[2012.04.05] Praca do śmierci
Dodane przez Administrator dnia 05/04/2012 18:49:16
Na Wielkanocne Święta rządząca koalicja zafundowała nam skromny prezent: odrzucenie ponad dwóch milionów podpisów pod wnioskiem o referendum w sprawie tzw. reformy emerytalnej. Dlaczego domagaliśmy się referendum, czyli poddania pod powszechne głosowanie pomysłu przedłużenia wieku emerytalnego do 67 roku życia? Bo w sprawie tak ważnej dla nas wszystkich – wszyscy powinniśmy wypowiedzieć swoje zdanie.
Ale Tuska nasze zdanie nie interesuje. Chce jak najszybciej przeprowadzić opóźnienie emerytur, a potem spokojnie znów zająć się propagandą i przygotowaniami do kolejnych wyborów: europejskich, samorządowych, prezydenckich i parlamentarnych (w takiej kolejności, o ile oczywiście nie nastąpi nic nieprzewidzianego, np. skrócenie kadencji obecnego Parlamentu). Tuska nie obchodzą również nasze przyszłe emerytury. Czy ktoś może uwierzyć, że tę ekipę, Tuska, Grasia, Sikorskiego, Schetynę czy Kopaczową, interesuje choćby tylko odrobinę co będzie się działo w Polsce za dwadzieścia czy trzydzieści lat? Przecież ich nie obchodzi nic innego, jak tylko utrzymanie się przy władzy. Tak długo, jak długo jest to możliwe. A potem będą uciekać gdzie pieprz rośnie, do Europy, a może jeszcze dalej – tam, gdzie nie dosięgnie ich sprawiedliwość. Jest jasne, że taki plan wymaga zgromadzenia odpowiednich funduszy na odpowiednio bezpiecznych, zagranicznych kontach.
Po co więc Tusk i jego ministrowie narażają się dzisiaj na gniew Polaków i forsują zabójcze dla zwykłego obywatela pomysły? Robią to właśnie dlatego, aby utrzymać się przy władzy jeszcze przez parę lat. Przedłużenia lat pracy Polaków domagają się tzw. rynki finansowe, czyli wielkie banki, które chcą mieć nadzieję, że Polska kiedykolwiek spłaci gigantyczne długi, zaciągnięte przez nieudolny i nieodpowiedzialny rząd. Banki wiedzą, że za pięć lat po Tusku w Warszawie może już nie być nawet śladu, ale przecież Polacy – i to ci biedniejsi, którzy zarabiają, płacą podatki i ewentualnie oszczędzają w Polsce – będą musieli oddawać rządowe długi. Niech więc tyrają jak najdłużej, najlepiej do śmierci (wtedy władza zaoszczędzi na emeryturach), a z tego co zarobią i co odbierze się im w rozmaitych podatkach, polskie państwo będzie płacić niemieckim, francuskim czy belgijskim bankom.
Dziś w tym planie wydłużenia okresu pracy Polaków jest jeszcze jeden problem. Po przegranych wyborach Tusk zniknie, ulotni się gdzieś także partyjna czołówka Platformy. Z kolei jej obecni posłowie i działacze rozproszą się po innych partiach i będą głośno krzyczeć, że Tusk to był oszust, a za Rostowskim trzeba rozesłać listy gończe. Po paru latach o Platformie nikt już nie będzie pamiętał, tak jak dzisiaj nikt nie pamięta o nieboszczce Unii Wolności. Ale co z PSL-em? Pawlak może zakamufluje się gdzieś w Brukseli, ale co z resztą „ludowego” towarzystwa? Języków nie znają, ze świata widzieli tylko plaże w Egipcie i na Majorce, niczego poza obsadzaniem posad robić nie umieją. Co z nimi? Mają stać się kozłem ofiarnym za liberałów, którzy zapewnili sobie dobrobyt na pokolenia?
Dlatego „ludowcy” opierają się żądaniom Tuska. Droczą się, ale tylko trochę, bo wiedzą, że Tusk ma w rezerwie zbieraninę Palikota. Dlatego wytargują coś dla swoich, a potem zagłosują nawet za pracą aż do śmierci. A po wyborach przyłączą się do PiS-u albo SLD, w zależności od tego, kto da im więcej. Tylko my, zwykli obywatele, będziemy pracować dłużej, żeby oddać pieniądze pożyczone przez te pięć lat rujnowania polskiego państwa.
Ryszard Terlecki