie stanowiska ciągnęły się kilkaset metrów w górę rzeki od mostu (dalej już nie wędrowałem, ale być może wędkujący rozlokowali się aż do Łęgu). W dół rzeki, co kilkadziesiąt metrów, również siedzieli wędkarze, aż do przystani Yacht Clubu. Jak zauważyłem, dominowały dwie metody połowu – albo na przepływankę ze spławikiem, albo na grunt (w tym przypadku, też w dwóch odmianach – na dzwoneczek i na drgającą szczytówkę). By tego było mało, po drugiej stronie Wisły również można było zobaczyć wędkarzy.
Znalazłem sobie trochę wolnego miejsca w połowie drogi między mostem, a przystanią Yacht Clubu, naprzeciw ogródków działkowych. W tym miejscu nie łowiłem już dawno. Zarzuciłem dwie gruntówki z najbardziej uniwersalną przynętą – na jednym z haczyków zawisł pęczek czerwonych, żywotnych robaków, na drugim trochę większe dendrobeny. Kilkanaście metrów wyżej wrzuciłem dwie kule z zanętą. Miałem nadzieję, że zanęta zwabi jakieś plątające się w okolicy łowiska ryby. I nie pomyliłem się. Po piętnastu minutach, szczytówka prawej wędki zaczęła nerwowo drgać, po czym wygięła się do dołu. Zaciąłem. Czułem, że na haczyku coś jest, ale nie był to olbrzym. Po kilku minutach holu, w podbieraku miałem niewielkiego okonka. Na drugie branie czekałem dłużej. Zanęciłem raz jeszcze. I nadal nic. Minęła jedna godzina, druga… Wreszcie szczytówka drgnęła. Ale bardzo delikatnie. W pewnej chwili zacząłem się nawet zastanawiać, czy jakiś płynący patyk lub inne szpejo nie trąciło żyłki. Ale szczytówka znów zadrgała, zadrgała jeszcze raz i wygięła się. Postanowiłem zaciąć. I tym razem zacięcie nie było puste. Po chwili na brzeg wyciągnąłem niewielkiego leszczyka. Tego dnia to było wszystko.
Co prawda, efekty piątkowego wypadu na ryby nie były oszałamiające, ale od czasu do czasu warto wpaść nad Wisłę. W okolicach Yacht Clubu, tyle, że po drugiej stronie rzeki, trafiają się naprawdę ładne leszcze. A jesienią, w okolicy Kujaw, wędkarze wyciągają z Wisły niezłe drapieżniki. Woda w rzece nie jest już tak brudna jak bywało kiedyś, dlatego i ryb pojawia się w niej coraz więcej. Następnym razem wybiorę w okolice ujścia Dłubni do Wisły. Nie łowiłem w tym miejscu ze dwadzieścia parę lat. Przy okazji zobaczę, jakie zaszły tam zmiany – i w linii brzegowej i w krajobrazie.
Jakub Kleń