[2012.06.07] EURO spoko
Dodane przez Administrator dnia 07/06/2012 12:41:40
Czy rozpoczynające się właśnie Euro okaże się polskim sukcesem, jak tego spodziewaliśmy się parę lat temu? Jedno jest pewne: wielki rozwój Polski, który miał być efektem przyznania nam organizacji mistrzostw, okazał się niespełnionym marzeniem. Ile to mieliśmy zbudować dróg i autostrad, ile unowocześnić linii kolejowych, ile miały na tym zarobić polskie firmy? Nic z tego nie zostało. Autostrad – połowę z tego co zapowiadano – doczekamy się za rok lub dwa, a za następne dwa lata trzeba je będzie zamknąć i remontować, jeżeli w ogóle będą nadawały się do remontu. Bo wiele wskazuje na to, że rozkradano drogie materiały budowlane i zastępowano je byle czym: piaskiem, gliną, gruzem.
Podobnie z koleją. Dziś na wielu odcinkach jeździ się wolniej niż przed II wojną światową. Cudzoziemcy przyjeżdżają i kręcą głowami ze zdumienia. A jak wyglądają polskie wagony, w jakim stanie są lokomotywy, jak niebezpieczne stało się podróżowanie pociągami – to wszystko sprawia, że po dwudziestu trzech latach „transformacji” możemy porównywać się nie z Zachodem, ale z Mołdawią albo Czarnogórą.
Zbudowano nam za to stadiony, w tym jeden najdroższy na świecie. Zresztą okazało się, że te nieliczne odcinki autostrad też są najdroższe w Europie: budowa kilometra autostrady w Polsce kosztuje dwa razy drożej niż taki sam (tylko lepiej wykonany) kilometr w Niemczech. Dlaczego? Można podejrzewać, że na koszt składają się gigantyczne łapówki oraz układy: przetarg wygrywa firma szwagra, która ma dwie łopaty i biuro w garażu. Ponieważ jednak dostaje kontrakt na budowę autostrady, uzyskuje wielomilionowe pożyczki w bankach i wynajmuje podwykonawców. W połowie roboty okazuje się, że pieniądze już „wyszły” i kontrakt będzie kosztował trzy razy tyle, niż przewidywano na początku. Rząd nie ma wyjścia – zresztą przecież to szwagier kumpla ministra – więc brakujące pieniądze dopłaca. Pod koniec roboty szwagier ogłasza upadłość i wyjeżdża na Wyspy Bahama, a podwykonawcy nie dostają wypłaty i bankrutują. Występują do sądu o odszkodowania i rząd musi wysupłać kolejne miliony. Itd., itd.
Równocześnie okazuje się, że państwo polskie na mistrzostwach nie zarobi, bo wszystkie zyski zgarnie UEFA. Po EURO zostaną stadiony-giganty, których utrzymanie pochłonie ogromne sumy. Kto będzie za to płacił? My – z naszych podatków. Zostaną też astronomiczne długi, zaciągnięte na budowę najdroższych stadionów i najdroższych dróg. Za parę lat nieużywane, nieogrzewane i niekonserwowane stadiony popadną w ruinę, ale długi zaciągnięte na ich budowę zostaną.
To zresztą nie koniec kłopotów. Rosja wymyśliła sobie, że się naszym kosztem zabawi. W Warszawie dostała własną „strefę kibica” i zgodę na przemarsz wielkiego pochodu z okazji rosyjskiego święta. Podobno z Rosji przyjedzie 100 tysięcy kibiców. Na stadion wejdzie jedna piąta. Czym będzie zajmować się reszta, oprócz maszerowania po ulicach? Można sobie tylko wyobrazić. Co zrobią polskie władze, gdyby doszło do awantur czy zamieszek? Poproszą o pomoc rosyjskie wojsko?
Wielka szansa okazała się wielką kompromitacją rządu. Tuskowi zostało już tylko modlić się o polską drużynę w finale. Może wtedy Polacy wybaczą mu zmarnowane miliardy.
Ryszard Terlecki