[2006.04.20] Sportowe oszustwo
Dodane przez Administrator dnia 20/04/2006 20:56:40
Sport wychowuje – to twierdzenie należy do gatunku tych, które najczęściej powtarzamy bezkrytycznie, nie namyślając się nad ich rzeczywistą treścią. Coś w tym jest: na szkolnym boisku młodzi ludzie uczą się zasad uczciwej rywalizacji, a zdrowy sportowy wysiłek hartuje nie tylko ciała, ale i charakter uczestników zawodów czy ćwiczeń. Jednak wmawianie opinii publicznej, że masowy sport pozwala znaleźć godziwe zajęcie dla tych wszystkich, którzy nie wiedzą, czym zająć się w życiu, najczęściej trzeba uznać za cyniczne oszustwo. Wielkie reklamowo-dochodowe przedsiębiorstwo, jakim jest piłkarska liga, już dawno nie ma nic wspólnego ani ze sportem, ani z uczciwością. Jednak handel zawodnikami, meczami i wynikami w tabeli, można ukrócić stosując surowe kary. Jak ukrócić chuligańskie mityngi, odbywane przy okazji piłkarskich meczów? Jak się pozbyć z miasta rozwydrzonej hałastry, kpiącej sobie nie tylko z wychowawców, ale i z policji, prokuratorów i sędziów? Jaki procent mieszkańców miasta interesuje się rozrywkami półgłówków, udających piłkarskich kibiców? Jeżeli straż miejska i policja nie potrafią ukrócić burd, ani zapewnić bezpieczeństwa normalnym obywatelom, to po co nam takie imprezy; po co mają je znosić normalni obywatele miasta?
Jeżeli lubimy oglądać sport w telewizji, to równie dobrze możemy emocjonować się angielską czy hiszpańską ligą. Jeżeli sami chcemy w coś pograć, to możemy pobiegać na tenisowym korcie albo pościgać się w kajakach. Czy piłka nożna jest nam konieczna do szczęścia?
Tradycyjnie, gdy zbliżają się wybory, polityczne miernoty, usiłujące pozyskać choćby minimalne poparcie, mizdrzą się do piłkarskich fanów, obiecując im nowe stadiony, pieniądze na piłkarskie gwiazdy, pierwsze miejsca w futbolowych tabelach. Władze miejskie, nawet te najbardziej nieudolne, które przez całą kadencję nie odznaczyły się żadnym, nawet najmniejszym sukcesem, przed wyborami także zaczynają kokietować stadionową publikę. Przecież nawet te kilkaset głosów może okazać się ważne w dramatycznej rozgrywce, której stawką jest ratunek przed popadnięciem w polityczny niebyt. Za kilka miesięcy czekają nas samorządowe wybory, znowu więc będziemy wysłuchiwać obietnic, kierowanych do piłkarskiej sitwy. Znowu wśród wyjącego tłumu, pojawią się na stadionach kandydaci na radnych, ofiarnie zdzierający własne gardła, byle tylko wrócić do domu z nadzieją, że pozyskało się kilka głosów przyszłych wyborców. Za tydzień pójdą kibicować drużynie przeciwników – może i tam uda się uzbierać parę głosów. Wybory miną, a problem stadionowych awantur pozostanie nierozwiązany do następnej kadencji.
Niestety, czasy są takie, że gigantyczny interes, w jaki przekształciły się sportowe zawody, przyciąga najmarniejszych polityków, czy raczej politycznych oszustów, którzy za wielkie pieniądze z idei sportowej rywalizacji gotowi są uczynić nawet najbardziej ponurą karykaturę. Takim oszustwem stopniowo stają się olimpiady, które nie tylko nie mają już nic wspólnego ze sportowym amatorstwem, ale – co gorsze – stają się zaprzeczeniem olimpijskiej idei pokoju i wolności. Jeżeli gospodarzami najbliższej letniej olimpiady mają być komunistyczne Chiny, w których przeciwników politycznych trzyma się w obozach i więzieniach, w których prześladuje się religię, w których brutalnie tłumi się walkę o wolność okupowanego Tybetu – to jak można mówić o światowym święcie sportowej młodzieży? Temat ten, odległy od problemów z szalikowymi rozrabiaczami, zasługuje na osobne omówienie. Choć w jednym olimpiada w Pekinie i burdy na krakowskich stadionach są podobne – w obu wypadkach sportowe ideały przegrały z rywalizację z brudnymi interesami.
Ryszard Terlecki