[2012.05.17] LEOKADIA SOCZYŃSKA – FAJKIEL
Dodane przez Administrator dnia 17/05/2012 17:39:37
Urodziła się w Sandomierzu przed 91 laty. Ojciec był cenionym lekarzem, a matka posiadając wyższe wykształcenie filozoficzne zajmowała się wychowaniem córki. Po śmierci ojca, zgodnie z jego życzeniem matka wyszła za Jego kolegę i wyprowadziła się do Zawiercia, gdzie Leokadia ukończyła szkołę podstawową i gimnazjum. W roku 1938 podjęła naukę w Liceum Pedagogicznym w Krakowie. Dwie klasy ukończyła w systemie stacjonarnym, a pozostałe kończyła na kompletach tajnego nauczania. Wiele zawdzięcza swojemu katechecie z tamtych czasów ks. Janowi Mazankowi, pochodzącemu z wieloletniej rodziny, gdzie z 8 synów, 4 było duchownymi. Maturę zdała już po wojnie w 1945 roku i podjęła studia na WSP w Krakowie. Po ich ukończeniu została skierowana nakazem pracy do Kamiennej Góry k/Wrocławia i od razu wstąpiła do Związku Nauczycielstwa Polskiego, z którym związała się na całe życie. Obecnie bierze udział w spotkaniach nowohuckiej sekcji seniorów ZNP, a Halina Węglowska jest jej opiekunkom ze strony Związku. W 1952 roku przenosi się do Krakowa i początkowo pracuje jako nauczycielka j. polskiego w liceum na ul. Skałecznej, a następnie na Podbrzeziu. W 1958 r. rozpoczyna pracę w Nowej Hucie, z którą związała się do dzisiaj. Zostaje nauczycielką w SP 91 w os. Handlowym, gdzie dyrektorem był Władysław Zawada, którego wkrótce zostaje zastępczynią. Przyznaje, że z dużą obawą przenosiła się do Nowej Huty, ale mile się rozczarowała. Uczniowie byli pilni i głodni wiedzy, a ich rodzice, często ludzie prości wręcz prosili o pomoc w wykształceniu swoich dzieci. Po sześciu latach zostaje przeniesiona na z-cę dyr. do SP 126 w os. Tysiącleciu, gdzie dyrektorem był Witalis Czulak. I te czasy wspomina z sentymentem, gdzie w przepełnionej szkole, oddziały sięgały litery „J”, pracowało się niełatwo, ale z satysfakcją efektu. Pracę z dziećmi traktowała jako misję. Wyjeżdżała z nimi na wakacje i zimowiska. Prowadziła 72 turnusy na koloniach w Kruszowie k/Suchej i Sułkowicach, współpracując z Zakładem Energetycznym w Krakowie. W 1976 roku przechodzi na emeryturę, ale nie kończy pracy nauczyciela. Przez kolejne kilkanaście lat była nauczycielką języka niemieckiego w Zespole Szkół Budowlanych w os. Szkolnym. Była wykładowcą kursów w Ośrodku Usług Pedagogicznych prowadzonym przez Stanisławę Pietruszkę.
Była dwukrotnie zamężna. Z pierwszego małżeństwa z Henrykiem ma dwóch synów Andrzeja i Wojciecha, którzy na początku lat siedemdziesiątych wyjechali do Kanady i mieszkają w Vancuover. Ma 5 wnuków i 3 prawnuków, ale najbliższa rodzina jest daleko, choć odwiedzała ją kilkakrotnie i miała propozycję przeprowadzki za „wielką wodę”. Wybrała Polskę. Mieszka od początku lat siedemdziesiątych w wieżowcu w os. Na Lotnisku. Z drugim mężem Władysławem, który zmarł na początku lat dziewięćdziesiątych, przeżyła ponad 20 lat w tym miejscu. Tutaj ma wspaniałych sąsiadów, którzy pomagają jej do dzisiaj. Rzadko zdarza się, aby zakupy sama doniosła do mieszkania. Przyczyniła się do budowy kościoła w os. Kalinowym pw. Świętego Józefa i była w jego Radzie Parafialnej. Do dzisiaj pomaga parafii w prozaicznych czynnościach wymagających stuprocentowego zaufania. Zresztą jest nadal aktywna edukacyjnie. W miniony majowy długi weekend pojechała do Bieńkówki k/Limanowej, gdzie przygotowywała do matury Anię, córkę siostry synowej starszego syna, którego z czułością określa Jędrusiem. Utrzymuje kontakty ze swoimi koleżankami i kolegami z lat młodości. Była wielokrotną organizatorką zjazdów szkolnych. Niestety z czasów Gimnazjum kontaktuje się tylko z jednym kolegą Leszkiem Dutką absolwentem ASP i znanym twórcą kultury w Krakowie. Z przedwojennego Liceum Pedagogicznego pozostały ich tylko cztery koleżanki: Ona, Janina Gdula, Kazimiera Gąstoł i Józefa Miłoś. Przed kilkunastoma dniami pożegnały piątą koleżankę Zosię Piech na Rakowicach. Jest z natury optymistką i to jest sposób na życie. Nie lubi narzekać na zdrowie i chodzić do lekarzy, ale i w tym środowisku ma Przyjaciół jak kardiologa Krzysztofa Troczyńskiego, który z własnej inicjatywy ją odwiedza, zainteresowany jej stanem zdrowia. W Nowej Hucie ceni sobie przestrzeń i zieleń i jest zadowolona, że mieszka w zasobach SM „Bieńczyce”, która dba naprawdę o swoich mieszkańców.
Sławomir Pietrzyk