[2012.04.26] Gruba kreska boi się zmiany rządu
Dodane przez Administrator dnia 26/04/2012 19:14:03
Tadeusz Mazowiecki, czyli „pierwszy premier niekomunistycznego rządu”, chociaż w tym rządzie najważniejsze resorty objęły podpory komunistycznej dyktatury, czyli Kiszczak i Siwicki; premier, którego ówczesne karykatury przedstawiały jako żółwia, bo nie spieszył się z rozwiązaniem bezpieki czy likwidacją cenzury; który przeszedł do historii jako autor „grubej kreski” (chociaż wówczas mówił o grubej linii, co w końcu na jedno wyszło) – ma dziś czelność pouczać Polaków, aby „pucz trwający w Rzeczpospolitej nam się nie utrwalił w coś bardzo niedobrego”. Według innej gazety nie użył słowa „pucz” tylko „rokosz”, powiedział także, że polski Kościół nie powinien żyrować „smoleńskiego kłamstwa”. Oczywiście, roztropny premier Mazowiecki za kłamstwo uważa nie to, co w tej sprawie wyczyniają Rosjanie i rząd Tuska, ale podejrzenie, że jednak doszło do zamachu.
Mazowiecki opowiadał to wszystko w pałacu prezydenckim, na urodzinowej uroczystości. Był tam na swoim miejscu, bo należy (należał?) do ekipy prezydenckich doradców.
Jego słowa natychmiast podchwyciły wystraszone „główne” telewizje, które dobrze wiedzą, że Polska nie daruje im powodzi kłamstw, którymi zatruwają odbiorców. Tak jak komuniści straszyli anarchią, panicznie bojąc się ulicznych demonstracji, tak towarzystwo z pałacowego salonu wezwało usłużnych dziennikarzy do grożenia domową wojną i gniewem Putina. Odezwały się też w tej sprawie rozmaite polityczne marionetki, zawsze gotowe wykonać najbardziej brudną robotę.
A marsz wolności szedł przez Warszawę, biało-czerwony od tysięcy flag i transparentów, spokojny i poważny, pewny swoich racji i swojego zwycięstwa. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi ściskało sobie ręce i pozdrawiało się serdecznie, jakby po Tusku, Kopaczowej czy Sikorskim nie było już nawet śladu. Tylko od czasu do czasu przez tłumy przebiegał gniewny okrzyk, skandowany od końca do końca pochodu: „nie oddamy wam telewizji Trwam” i „rząd pod sąd”.
Ten marsz, a także dziesiątki innych, w kilkudziesięciu miastach i miasteczkach, podczas których upominano się o prawo do prawdy i o katolickie media, pokazał władzy, że mimo utrzymujących się w sondażach paru procent przewagi Platformy nad Prawem i Sprawiedliwością, oszukańcza ekipa powinna już zacząć palić dokumenty i pakować nagromadzony dobytek. Przełom może nastąpić szybciej, niż się tego spodziewają.
Tymczasem Tusk chce mieć z czym uciekać do Brukseli. Zamiast doczekać wyborów i odejść w niesławie, woli sprowokować społeczeństwo absurdalną ustawą emerytalną, żeby w chwili kryzysu wołać do swoich europejskich przyjaciół: patrzcie, chciałem zapędzić do dłuższej pracy ten krnąbrny naród, ale on nie poznał się na zaszczytnej roli posłusznych europejczyków i nic go nie obchodzi los niemieckich czy francuskich banków. Za to, że byłem taki dzielny i forsowałem niepopularne decyzje, nie zostawicie mnie przecież na bruku i znajdziecie jakąś dobrze płatną posadę. A także pozwolicie urządzić się paru moim koleżankom i kolegom.
A my wiedzieliśmy od dawna, że tak zakończy się kariera, zbudowana na nieuczciwych intencjach i niedotrzymanych obietnicach.
Ryszard Terlecki